40 lat minęło
Trzy polskie kluby Skra Bełchatów, Jastrzębski Węgiel i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, z różnym skutkiem rywalizują w rozgrywkach grupowych Siatkarskiej Ligi Mistrzów. Te rozgrywki są najbardziej prestiżowymi w klubowej rywalizacji, a pierwszą edycję rozegrano w 1960 r. Marzy nam się od lat zwycięstwo w tych rozgrywkach, parę lat temu było zresztą bardzo blisko spełnienia tych marzeń (Skra miała przecież piłkę meczową w wielkim finale). Ciągle jednak nie możemy się doczekać powtórzenia jedynego wielkiego sukcesu w tych rozgrywkach.
19 lutego minęło równo czterdzieści lat od pamiętnego meczu Płomienia Milowice z drużyną z Czechosłowacji Aero Odolena Voda w szwajcarskiej Bazylei. Zwycięstwo w tym meczu zapewniło polskiemu klubowi miano najlepszej drużyny Europy i zwycięstwo w prestiżowych rozgrywkach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, który po latach przekształcono w obecną Champions League.
Sukces Płomienia przez tyle lat wspominamy i trochę smutne, że nikomu przez te 40 lat podobnego wyczynu nie udało się powtórzyć. Oczywiście trudno porównywać siatkówkę z tamtych lat z obecną klubową rywalizacją najlepszych drużyn europejskich. I wtedy i dziś jednak zwycięstwo w europejskim pucharze było jednak szalenie trudną sprawą, bo konkurencja i wówczas była szalenie mocna.
Wcześniej w 1973 r. nieoficjalnym wicemistrzem Europy była rzeszowska Resovia, ale jej na przeszkodzie stanęła znakomita drużyna z ZSRR – CSKA Moskwa. Polska jednak przecież w 1976 r. była mistrzem olimpijskim, a w Płomieniu w tym jakże pamiętnym do dziś sezonie 1977/1978 grało przecież trzech członków legendarnej olimpijskiej drużyny Huberta Jerzego Wagnera. Niewątpliwie mistrzowie montrealskich igrzysk: Wiesław Gawłowski, Ryszard Bosek i Włodzimierz Sadalski – mieli główny wkład w największy do dzisiaj sukces polskiej siatkarskiej drużyny klubowej.
Płomień miał trochę „sportowego” szczęścia. Z różnych przyczyn nie zgłosili swoich mistrzów do rozgrywek Rosjanie, Bułgarzy i Rumuni. Brak CSKA Moskwa (zdobyła PEMK w 1977 r.) z pewnością ułatwił zadanie sosnowieckiej ekipie, bo przecież wojskowy klub z ZSRR stanowił też trzon narodowej reprezentacji naszego wschodniego sąsiada. I tak jednak rywali Płomień miał wielu i to bardzo silnych.
Wtedy by znaleźć się w turnieju finałowym w Bazylei mistrz Polski musiał wyeliminować Panathinaikos Ateny i włoskie Federlazio Roma. Włosi już wtedy zaczynali się liczyć w siatkówce (ich reprezentacja w 1978 r. została wicemistrzem świata) i nasz mistrz przegrał w Rzymie 1:3. W milowickiej hali odrobił jednak z nawiązką straty i zakwalifikował się do decydującej rozgrywki.
W Bazylei nasza drużyna, której trenerem był Aleksander Skiba (jesienią 1978 r. został selekcjonerem reprezentacji) toczyła dramatyczne boje z ekipą ze Stambułu Boronkayem, mistrzem Holandii Starlift Blokker i mistrzem Czechosłowacji z Odolenej Vody. Z Turkami (sensacyjnie wyeliminowali Csepel Budapeszt, gdzie grała wielka gwiazda tamtych lat Laszko Buzek) Płomień nie miał problemów. Świetną drużyną byli natomiast Holendrzy, którzy zdruzgotali blokiem Aero Odoleją Vodę 3:0. Płomień z Holendrami miał ciężką przeprawę. Wygrał dwa pierwsze sety, ale w trzecim zaczęły się problemy i przegrał 1:15. Dopiero po niesamowicie trudnej końcówce czwartego seta wygrał 16:14, otwierając sobie drogę do zwycięstwa w turnieju. Z mistrzem Czechosłowacji przyszło Polakom stoczyć pięciosetowy bój, ale w tej ostatniej partii podopieczni Skiby szybko wyszli na prowadzenie i wygrali 15:7 i cały mecz 3:2. Ta wygrana zapewniła Polakom zdobycie tego najcenniejszego w Europie klubowego pucharu.
W drużynie trenerów Skiby i Hawranka oprócz mistrzów olimpijskich Boska, Sadalskiego i Gawłowskiego grali także Krzysztof Kasprzyk, Jerzy Malinowski, Jan Rogowicz, Waldemar Wspaniały, Leszek Molenda, Waldemar Kmera i Wiesław Pawlik.
Od tamtego czasu minęło wiele lat, kilku bohaterów z Bazylei, już niestety nie żyje. Żyje jednak wciąż w pamięci ich wielki sukces, też pamiętam ten sukces, chodziłem wówczas w Sosnowcu do szkoły i wszyscy byliśmy dumni z siatkarzy.
Teraz kończy się faza grupowa najważniejszego z pucharów i mamy nadzieję, że wszystkie nasze drużyny będą rywalizować w kolejnych fazach Ligi Mistrzów. Mamy też nadzieję, że po 40 latach przerwy znów będziemy mogli świętować wielki sukces.
Krzysztof Mecner