Akademickie starcia
Ostatni mecz pomiędzy akademickimi drużynami z Częstochowy i Olsztyna nie wzbudził może gigantycznego zainteresowania i trudno by go było uznać za „hit”, gdyż obie drużyny zajmują dalsze lokaty w tabeli PlusLigi. Mecze między tymi zespołami zawsze jednak mają w sobie coś szczególnego, coś o przywołuje dawne emocje.
Był czas gdy AZS Olsztyn i AZS Częstochowa o klasę przerastały krajowych rywali i między sobą walczyły o mistrzostwo kraju. Mecze akademickich drużyn, zwłaszcza na początku lat 90-tych, budziły niesamowite emocje, a publiczność, mimo kryzysu jaki w tym czasie był w polskiej siatkówce, waliła na te spotkania drzwiami i oknami. Mnie szczególnie w pamięci utkwiły trzy finałowe potyczki w play-off w latach 1991-1993, kiedy to akademickie drużyny toczyły niesamowite boje o mistrzowską koronę.
Sezon 1990/1991 był zresztą dość szczególny w naszej ekstraklasie, gdyż po różnych reorganizacjach wprowadzono w lidze mecze play-off, co dodatkowo spotęgowało wrażenia. AZS Olsztyn i AZS Częstochowa oczywiście wtedy bez wielkich problemów awansowały do wielkiego finału, a o mistrzostwo kraju grano do trzech zwycięstw. Pracując w gazecie oczywiście bardzo chciałem obejrzeć te finałowe spotkania, ale był mały problem, gdyż w tym samym czasie toczyła się walka o mistrzostwo Polski kobiet. Próbowałem więc jakoś pogodzić te obie rywalizacje. Pierwsze dwa mecze grano wtedy u drużyny z niższego miejsca w tabeli. AZS Częstochowa ograła olsztynian dwa razy u siebie i potrzebowała już tylko jednego zwycięstwa. U kobiet z kolei BKS Bielsko ograł na wyjeździe dwa razy Gedanię i u siebie potrzebował tylko jednej wygranej. Finały grano w sobotę i niedzielę. Po przeanalizowaniu sytuacji postanowiłem w sobotę jechać do Bielska, licząc na to, że BKS Stal szybko zakończy rywalizację. Zadzwoniłem jednocześnie do menadżera AZS Olsztyn, którym był wtedy Andrzej Więciorkowski by zarezerwował mi nocleg z poniedziałku na wtorek, bo, jak mu powiedziałem, byłem przekonany, że Olsztyn wygra mecz sobotni i niedzielny, a o mistrzostwie zadecyduje piąty mecz w poniedziałek. Ten „mój scenariusz” się idealnie sprawdził. Gdy w poniedziałek zjawiłem się w Olsztynie, menadżer nie krył podziwu dla mojej intuicji. AZS Olsztyn wygrał ostatecznie wtedy i ten piąty mecz, odzyskując mistrzostwo kraju po 13 latach przerwy.
Zostałem zresztą w Olsztynie jeszcze przez dzień robiąc wywiady (trenerem był Andrzej Grygołowicz) i przygotowując artykuły o nowym mistrzu kraju. Pobyt w Olsztynie wykorzystałem też by napisać tekst o drugoligowych piłkarzach Stomilu Olsztyn, których trenerem był Bogusław Kaczmarek. Stomil wyjeżdżał właśnie na mecz do Warszawy i szkoleniowiec zaproponował, że mnie podwiozą do stolicy, skąd już miałem do domu bliżej. Z tej podróży zapamiętałem, że gdy wyjeżdżaliśmy ze stadionu, wyjazd zatarasował nam źle zaparkowany „maluch”. Czterech piłkarzy podniosło więc samochód i przestawiło go ze 40 metrów dalej. Miny niefrasobliwego kierowcy jednak nie zobaczyliśmy.
Rok później było równie ciekawie i równie dramatycznie. Tyle że wtedy losy tytułu decydowały się w Częstochowie. Do Olsztyna nie pojechałem, licząc, że wszystko rozstrzygnie się pod Jasną Górą, gdzie z Katowic miałem blisko. Emocje były jednak ogromne. Olsztyn miał ciut słabszą drużynę niż rok wcześniej (odszedł Leszek Urbanowicz) i przegrał pierwszy mecz w Olsztynie. W drugim AZS Częstochowa, prowadzona przez Stanisława Gościniaka, zwyciężała 2:0 w setach i 11:7 w kolejnym. I wtedy wszystko się odwróciło. Olsztyn odrobił straty i wygrał ostatecznie 3:2. Tydzień później w Częstochowie zespół gospodarzy nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Przegrał dość gładko oba spotkania i po raz drugi rywalizację o mistrzostwo Polski.
W sezonie 1992/1993 jednak wreszcie częstochowskim akademikom udał się rewanż. AZS Olsztyn znów doznał kadrowych osłabień, a AZS Częstochowa miała młody i obiecujący skład. Wygrała pewnie dwa pierwsze mecze u siebie i w Olsztynie w hali „Urania” wreszcie zrewanżowała się odwiecznemu rywalowi.
To były dla obu klubów piękne czasy. Potem przechodziły one różne momenty, ale wciąż są liczącymi się drużynami w naszej PlusLidze. Te ich dawne mecze owiane są już dzisiaj legendą. W sukcesy AZS Częstochowa w tamtym okresie wielki wkład mieli bracia Krzysztof i Andrzej Stelmachowie. W meczu minionej kolejki zagrał syn tego ostatniego Kacper Stelmach, co jeszcze bardziej potęguje wspomnienia dawnej rywalizacji.