Amerykańska potęga
Karch Kiraly niegdyś został wybrany najlepszym w wielkim plebiscycie FIVB na siatkarza stulecia. Jest dziś legendą siatkówki i powszechnie uważany za najlepszego zawodnika w historii siatkówki. Wielki mistrz nie zadowolił się jednak dziesiątkami tytułów jakie zdobył w roli zawodnika. Od kilku lat pisze nową historię. Jako trener reprezentacji kobiet USA znów zaczyna kolekcjonować tytuły. Jego podopieczne w zakończonym w Omaha turnieju finałowym World Grand Prix nie miały sobie równych i wręcz rozgromiły wszystkie rywalki. Wygrały turniej finałowy z kompletem zwycięstw i punktów, a ich gra musi na każdym robić wrażenie.
Kiraly był sportowym fenomenem. Był przecież i dwukrotnym mistrzem olimpijskim w hali, mistrzem świata. Potem był też najwybitniejszym na świecie specjalistą beach volleyballa. Gdy w 1996 r. siatkówka plażowa po raz pierwszy znalazła się w programie Igrzysk Olimpijskich Kiraly zdobył (w parze z Kentem Steffesem) swój trzeci olimpijski złoty medal. Takiego olimpijskiego dorobku nie ma żaden inny siatkarz.
Pamiętam jak w 2002 r. przyjechał na pokazowy turniej siatkówki plażowej rozgrywany w Warszawie pod Pałacem Kultury. Zapytałem go czy nie żałuje, że nie zagrał na igrzyskach w 1992 r. w Barcelonie, mimo że był mocno namawiany przez własną federację na powrót do reprezentacji. Powiedział mi wówczas, że żałował tylko raz, gdy prezydent USA zaprosił do siebie najwybitniejszych sportowców kraju, a obok niego siedział Carl Lewis, który na czterech kolejnych igrzyskach wygrywał skok w dal. „Mogłem tak jak on wygrać cztery kolejne medale i wtedy trochę pożałowałem tej Barcelony” – odrzekł. Teraz jednak ma szanse na ten czwarty olimpijski tytuł, choć w trochę innej roli. Z reprezentacją kobiet USA Kiraly zdobył jesienią ubiegłego roku pierwszy w historii amerykańskiej siatkówki kobiecej tytuł mistrza świata. Nawet uznano to za małą niespodziankę. Teraz drużyna Kiraly’ego potwierdziła, że jest najlepsza na świecie. Wydaje się nawet, że wyraźnie przewyższa potencjałem pozostałe czołowe drużyny. Rywalkom przez rok jaki został do igrzysk w Rio chyba ciężko będzie zniwelować różnicę.
Kiraly jak się wydaje doskonale potrafi prowadzić zespół, bo jak się wygrywa wie jak żaden inny świetny zawodnik. Poza tym ma ogromny wybór zawodniczek o wielkich umiejętnościach. Systematyczna praca w USA, gdzie na sport kobiet nikt nie żałuje pieniędzy, sprawiła, że teraz jest to prawdziwa potęga. W finałowych meczach w wielu setach Amerykanki wręcz deklasowały rywalki i w zasadzie w żadnym ze spotkań nie były przez nikogo zagrożone. Wydają się być więc wielkim faworytem kolejnych wielkich imprez i igrzysk.
Ciekawsza była walka o pozostałe medale. Na podium stanęły ostatecznie także Rosjanki i broniące tytułu mistrza World Grand Prix Brazylijki. Medali nie zdobyły Chinki, które obecnie są uznawane za najgroźniejszego rywala Amerykanek. Nie zrobiły furory prowadzone przez naszego byłego selekcjonera Marco Bonittę Włoszki. Rosja i Włochy jak się wydaje będą jednak faworytkami mistrzostw Europy, na które czekamy z wielką niecierpliwością licząc na dobry występ naszej drużyny narodowej. Polki trochę odstają od tych najlepszych na świecie. Gramy obecnie tylko w II dywizji i niebawem w Lublinie będzie finał tych rozgrywek, gdzie zwycięzca zapewni sobie awans do siatkarskiej elity World Grand Prix za rok. PZPS postawił w tej pierwszej części sezonu na Igrzyska Europejskie, gdzie graliśmy w najsilniejszym składzie, co zaowocowało srebrnym medalem. W World Grand Prix ograliśmy młodymi siatkarkami, ale na finał ma być ta drużyna znacznie wzmocniona. Ciekawe czy to wystarczy by pokonać rywali z zawsze groźną Holandią na czele.
Na razie wszyscy trochę zazdrościmy Kiraly’emu, że ma tak doskonałą drużynę. Zobaczymy czy ktoś zagrozi Amerykankom w Pucharze Świata, gdzie ponownie dojdzie w tym roku do konfrontacji najlepszych drużyn ze wszystkich kontynentów.
Krzysztof Mecner