ATOMOWO!
ZDANIEM WETERANA
ATOMOWO!
Fantastycznie ogląda się finisz siatkarek. Także przyjemność słuchać ulubionych komentatorów z nieocenionym Tomaszem Swędrowskim, ciut przegadanym Wojciechem Drzyzgą, moim starym znajomym, Irkiem Mazurem na czele. Do tego ostatniego drobna uwaga. To akcentowanie ostatniej litery: taK, ataK, bloK itp., itd., drobiazg ale razi ucho, chyba nie tylko moje. Litości! Przy okazji, jakie jest najpopularniejsze słowo na boisku, nie tylko w siatkówce: k…a. Dwa słowa – k…a mać. Proszę wybaczyć wulgaryzmy, ale życie jest ich pełne, jeśli kogoś uraziłem swoim wstrętnym jęzorem – pokornie przepraszam, przechodząc do meritum, czyli wspomnianego finiszu właśnie.
Atom Trefl Sopot – Dąbrowa Górnicza – tak zwane pojedynki na szczycie. Atom broni tytułu, lecz na dobrą sprawę z mistrzyń w składzie zostały chyba tylko Iza Bełcik i Dorota Wilk. Pierwsze dwa mecze – w Dąbrowie no i oczywiście zgodnie ze zwyczajem – wygrane gospodyń. Trzeci w Sopocie – znowu gospodynie, choć wywalczające kilka meczboli dąbrowianki miały mistrzostwo na wyciagnięcie ręki! Czwarty – jakże zażarty, mimo że gra nierówna (ale to raczej norma w meczach o taką stawkę), trzy piłki meczowe nie wykorzystane. W tie breaku 8:3 dla Dąbrowy, przewaga topnieje, już tylko 10:9, chwilę potem remis 10:10,– istny dreszczowiec, meczbol obroniony, ale w samej końcówce nerwy puściły Skowrońskiej –zagrywka w aut i górą Atom. Ten w decydującym spotkaniu przegrał dwa pierwsze sety, w trzecim odżył, w czym mu nieco pomogły błędy przeciwniczek, na drugiej przerwie technicznej Tauron prowadził jeszcze 16:12, ale sopocianki przy wielkim udziale Kubanki Cabrery doprowadziły do remisów, po 21 i 22, chwilę potem as serwisowy Rurki – jak nazywam świetną przyjmującą Rachel Rourke – zapoczątkował świetny finisz Atomu. Sopocianki, przy ogromnej radości swych asystujących im także na wyjazdach kibiców, drugi raz z rzędu mistrzyniami!
To naprawdę piękna sprawa ten dramatyzm w tak ważnych meczach. Furda poziom – ten bywa w takiej walce zaangażowanych do granic możliwości siatkarek obu drużyn nierówny, ważne widowisko trzymające widzów w napięciu.
A tak nawiasem mówiąc w podstawowym składzie mistrzyń Polski trzy z zagranicy – Brazylijka, Kubanka, Australijka (nie licząc Szelukiny, Ukrainki, lecz z polskim obywatelstwem). Ale to w obecnych czasach normalka takie międzynarodowe zestawy. Liczy się kasa, gdy jest bogato – stać na wszelakie zakupy, w tym siatkarek nawet z dalekich krajów. Atom w poprzednim sezonie miał kłopoty z budżetem, uciekały z Sopotu zawodniczki takie jak Ozsoy , zostały tylko dwie przyjmujące, Kożuch i Sieczka, libero, - Magdalena Saad wchodziła z musu na przyjęcie. Atom jest jednak wielki, pokonuje też znacznie stabilniejsze w swym składzie, teoretycznie mocniejsze zespoły.
W zwycięskiej szóstce Iza Bełcik, Julia Szelukina, Rachel Rourke, Erica Coimbra, Klaudia Kaczorowska, Dorota Pykosz (Justyna Łukasik), libero ze sławnego, także dzięki niej, Węgrowa - czyli Mariola Zenik.
Cieszy mnie, że Małgosia Glinka wróciła do kraju. Jedna gwiazda więcej. Prawdopodobnie w Policach. Nawiasem mówiąc z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy gwiazdy można było zobaczyć w Warszawie, w sali na AWF-ie, gdzie studiowały siatkarki chcące mieć dyplom magistra wf. Tylko w warszawskiej uczelni grające w tych latach zawodniczki mogły ów dyplom uzyskać i w owych to czasach zespół AZS AWF Warszawa był prawdziwą potęgą. Potem, gdy mogły studiować i w innych AWF-ach nastąpiło rozdrobnienie i dominacji nadszedł kres. Teraz gdy warszawiak chce zobaczyć siatkarki najwyższej klasy (drzewiej nazywało się to pierwsza liga, obecnie zamęt z tymi nazwami, piszę delikatnie, bo nie chcę się narazić autorom) – musi jechać do Legionowa. Tak przy okazji pytanie: kto ma haka na Matusiaka. Zbieram owe haki, bo niepokornego Cezarego vel Czarosława chciałbym mieć w potrzasku; wicekról (za nieodżałowanym „Bambusem”) arbitrów w potrzasku – co za fantastyczny prezent dla staruszka, który podobno, ktoś tak twierdzi, lubi się pastwić nad sędziami. Okazało by się czy rzeczywiście lubi.
Żarty żartami, ale tak naprawdę to czekam na prezent od Głównego Komisarza Ligi, który, jak przystało na komisarza, wie wszystko. Chodzi mi o szczegółowe plany meczów naszych reprezentacji, które wchodzą na scenę by dać – o czym my, kibice, marzymy, przedstawienie najwyższej marki. Tym prezentem się oczywiście z Państwem podzielę.