Benefis
W Lublinie miałem okazję uczestniczyć w benefisie dwóch naszych mistrzów olimpijskich z Montrealu – Tomasza Wójtowicza i Lecha Łaski. Impreza udała się znakomicie. Hala „Globus” wypełniła się bowiem do ostatniego miejsca, a publiczność znakomicie bawiła się zarówno na spotkaniu z mistrzami i zaproszonymi osobistościami świata siatkówki, jak również na meczu Jastrzębskiego Węgla ze Skrą Bełchatów, który był ukoronowaniem spotkania pokoleń.
Pomysł takiego jubileuszu wyszedł ze strony Jastrzębskiego Węgla, Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz Lubelskiego Węgla „Bogdanka”. W pobliskim Świdniku Lech Łasko i Tomasz Wójtowicz zdobywali swe pierwsze medale mistrzostw Polski w barwach Avii. Potem przez wiele lat grali ze sobą w reprezentacji Polski i zaciekle rywalizowali o mistrzostwo Polski na początku lat osiemdziesiątych, kiedy to Łasko grał pod okiem Władysława Pałaszewskiego w Gwardii, a Wójtowicz u Huberta Wagnera w Legii.
Obaj, co jest ciekawostką, mają na koncie aż cztery srebrne medale mistrzostw Europy, którymi uhonorowani zostali jako jedyni polscy siatkarze. Największą sławę przyniósł im jednak olimpijski turniej w Montrealu, gdzie Polska wywalczyła olimpijskie złoto. Wójtowicz ma w dorobku także złoty medal mistrzostw świata zdobyty w 1974 r.
Montreal wszyscy pamiętamy. Wójtowicz w tamtym czasie był już uznaną gwiazdą, uważano go za jednego z najlepszych siatkarzy na świecie. Lech Łasko był w tym czasie 20-latkiem, najmłodszym siatkarzem w olimpijskim zespole i w zasadzie dopiero zaczynał wielką karierę. Wagner dostrzegał jego wielki talent i na mecz inauguracyjny igrzysk z Koreą Południową wystawił go w podstawowej szóstce. Polska jednak wtedy cierpiała na brak wartościowych sparingpartnerów przed igrzyskami i dopiero bardzo powoli się rozkręcała. Przegrała z Koreą dwa pierwsze sety i wtedy, Wagner zrobił korekty w szóstce. Łasko został zmieniony, a w kolejnych meczach grał już mało. Obaj bohaterowie lubelskiego benefisu grali w kadrze do 1984 r. i chcieli ukoronować swą przygodę z drużyną narodową startem na Igrzyskach Olimpijskich w Los Angeles. Niestety jak pamiętamy z powodów politycznych Polska zbojkotowała te igrzyska, więc siatkarze mający do nich kwalifikację (zdobytą na ME w 1983 r.) nie mogli zmierzyć się z najlepszymi drużynami świata.
W Lublinie obecnie nie ma siatkówki na wysokim poziomie i widać było jak kibice w tym mieście są spragnieni siatkówki wysokiej klasy. Publiczność w czasie benefisu zachowywała się wspaniale, aż trudno uwierzyć było, że siatkówka na takim poziomie gości w tym mieście okazjonalnie. Trochę szkoda. Wójtowicz po powrocie z Włoch dał się zresztą namówić w wieku 44 lat na występy w Fryderyku Lublin. Miał swym nazwiskiem propagować siatkówkę w Lublinie i przyciągać sponsorów. Jak sam mi powiedział w wywiadzie na benefisie, kończyło się to jednak tym, że zmieniali się inni, a on grał i to całe spotkania nierzadko pięciosetowe.
Wspomnień było mnóstwo, tym bardziej, że do Lublina zjechało wiele innych gwiazd. Przyjechał Władysław Pałaszewski, który w wychowaniu obu siatkarzy miał ogromny udział. Przyjechał Andrzej Warych, który razem z Wagnerem prowadził kadrę w 1974 r. Był wieloletni partner obu gwiazd lubelskiego benefisu w kadrze Ireneusz Kłos, przyjechał też mistrz olimpijski z Montrealu Włodzimierz Sadalski, a także Tomasz Swędrowski mistrz Polski u boku Łaski i Kłosa z Gwardii, dzisiaj znakomity komentator Polsatu, pojawili się również byli siatkarze Avii Świdnik i wielu innych znamienitych gości. Mecz Jastrzębskiego Węgla ze Skrą Bełchatów był ukoronowaniem wieczoru, a siatkarze obu drużyn szykujący się zresztą do starcia w półfinale play off, grali bez taryfy ulgowej i zaprezentowali lubelskiej publiczności świetne widowisko. W sumie impreza w Lublinie podobała się wszystkim, a takie benefisy warto kontynuować, bo kim jak kim, ale świetnymi siatkarzami z przeszłości to możemy się wszędzie chwalić.
Krzysztof Mecner