Cel osiągnięty
Sporo emocji towarzyszyło kwalifikacjom mistrzostw świata polskich siatkarek rozgrywanych w Rzeszowie. Było sporo nerwów, dramatycznych zwrotów akcji, ale najważniejsze, że cel został osiągnięty. Nasze zawodniczki zagrają w przyszłorocznych mistrzostwach świata. Można oczywiście narzekać na poziom gry, na fakt iż przegraliśmy ostatni mecz z Turcją, ale nie ma to większego znaczenia. Przypomina mi się historia sprzed lat, gdy na początku mistrzostw Europy mężczyzn w 1991 r. jeden z dziennikarzy zapytał słynnego trenera reprezentacji ZSRR – Wiaczesława Płatonowa jaki jest cel jego reprezentacji na tych mistrzostwach. Płatonow odrzekł: „Zająć pierwsze miejsce w grupie eliminacyjnej i wygrać mistrzostwa Europy lub zająć drugie miejsce w grupie eliminacyjnej i… wygrać mistrzostwa”. Taki sam cel mają chyba polskie siatkarki. A jeśli odwoływać się do analogii z przeszłości warto przypomnieć, że cztery lata temu w Rzeszowie grała o awans do MŚ nasza męska reprezentacja. Też zajęła „tylko” drugie, ale premiowane awansem miejsce. Rok później zdobyła za to wicemistrzostwo świata, rewanżując się Rosji w najważniejszym meczu za porażkę z Rzeszowa. Nie mamy nic przeciwko, by ten scenariusz się powtórzył teraz.
Trener Jerzy Matlak pomyślnie więc przebrnął pierwszy swój poważny sprawdzian, mimo, że miał ogromne kłopoty kadrowe i nie mógł skorzystać z wielu znakomitych zawodniczek. Mimo ich braku cel osiągnął i teraz może spokojnie przygotowywać zespół do World Grand Prix. A szczyt formy ma przypaść na mistrzostwa Starego Kontynentu, a do nich jeszcze trochę czasu zostało i miejmy nadzieję, że do tego czasu będzie mógł korzystać ze wszystkich zawodniczek.
Siatkarze zakończyli Ligę Światową miłym akcentem, pokonując w ostatnim meczu Finlandię zaciekle walcząc o każdą piłkę. Może i nadzieje mieliśmy większe, ale na pewno Daniel Castellani mógł przyjrzeć się kilku młodym siatkarzom walczącym o miejsca w kadrze narodowej. Z pewnością wielu z nich pojedzie na mistrzostwa Europy, choć wniosek z World League jest oczywisty, że na dzień dzisiejszy siatkarska młodzież musi się jeszcze wiele uczyć, zanim dorówna poziomem naszym „żelaznym” od lat kadrowiczom.
Siatkarze do mistrzostw Europy mają mniej czasu niż siatkarki, już przecież w pierwszych dniach września rozpoczyna się ta najważniejsza dla siatkarzy tegoroczna impreza. Ostatnim sprawdzianem formy będzie Memoriał niezapomnianego Huberta Jerzego Wagnera. Dopiero po nim będzie można mówić z jakimi nadziejami pojedziemy do Turcji na europejski championat.
Wrzesień zapowiada się niezwykle ciekawie. W Katowicach będzie nie tylko rozgrywana część ME siatkarek, ale też najważniejsze mecze ME w koszykówce mężczyzn. Obie imprezy są mocno promowane, ale jestem pod wrażeniem tego co robi dla koszykówki Marcin Gortat. Wybrałem się obejrzeć jego zajęcia z młodzieżą i przyznaję, że nasza gwiazda koszykówki robi dla popularyzacji swej dyscypliny bardzo dużo i jak sam stwierdził, jeśli kilku uczestników tych jego zajęć będzie kiedyś wyczynowo grać w koszykówkę będzie to dla niego wielka satysfakcja. W siatkówce nie ma odpowiednika NBA, ale przecież wielkich gwiazd też nam nie brakuje. Od siatkarzy i organizacji imprez inne dyscypliny wiele się nauczyły, warto może i czasem przyjrzeć się innym, bo pomysł na propagowanie swojej dyscypliny taki, jak w wykonaniu Gortata jest wyborny.
Od koszykarzy wymagania są mimo wszystko nie tak wielkie jak od siatkarzy, ale z Gortatem w składzie mają chyba niepowtarzalną szansę zaistnieć w europejskiej elicie. Siatkarze są w niej od lat, ale na medal ME czekamy już od 1983 r. gdy Wagner po raz ostatni doprowadził naszą kadrę do wielkiego finału ME. Na medal MŚ czekaliśmy dłużej, ale mundial rozgrywany jest raz na cztery lata. Nic dziwnego, że miejsce w granicach piątego-szóstego nikogo w chwili obecnej nie zadowoli. Ambicje trzeba mieć wysokie, a mistrzostwa świata w 2006 r. pokazały, że możemy walczyć o najwyższe laury. Szkoda tylko, że tamtego sukcesu w pełni nie wykorzystaliśmy, ale przecież wszystko dopiero przed nami.
Krzysztof Mecner