Cudzoziemcy
O sile rozgrywek ligowych każdej ligi w Europie stanowią nie tylko w obecnych czasach rodzimi zawodnicy o międzynarodowych sukcesach, ale także zagraniczni siatkarze wysokiej klasy. W czasach Unii Europejskiej przepływ zawodników jest dość swobodny, chociaż niektóre kraje ograniczają ich ilość w trosce, by zupełnie nie blokowali miejsca młodym siatkarzom. Jest z tym różnie. W Austrii czy Belgii cudzoziemcy stanowią 3/4 każdej drużyny, w Hiszpanii może ich grać pięciu, w Polsce tylko trzech. Niedawno federacja światowa chciała odgórnie ograniczyć liczbę obcokrajowców do dwóch w każdej lidze, ale podniósł się taki krzyk, że szybko się z tego projektu wycofała. W tym roku PlusLiga naprawdę ma się czym pochwalić jeśli chodzi o graczy spoza Polski. I nie są to gracze zaangażowani tylko po to by „załatać” luki w poszczególnych drużynach jak to miało miejsce jeszcze 10 lat temu, ale siatkarze o głośnych nazwiskach doskonale znani polskim kibicom z transmisji z mistrzostw świata, Europy, igrzysk i innych najważniejszych imprez sportowych. Grać będą w naszej lidze przecież mistrzowie olimpijscy (Ryan Millar), mistrzowie Europy (Matej Cernic, Miguel Angel Falasca), medaliści mistrzostw świata (Stephane Antiga), triumfatorzy europejskich pucharów i reprezentanci kilku kontynentów. Grozer, Divis, Salas, Blanco, Achrem, Patak, Gasparini, Yudin, Hardy, Urnaut, Siltala, Novotny, Kamiński to wielokrotni reprezentanci swych krajów. Mamy też zagranicznych szkoleniowców jak Prielożny, Travica, Kardos. To dodaje kolorytu i zwiększa szanse naszych drużyn na międzynarodowej arenie, a przecież zależy nam , aby pokazać iż, PlusLiga wytrzymuje porównanie z ligą włoską czy rosyjską.
Ten boom na cudzoziemców zaczął się w Polsce w 1989 r. wraz z upadkiem PRL. Wcześniej graczy z innych krajów u nas nie było, co najwyżej posiłkowano się trenerami z innych krajów socjalistycznych. W 1972 r. np. pracował w Olsztynie wspólnie z Leszkiem Doroszem rosyjski szkoleniowiec Lew Milman.
W zasadzie pierwszych graczy zagranicznych mieliśmy w sezonie 1989/1990. Warszawska Legia sprowadziła Aleksandra Szemietowa, a katowicki Baildon Andrieja Rybkowskiego i Siergieja Pietuchowskiego. To byli zawodnicy ówczesnego ZSRR, ale z trudem łapali się do „szóstek” tych drużyn. Sprowadzano ich jednak, bo byli tańsi niż polscy siatkarze.
W miarę upływu lat coraz lepsi gracze pojawiali się w Polsce. W naszej lidze furorę robił najpierw reprezentant Ukrainy Wadim Piwowarow, który grał w Czarnych Radom, a następnie w BBTS Włókniarzu Bielsko-Biała. Zaczęli się pojawiać także zagraniczni trenerzy. Najsłynniejszym z nich był bez wątpienia Walerij Krawczenko – mistrz olimpijski z Meksyku, który prowadził Chemika Bydgoszcz, a następnie Stilon Gorzów. Grali też w Polsce w poprzedniej dekadzie zawodnicy mający na koncie medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, ale do Polski trafiali wiele lat po odniesieniu tych sukcesów. Mam na myśli Wiktora Sidelnikowa (brąz mistrzostw świata 1990 r.) czy Jewgienija Krasilnikowa (wicemistrz igrzysk z Seulu 1988 r. i mistrz Europy z 1991 r.). Pierwszą wielką aktualną gwiazdą był zakontraktowany przez częstochowską Galaxię AZS - Siergiej Orlenko w 1999 r. Był wówczas aktualnym reprezentantem Rosji, z którą zdobył medal mistrzostw Europy w momencie podpisywania z polskim klubem kontraktów.
Potem te gwiazdy prezentowały coraz wyższy poziom. Grali u nas tej sławy ludzie co Plamen Konstantinow, Paweł Abramow, Janne Heikkinen, Richard Lambourne, Mark Siebeck, Brook Billings, Ihosvany Hernandez, Riley Salmon, Matti Oivanen i wielu, wielu innych. Trafiały się też trenerskie sławy o głośnych nazwiskach jak Igor Prielożny, Harri Brokking, Ljubomir Travica, Daniel Castellani. Byli gracze z niemal całej Europy i tak egzotycznych krajów jak Puerto Rico. Nie wszyscy w Polsce się odnaleźli, na części z nich się zawiedziono, ale generalnie potwierdzali swoją klasę i wnieśli dużo dobrego do rozwoju Polskiej Ligi Siatkówki.
W tym sezonie mamy prawdziwą konstelację gwiazd z całego świata, co powinno po pierwsze podnieść poziom poszczególnych spotkań, a po drugie wyrównać szanse wielu drużyn i sprawić by walka o mistrzostwo kraju była wydarzeniem pamiętanym przez kibiców przez wiele następnych lat.
Krzysztof Mecner