Czas na finał
W najbliższą środę rozpoczyna się turniej finałowy jubileuszowej 25. edycji Ligi Światowej. Będzie to z pewnością „wielka przymiarka” do walki o mistrzostwo świata. Wielka szkoda, że w tym finale mimo dobrego „finiszu” zabraknie biało-czerwonych, bo z pewnością konfrontacja z najlepszymi aktualnie drużynami świata byłaby niezwykle cennym doświadczeniem dla drużyny Stephane’a Antigi.
W finale znaleźli się Amerykanie, Rosjanie, Brazylijczycy i Włosi, a więc zespoły od lat walczące o najwyższe lokaty nie tylko w Lidze Światowej. Na pewno niespodzianką jest udział w tym finale Iranu, a przede wszystkim Australii. Ta ostatnia wykorzystała atut własnego boiska w barażowym turnieju o udział w turnieju finałowym i zupełnie niespodziewanie bo dramatycznym pięciosetowym spotkaniu pokonała kapitalnie grających dotąd w tych rozgrywkach Francuzów.
Warto przypomnieć, że z Australią będziemy rywalizować w jednej grupie eliminacyjnej mistrzostw świata. Ciekawi więc nas bardzo postawa tej ekipy w turnieju finałowym, bo z pewnością to będzie kolejny groźny rywal naszej reprezentacji. Trenerem Australijczyków jest Jon Uriarte, znakomity argentyński szkoleniowiec, który jeszcze jako siatkarz zdobywał medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.
Mniejszym zaskoczeniem jest udział Iranu, który już wcześniej potwierdził wielką klasę, jaką obecnie prezentuje. Można tylko ubolewać, że Iran znalazł się w finale kosztem naszej drużyny narodowej. Dwie dotkliwe porażki jakie nasi zawodnicy ponieśli w Teheranie miały, jak się okazało, brzemienne w skutkach konsekwencje. Wprawdzie nasz zespół zakończył dwoma wygranymi (za sześć punktów) z Irańczykami na naszych boiskach, ale to nie wystarczyło. Włosi, na których „pomoc” liczyli polscy siatkarze, nie urwali w ostatnich dwóch meczach drużynie Brazylii ani punktu, co okazało się bardzo bolesne dla naszego zespołu.
Brazylia, która jest przecież rekordzistą w ilości triumfów w tych komercyjnych rozgrywkach, zaczęła tegoroczną edycję w fatalnym stylu i wydawało się, że nie odegra w tym roku żadnej roli. A jednak w ostatnich spotkaniach Brazylijczycy potrafili się zmobilizować i staną we Florencji przed szansą wygrania jubileuszowego 10. złotego medalu w tych rozgrywkach. Brazylijskich fanów pewnie jednak nawet to by nie pocieszyło, bo wciąż płaczą przecież po wielkiej klęsce na piłkarskim Mundialu.
Słabiej zaczął też rozgrywki wielki faworyt Rosja, ale po wzmocnieniu składu szybko odrobił straty. Doskonale grali za to Amerykanie, choć w końcówce zmagań w fazie interkontynentalnej też byli mocno zagrożeni przez Serbów. Włosi początkowo grali w najmocniejszym zestawieniu i wygrywali mecz za meczem. Potem grać zaczęli rezerwami i z kolei przygrywali spotkania. Będą z pewnością niezwykle groźni na własnym terenie.
Z grona elity najsłabiej wypadła Bułgaria, która ma już nowego szkoleniowca. Został nim doskonale znany z występów w Jastrzębskim Węglu – Plamen Konstantinow. Odpadła z tej grupy także Serbia – kolejny rywal naszej reprezentacji w grupie eliminacyjnej mistrzostw świata. Serbowie jednak zaprezentowali się znacznie bardziej korzystnie niż Bułgarzy.
Trudno wskazać zdecydowanego faworyta w turnieju finałowym, choć Australia wydaje się być najsłabsza z tego grona, poza tym praktycznie z marszu po turnieju barażowym przystępuje do gry w finałach, co z pewnością będzie dla niej małym kłopotem. Kolejnych niespodzianek ze strony tej drużyny nie można jednak wykluczyć.
Dla naszych siatkarzy tegoroczna edycja Ligi Światowej to już historia. Przed naszą drużyną teraz bardzo intensywne przygotowania do siatkarskiego Mundialu. Liczymy w nim na dobry występ i włączenie się do walki z czołówką. Trener Antiga ogłosił już szeroki skład na mistrzostwa, w którym są wszyscy najlepsi polscy siatkarze. Ligę Światową z pewnością potraktował trochę eksperymentalnie, nie angażując w każde spotkanie wszystkich najlepszych, ale z pewnością i tak liczył na awans. Sporo doświadczenia międzynarodowego zebrali jednak siatkarze dotąd rzadko grający w kadrze, a którzy z pewnością włączą się do walki o miejsca w drużynie narodowej na mistrzostwa. I to z pewnością największa korzyść z tegorocznego występu w Lidze Światowej.
Krzysztof Mecner