Czas pucharów
Nasza PlusLiga gra ostatnio w szalonym tempie, a mecze rozgrywane są praktycznie co trzy dni. Teraz jednak tempo zostanie nieco zwolnione, gdyż pięć polskich drużyn staje w szranki europejskich pucharów. O sile każdej ligi dobitnie świadczą nie zachwyty kibiców, ale właśnie wyniki spotkań międzynarodowych, gdzie jest obiektywne porównanie sił drużyn z poszczególnych lig europejskich.
O naszej lidze mówi się chyba nie bez racji, że jest trzecią pod względem rangi ligą europejską - po lidze włoskiej i rosyjskiej. Świadczy pewnie też o tym, że tak wielu cenionych i sławnych siatkarzy wybiera nasze kluby, a nie np. francuskie, niemieckie czy hiszpańskie. Jednak na arenie międzynarodowej sukcesów wielkich nie mamy. Owszem coraz częściej nasze drużyny kwalifikują się do turniejów finałowych, ale na liście triumfatorów europejskich pucharów wciąż widnieje nazwa tylko jednego polskiego klubu – Płomienia Milowice, który wygrał Puchar Europy Mistrzów Krajowych (poprzednik obecnej Champions League) w 1978 r. Jakże skromny to dorobek przy drużynach włoskich czy rosyjskich które wygrywały ponad 60 razy pucharowe rozgrywki.
Na sukcesy czekamy długo i wielu ma nadzieję, że właśnie w tym zaczynającym się w najbliższą środę sezonie europejskich pucharów, te nadzieje zostaną spełnione. Pięć naszych drużyn przystępuje do tych zmagań z ogromnymi nadziejami i chęciami wygrywania jak najwięcej spotkań.
Tradycyjnie największe zainteresowanie towarzyszy zmaganiom Ligi Mistrzów, w których Polskę będą w tym roku reprezentować mistrz kraju Skra Bełchatów i zdobywca Pucharu Polski – Jastrzębski Węgiel. Skra od lat mierzy bardzo wysoko. Dwa razy grała już w finale Champions League (co prawa w dużej mierze z racji organizacji turnieju finałowego), ale dwa razy zadawalała się brązowym medalem. A aspiracje sześciokrotnego mistrza kraju ciągle sięgają jednak wyżej. Jastrzębski Węgiel dwa lata temu był bliski wygrania Challenge Cup (po dramatycznym meczu przegrał finał), a przed rokiem jednak z grupy Ligi Mistrzów nie wyszedł. Obie drużyny nie wylosowały najgorzej. Skra gra z włoskim Trentino, niemieckim Friedrichshafen i rumuńskim Rematem Zalau, Jastrzębie ze słoweńskim ACH Volley Bled, greckim Olympiakosem i macedońską Budvanską Riverą. Rywale są oczywiście bardzo trudni, ale z pewnością oba nasze kluby stać na zajęcie przynajmniej drugiego miejsca w grupie gwarantującego grę w play offach. Pierwsza próba sił już w środę, obie nasze drużyny zaczynają w roli gospodarza, więc siłą rzeczy liczymy na zwycięstwa.
W Pucharze CEV mamy Resovię i ZAKSĘ. Oba kluby dokonały przed sezonem spektakularnych zakupów, mających im zapewnić nie tylko walkę o medale w lidze, ale też sukcesy międzynarodowe. Jak na razie ZAKSA musi sobie jednak radzić bez ciężko kontuzjowanego Świderskiego, a Resovia też ma swoje problemy. Z pierwszymi przeszkodami jednak oba nasze kluby nie powinny mieć specjalnych problemów. ZAKSA gra z fińskim SUN Oulu, Resovia z węgierskim Kaposvari Ropblada. Wyeliminowanie którejś z naszych drużyn na tym szczeblu rozgrywek byłoby kolosalną sensacją i nikt nawet takiej myśli do siebie nie dopuszcza. „Schody” zaczną się w kolejnych rundach.
Ostatnim naszym przedstawicielem w Europie jest Tytan AZS Częstochowa, rewelacyjnie grający w naszej lidze (wygrane z Jastrzębiem i Resovią). Akademicy walczą w trzecim z pucharów – Challenge Cup i na początek trafili na Holendrów z Doetinchem. Polski zespół jest oczywiście też zdecydowanym faworytem tych konfrontacji i bez problemów powinien wywalczyć awans do następnej rundy.
Jest ostatnio trochę narzekania na zbyt szybkie tempo rozgrywek, a kontuzje niektórych graczy (Świderski, Yudin, Wlazły i kilku innych) to jakby argument przeciw takim rozwiązaniu. We współczesnym sporcie trudno jednak nie liczyć się z takimi możliwościami, gdyż wyczynowy sport zawsze niesie ze sobą możliwość różnych urazów. Trzeba mieć szerokie i wartościowe rezerwy, ale z tym polskie drużyny wielkiego problemu nie mają.
Co ciekawe w tych pucharowych rozgrywkach nasze drużyny wreszcie mogą wystąpić w.... najsilniejszych zestawieniach. W PlusLidze nadal bowiem obowiązuje przepis o możliwości gry jedynie trzech obcokrajowców, a taka Resovia ma ich przecież pięciu i to wszystkich bardzo wysokiej klasy. W europejskich pucharach takich ograniczeń nie ma, więc wszyscy są ciekawi o ile lepiej mogą grać nasze kluby w pucharach Europy niż w rodzimej lidze. Formą naszych drużyn też chyba nie ma się co martwić. Europejskie puchary to zupełnie „inna bajka” niż ligowe spotkania. Dodatkowej motywacji nasze kluby na pewno nie potrzebują. Czekamy więc z niecierpliwością na pierwsze spotkania, nie ukrywając, że liczymy na komplet pięciu zwycięstw.
Krzysztof Mecner