Czas "światówki"
Wybrałem się do Milicza, gdzie tradycyjna Aleja Gwiazd wypadła niezwykle okazale. Była okazja do wspomnień, bo przecież temu służył mecz naszych mistrzów olimpijskich z Montrealu z dawnymi siatkarzami drużyny narodowej ZSRR. To już jednak odległa historia, od najważniejszego meczu w historii polskiej siatkówki wkrótce minie równo 35 lat. W Miliczu miał miejsce także debiut w oficjalnym meczu międzynarodowym trenera naszej reprezentacji Andrei Anastasiego. Ten debiut wypadł bardzo znakomicie. Nasza „nowa” kadra pokonała przecież 3:1 reprezentację Rosji, uważaną za jednego z faworytów mistrzostw Europy i rozpoczynających się właśnie rozgrywek Ligi Światowej.
Zasięgałem języka w sztabie Anastasiego pytając jak sobie radzi z pracą w drużynie narodowej. W odpowiedzi usłyszałem, że to niezwykle wymagający szkoleniowiec, z własną wizją tego co chce w Polsce zdziałać. Już samym ustawieniem reprezentacji zaskoczył wielu, ale jakie ma problemy z siatkarzami wszyscy wiedzą. Siatkarze o tych najgłośniejszych nazwiskach jak Wlazły, Zagumny, Pliński, Winiarski obecnie są poza ekipą narodową. Kilku innych jak Gruszka czy Możdżonek są po różnych urazach i na razie też „dochodzą” do siebie. Stąd bardzo udana dla wszystkich próba np. przestawienia z przyjęcia na atak Zbigniewa Bartmana i kilka innych korekt w ustawieniu.
Mecz w Miliczu miał oczywiście charakter szkoleniowy i wynik nie był w nim sprawą najważniejszą. Na ile silna jest obecna polska drużyna narodowa więcej będziemy wiedzieć po najbliższym weekendzie, gdy rozpocznie się rywalizacja w fazie interkontynentalnej Ligi Światowej. Jako gospodarz tegorocznych finałów oczywiście mamy zagwarantowany start w decydującej rozgrywce. Liga Światowa to jednak przedsięwzięcie nie tylko stricte sportowe, ale także finansowe. Tu gra się o konkretne pieniądze, a tych tracić przecież nikt nie lubi.
Nasz pierwszy rywal w tegorocznej edycji, czyli drużyna aktualnego mistrza olimpijskiego USA, na pewno postawi drużynie Anastasiego bardzo trudne warunki gry. Wtedy dopiero poznamy czy siatkarze, którzy teraz wypłynęli na pierwszy plan są w stanie zagwarantować nam walkę o najwyższe laury w tegorocznej edycji. Medalu w Lidze Światowej nigdy nie zdobyliśmy, choć wielokrotnie Polska ocierała się o eksponowane miejsce. Po cichu liczymy, że może właśnie teraz...
Sport ma to do siebie, że nie znosi pustki. Wielkie kariery rodziły się właśnie wtedy, gdy dotychczasowi gwiazdorzy mieli kontuzje bądź z innych powodów zwalniali miejsca w drużynach narodowych. Na pamiętnych mistrzostwach Europy 2009 r. nieoczekiwanie np. taką szansę dostał choćby Bartek Kurek i w pełni ją wykorzystał. Teraz pewnie taką okazję będą mieć Bartman, Kłos, Kosok czy Żygadło. Taka impreza jaką jest Liga Światowa to dla nich przecież wielka szansa.
W grupie mamy jeszcze dwóch ciekawych rywali. Brazylijczycy rządzą Ligą Światową od wielu lat, a i o Portoryko mówi się jako o jednym z objawień na świecie. To będą niezwykle ważne i pożyteczne dla Anastasiego konfrontacje przed wielkim finałem.
Pamiętamy także, że już w zasadzie rozpoczęła się rywalizacja o olimpijskie paszporty do Londynu. Punkty zdobyte w tegorocznej Lidze Światowej będą miały ogromne znaczenie. A przecież na podstawie punktów rankingowych potem też drużyny zdobywają przepustki do turniejów przedolimpijskich. Warto więc walczyć o jak najlepsze miejsce, bo potem może się to okazać bezcenne.
W Miliczu wspominaliśmy stare sukcesy naszej drużyny narodowej. Jak wszyscy zgodnie twierdzili mimo zaawansowanego wieku nasi wielcy mistrzowie „trzymają się lepiej” niż ich rywale i koledzy z ZSRR, a upływ czasu na ich sylwetkach mniej widać. Teraz czas na ich młodych następców, którzy, miejmy nadzieję, że dostarczą nam choć część takich emocji jak ich wielcy poprzednicy w Montrealu.
Krzysztof Mecner