Czekali 10 lat
Szerokim echem odbił się awans siatkarzy kędzierzyńskiej ZAKSY do turnieju finałowego Ligi Mistrzów, który w marcu zostanie rozegrany w Omsku. To na pewno wielki sukces Castellaniego i jego podopiecznych, ale też całej polskiej siatkówki. Turecki Arkas, który już napsuł sporo krwi polskim kibicem tym razem nie dał rady, a ZAKSA potwierdziła swą znakomitą dyspozycję, którą pokazała niedawno w Pucharze Polski.
Pamiętam mecze dawnego Mostostalu w europejskich pucharach. Miałem zresztą szczęście oglądać „na żywo” trzy poprzednie występy kędzierzyńskiej drużyny w turniejach finałowych europejskich zmagań. W 2000 r. Mostostal po raz pierwszy grał w finale Pucharu CEV we włoskiej Florencji, a PZPS zorganizował dla działaczy i dziennikarzy nawet autokar, bo po latach był to pierwszy tak duży sukces męskiej drużyny klubowej (poprzednio w finale PEZP była Resovia w 1987 r.). Mostostal wówczas sporo ustępował włoskim drużynom, ale był to czas, że Włosi wygrywali bez trudu wszystkie możliwe rozgrywki pucharowe. Nam radość sprawiła wygrana nad grecką Orestiadą, która zapewniła kędzierzynianom brązowy medal.
W 2002 r. finał Ligi Mistrzów odbył się w Opolu. Ówczesny prezes Mostostalu Kazimierz Pietrzyk zaryzykował i podjął się organizacji, nie wiedząc czy jego zespół zagra w tym finale. Mostostal jednak awansował, ale w starciu z dwoma greckimi zespołami i włoską Maceratą mimo dzielnej postawy meczu nie wygrał. Pamiętam ten turniej także dlatego, że wygrałem w nim zegarek trafnie obstawiając wynik finałowego meczu. Pamiętam także Marco Bracciego – trzykrotnego mistrza świata, który wówczas zdobył 10 (!) europejski puchar i który po finale odgrażał się, że może jeszcze pobije swoisty rekord kolegi z włoskiej kadry Luki Cantagallego, który wtedy miał na koncie 12 trofeów.
Z Cantagallim Mostostal spotkał się rok później w Mediolanie, gdy Mostostal po raz drugi awansował do finałów Ligi Mistrzów. Dwa sety grał nawet zupełnie jak równy z równym ze słynną Modeną gdzie obok Cantagallego byli także Ball, Jakowlew, a z ławki wchodził znany nam dobrze Falasca. Mostostal wygrał jednak mecz o brąz ze znakomitym Paris Volley co było wielkim sukcesem polskiej drużyny. A w finale Modena przegrała niespodziewanie z Biełgorią Giennadija Szipulina i Cantagalli nie zdobył swojego 13 pucharu (zdobył go ostatecznie rok później wygrywając Puchar CEV i jego niesamowity rekord chyba nie jest do pobicia). Na ten finał jechaliśmy z paroma zaprzyjaźnionymi dziennikarzami w towarzystwie kibiców Mostostalu autokarem.
To już coraz bardziej odległa historia, którą ZAKSA „odświeżyła” swoim awansem do wielkiego finału. Dobrze, że po Jastrzębskim Węglu w 2011 i Skrze w 2012 polska drużyna jest ciągle obecna w najważniejszej klubowej rozgrywce w Europie. Ciężko z pewnością będzie ZAKSIE przebić swoje dawne osiągnięcia. Gra najpierw z włoską Bre Banca Cuneo, a potem z którąś z rosyjskich drużyn albo w finale albo w meczu o brązowy medal. Przez te 10 lat siatkówka się jednak zmieniła, a polskie drużyny są od paru lat równorzędnym rywalem drużyn z Rosji czy Italii. Szanse wszystkich finalistów i ich siły są wyrównane, choć rosyjskie drużyny na własnym terenie będą zapewne faworytami. Cieszymy się z tego sukcesu i trzymamy za ZAKSĘ kciuki. Warto też odnotować kolejny sukces Daniela Castellaniego. Argentyńczyk był już w finale Ligi Mistrzów ze Skrą Bełchatów. Teraz ma szanse na kolejny znaczący akcent jaki może zostawić w polskiej siatkówce.
Cieszy także awans Delekty do półfinału Challenge Cup. W pozostałych pucharach europejskich nie ma już turniejów finałowych, więc by zostać finalistą… trzeba być w finale. Zwycięzca sezonu zasadniczego PlusLigi jak widać dobrze przekalkulował szanse, „odpuszczając” pierwszy mecz z Radnicki Krugajevac. Wygrał u siebie pewnie rewanżowy mecz i „złotego seta” i też stoi przed szansą na historyczne osiągnięcie. Zobaczymy.
Cieszymy się z tych sukcesów, bo poprzednie rundy europejskich pucharów spowodowały, że czekaliśmy na te spotkania ze sporymi obawami. PlusLiga jeszcze raz jednak potwierdziła swoją dużą siłę.
Krzysztof Mecner