Czekaliśmy 27 lat
Polska siatkówka plażowa wiele lat czekała na taki sukces. Zawody cyklu World Tour (wcześniej rozgrywane pod nazwami World Championships Series czy World Series) rozgrywane są od 1987 r. Dopiero po 27 latach na listach triumfatorów tych prestiżowych rozgrywek znalazły się nazwiska polskich siatkarzy. Mariusz Prudel i Grzegorz Fijałek wygrywając wielkoszlemowy turniej w Hadze spełnili marzenia polskich kibiców.
Fijałek i Prudel od kilku lat są czołową parą świata, potrafiącą wygrywać z najlepszymi duetami. Próbkę swoich możliwości dali choćby na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, gdzie dotarli do ćwierćfinału i mieli nawet ogromną szansę medalową (nie wykorzystali meczbola w olimpijskim ćwierćfinale). Zdobyli w minionych latach brązowy medal mistrzostw Europy i kilka medali zawodów cyklu World Tour. Nigdy jednak nie udało im się wygrać wielkiego turnieju. Teraz wreszcie dopięli swego.
Początek tegorocznego sezonu nie był w ich wykonaniu specjalnie udany, ale widać było, że nasz najlepszy duet z turnieju na turniej jest w coraz lepszej dyspozycji. W Hadze Polacy grali wręcz rewelacyjnie. Wygrali wszystkie spotkania w grupie eliminacyjnej, a potem w fazie play off „połykali” kolejnych rywali. W decydującej fazie turnieju grali perfekcyjnie i złoty medal przypadł im jak najbardziej zasłużenie.
W półfinale pokonali brazylijski duet Emanuel-Pedro, po kapitalnym występie. Emanuel to przecież obok legendarnego Karcha Kiraly’ego najwybitniejsza postać w historii tej dyscypliny sportu. To był taki mały rewanż za olimpijski ćwierćfinał, gdy Emanuel (grał wtedy w parze z Alisonem) jednak zabrał polskim zawodnikom medalową szansę.
Jeszcze bardziej dramatyczny mecz stoczyli nasi zawodnicy w wielkim finale z najlepszą obecnie parą świata Sean Rosenthal i Phil Dalhausser (mistrz olimpijski z Pekinu). Po dramatycznym tie-breaku nasi pokonali słynnych Amerykanów spełniając swoje wieloletnie marzenia. Zostali triumfatorami wielkiego turnieju.
W tym roku nie ma co prawda mistrzostw świata w plażówce, ale po tym zwycięstwie apetyty na kolejne sukcesy są coraz większe. Nasi siatkarze zapowiadają, że na laurach nie osiądą i będą walczyć o coraz lepsze rezultaty. W tym roku do rozegrania pozostało jeszcze wiele turniejów cyklu. Dla nas najważniejszy będzie z pewnością ten rozgrywany jak co roku w Starych Jabłonkach. Powtórzyć sukces z Hagi na oczach własnych kibiców to z pewnością marzenie polskiej pary. Warto walczyć o jak najwyższe miejsce w końcowej klasyfikacji World Tour, bo to potem niesamowicie ułatwia walkę o miejsca w olimpijskim turnieju w Rio de Janeiro. A w tej chwili nasz zespól jawi się jako jeden z kandydatów do olimpijskich medali.
Inne polskie duety też w Hadze zaznaczyły swoją obecność. Łosiak i Kantor w grupie pokonali przecież słynnych Emanuela i Pedro, ale awans do fazy play off zamknęła im trochę niespodziewana porażka z mało znanym duetem z Meksyku: Virgen-Ontiveros. Kądzioła i Szałankiewicz po pierwszej porażce wycofali się z turnieju.
Kapitalnie rozpoczęła występ w Hadze też nasza najlepsza kobieca para. Monika Brzostek i Kinga Kołosińska pokonały przecież silny duet z Chin Wang – Yue, a potem znakomite Niemki Holtwick-Semmler. Niemki potem w Hadze doszły aż do finału, gdzie przegrały z Brazylijkami Limą i Fernandą. Nasze siatkarki mając zapewniony triumf w grupie oddały walkowerem ostatni mecz eliminacyjny, zbierając siły na walkę o ćwierćfinał. Niestety para sióstr Salado: Maria Clara i Carol okazała się dla nich zaporą nie do przejścia. W sumie jednak występ na pewno można zaliczyć do udanych. Na tym samym szczeblu rozgrywek zakończyły przecież udział legendarne Amerykanki Walsh i Ross. To już drugi turniej gdzie najlepszej parze świata wyraźnie się nie wiedzie. Trzykrotna mistrzyni olimpijska Kerri Walsh z pewnością jest zawiedziona takim obrotem sprawy, ale przecież na wygrywanie nikt nie ma monopolu.
My cieszymy się ze zwycięstwa naszej pary. Kilka lat temu, wydawało się, że naszych czołowych graczy od tych najlepszych dzieli przepaść i o sukcesach można tylko marzyć. A jednak pracą i wytrwałością w dążeniu do celu jak się okazuje można spełniać marzenia. Brawo.
Krzysztof Mecner