Cztery z sześciu
Nieźle dla polskich drużyn zakończyła się pierwsza faza rozgrywek Europejskiej Ligi Mistrzów. Z sześciu naszych drużyn startujących w tych rozgrywkach to fazy play off zakwalifikowały się cztery. Jest więc spora nadzieja, że tegoroczny pucharowy sezon zakończymy spektakularnym sukcesem. Skra będzie organizatorem turnieju finałowego Ligi Mistrzów, co stwarza jej ogromną szansę na triumf w tych ekskluzywnych rozgrywkach. Na taki sukces czekamy już bardzo długo. Jeden jedyny raz w historii polskiej siatkówki, udało się polskiej drużynie wygrać najważniejszy z pucharów (wtedy nazywał się Pucharem Europy Mistrzów Krajowych) – było to w 1978 r. gdy Płomień Milowice wygrał turniej finałowy w Bazylei. Może teraz któraś z naszych drużyn pójdzie w jego ślady.
Skra z pewnością jest naszym największym atutem. Siła tej drużyny jest ogromna, co mecze grupowe Ligi Mistrzów potwierdziły. Skład i umiejętności zawodników tego zespołu nie tylko moim zdaniem powoduje, że należy widzieć bełchatowską ekipę w gronie wielkich faworytów tych rozgrywek. Skra nie tak dawno była już organizatorem Final Four. Wtedy był zawód bo trzecie miejsce nie spełniło nadziei kibiców. Ale stawka drużyn jest tak niesamowicie wyrównana, że tych faworytów do końcowego jest bardzo wielu. Skry zabraknie w finale Pucharu Polski po przegraniu rywalizacji z Resovią. Ale ta wpadka nie może zmienić wysokiej opinii jaką ma ten zespół.
Równie dobrze spisała się w rozgrywkach grupowych Resovia, która zresztą jako pierwsza zapewniła sobie awans. Rzeszowski klub to legenda polskiej siatkówki, kibice do dziś wspominają jej wielki zespół z lat siedemdziesiątych gdy grali tam Gościniak, Bebel, Such, Jasiukiewicz czy obecny dyrektor klubu Marek Karbarz. Teraz powoli ich następcy zaczynają iść w ślady wielkich poprzedników. Losowanie w pierwszej rundzie nie wypadło źle i wszyscy liczą iż zespół Travicy poradzi sobie z CSKA Sofia. Dużo trudniej będzie w kolejnej rundzie, bo Trentino to zespół o ogromnej renomie a on prawdopodobnie stanie na drodze rzeszowskiej drużyny w drodze do łódzkiego Final Four.
Wielka szkoda natomiast, że zakończyła przygodę z Ligą Mistrzów drużyna Jastrzębskiego Węgla. Ten zespół z meczu na mecz grał lepiej i walczył o awans do ostatniego meczu. Miał w Atenach piekielnie trudne zadanie, gdyż tylko wygrana 3-0 dawała awans do fazy play off. Sztuka się nie udała. Siatkarze Jastrzębia długo będą zapewne wspominać feralne dwa pierwsze mecze. Zwłaszcza „szkoda” tego pierwszego z Panathinaikosem na własnym parkiecie. Gdyby wówczas wykorzystali choroby i osłabienie rywala – to teraz cieszyliby się z awansu. Tych straconych punktów nie udało się potem nadrobić, ale Jastrzębski Węgiel zaprezentował się w tych rozgrywkach z dobrej strony, a wygrane z Friedrichshafen i Piacenzą bo doskonałych widowiskowych spotkaniach – mają swoją wartość.
Podobnie jak Jastrzębie odpadł z rozgrywek także zespół BKS Aluprof Bielsko i tu można mówić o ogromnym zawodzie. Pierwszy choć przegrany mecz z Dynamem Moskwa rozbudził ogromne nadzieje, bo siatkarki BKS grały na kapitalnym poziomie. Zaważyły dwie przegrane z czeskim zespołem Modranska Prostrejov. W pierwszym z nich miały meczbole, w drugim prowadziły 2-0 w setach. Wielka szansa uciekła. Szkoda, że działacze klubu nie wytrzymali „nerwowo” i w połowie rozgrywek zdymisjonowali Igora Prielożnego. Trudno dziś ocenić czy z nim na ławce awansowałyby dalej, ale szansy takiej nie dostał. Szkoda, bo z BKS wiązano wielkie nadzieje, ale jakoś ten klub to pucharowych rozgrywek nie ma szczęście.
Pewnie grała natomiast Muszynianka, która mimo wpadek w niektórych spotkania, żadnych kłopotów z wywalczeniem awansu nie miała. I tak ma być, bo przecież w klubie aż roi się od byłych lub aktualnych reprezentantek kraju. I z Muszynianką na pewno można wiązać nadzieje, na walkę o Final Four.
Pozostał jeszcze zespół na który nikt nie stawiał, a który sprawił najprzyjemniejszą niespodziankę. MKS Enion Dąbrowa Górnicza, wygrał to co mógł (z francuską Miluzą) i gra dalej w fazie play off. I to gra z meczu na mecz lepiej, a w ostatniej rundzie „postarszył” nawet Pesaro – uważanego za wielkiego faworyta tych rozgrywek.
Obie nasze żeńskie drużyny trafiły w fazie play off na włoskie drużyny, więc o szczęściu w losowaniu trudno mówić. Kobieca siatkówka we Włoszech w przeciwieństwie do męskiej żadnego kryzysu nie przechodzi, a siła ich klubów jest wciąż ogromna. Będzie ciężko o sukcesy, ale w pucharach na tym szczeblu łatwych rywali już po prostu nie ma.
Ciesząc się z sukcesów naszych klubów w pierwszej fazie czekamy na ich kolejne mecze, bo „ta pucharowa zabawa” tak naprawdę zaczyna się dopiero teraz w fazie play off.
Krzysztof Mecner