Do pięciu razy sztuka?
Na brak siatkarskich emocji w ostatnich tygodniach kibice chyba nie mogą narzekać. Skończyła się pasjonująca walka drużyn PlusLigi w zasadniczej części rozgrywek, a już w najbliższy weekend czekają nas kolejne wielkie emocje, związane z walką o miano najlepszej drużyny w Europie. W turnieju finałowym w Krakowie przed wielką szansą stanie Asseco Resovia Rzeszów, która będzie musiała stawić czoła drużynom europejskiej elity.
Siatkarska Europejska Liga Mistrzów powstała w 2000 roku z przekształcenia dawnego Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. W Krakowie zostanie rozegrana 16. edycja zmagań w nowej formule. Co ciekawe, turnieje finałowe Champions League aż cztery razy rozgrywano w Polsce. W Krakowie będzie zatem piąty raz.
Doskonale pamiętam ten pierwszy „polski finał” rozegrany 14 lat temu w opolskim „Okrąglaku”. Wtedy w finałowych zmaganiach grał ówczesny mistrz Polski Mostostal Kędzierzyn (obecna ZAKSA). Teraz zagra Resovia. Te dwie drużyny wkrótce czeka też bój o mistrzostwo Polski 2016 roku. W 2002 roku regulamin był nieco inny, a gospodarz turnieju finałowego nie miał zagwarantowanego udziału w decydującej rozgrywce. Miasto gospodarza wybierano po fazie grupowej. Działacze z Kędzierzyna-Koźle zaryzykowali i złożyli aplikację na organizację, licząc że ich drużyna przebije się do finałowej rozgrywki. Łatwo nie było. O awans do finałów Mostostal walczył z VfB Friedrichshafen. Przegrał na wyjeździe 1:3, ale w Opolu odrobił straty wygrywając też 3:1 i całą rywalizację siedmioma małymi punktami. W turnieju finałowym Mostostal jednak zwycięstwa nie odniósł, zadawalając się czwartym miejscem. W tamtym czasie był to jednak i tak wielki sukces polskiej siatkówki. W drużynie Mostostalu wtedy czołowe role odgrywali obecny prezes ZAKSY Sebastian Świderski i obecny prezes PZPS Paweł Papke.
Na medal czekaliśmy do 2008 roku, gdy w Łodzi (jeszcze w starej hali „MOSiR”) po raz drugi rozegrano w Polsce turniej finałowy Ligi Mistrzów. PGE Skra Bełchatów przegrała wtedy wprawdzie półfinał z Kazaniem, za to wygrała mecz o brązowy medal ze słynnym włoskim Sisleyem Treviso. Ten wyczyn klub z Bełchatowa powtórzył dwa lata później, gdy znów finał był w Łodzi, ale już w nowej „Atlas Arenie”. To był pamiętny czas. Pierwotnie turniej finałowy miał się odbyć 10 maja 2010 r. Rano jednak przyszła wieść o smoleńskiej katastrofie, w związku z czym turniej odwołano i rozegrano go miesiąc później.
W Łodzi rozegrano też finał Ligi Mistrzów w 2012 r. To wtedy była największa szansa na wygranie tych prestiżowych rozgrywek. Skra Bełchatów doszła bowiem do wielkiego finału, gdzie toczyła niesamowity bój z Zenitem Kazań. Miała w tym meczu nawet piłki meczowe, ale ostatecznie w tie-breaku 17:15 wygrał Zenit, po fatalnym zresztą błędzie arbitrów w decydującej akcji turnieju.
Zenit Kazań jest od lat „przekleństwem” polskich drużyn. W tegorocznej edycji wyeliminował w fazie play-off najpierw Lotos Trefl, potem też Skrę Bełchatów (mimo porażki w pierwszym meczu u siebie). Na tego rywala trafi Resovia w półfinałowym spotkaniu. Będzie to też wielki rewanż za ubiegłoroczny finał, gdzie Asseco Resovia nie sprostała rosyjskiej ekipie. Z pewnością polska ekipa nie będzie faworytem półfinałowej potyczki w Krakowie, ale choćby Skra udowodniła, że w pojedynczym meczu można i Zenit pokonać. Z tą nadzieją czekają na ten mecz polscy kibice. Resovia w turnieju finałowym najważniejszego z pucharów gra po raz czwarty. Dwa pierwsze występy były jeszcze w dawnych czasach PEMK. Drużyna z Rzeszowa była w finale w 1973 i 1976 r. zdobywając za pierwszym podejściem srebrny medal. Ten wyczyn powtórzyła rok temu w Berlinie. W dorobku klubu nie ma więc tego najcenniejszego europejskiego trofeum, o którego zdobyciu wszyscy nie tylko w Rzeszowie marzą. Nasz zespół staje więc przed kolejną szansą na uzupełnienie kolekcji. A kibicom pozostaje tylko mocno trzymać kciuki.