Dobra passa trwa
Rozkręcają się rozgrywki najważniejszych klubowych zmagań na Starym Kontynencie, czyli Europejskiej Ligi Mistrzów. Po rozegraniu dwóch kolejek zmagań mamy powody do radości. Nasze trzy czołowe drużyny mają bowiem na koncie komplet zwycięstw i zrobiły już ogromny krok w drodze do awansu i grania w fazie play off.
Miło popatrzeć na tabele grup Ligi Mistrzów. Nasze zespoły są na pierwszych miejscach. Jastrzębski Węgiel i Asseco Resovia w dwóch meczach nie straciły nawet seta, mistrz Polski Skra Bełchatów przegrał tylko jedną partię. Miejmy nadzieję, że to nie koniec dobrej passy i nasze trio będzie walczyć o najwyższe trofea w tym pucharowym sezonie. Na czele grup są poza tym dwie drużyny rosyjskie (Zenit Kazań i Biełgoria) oraz belgijski Knack Roeselare i włoska Perugia. W tych drużynach oraz Halkbanku Ankara (dobrze grają w tej ekipie Michał Kubiak i Marcin Możdżonek) chyba trzeba upatrywać najgroźniejszych rywali polskich drużyn.
Nie da się ukryć, że marzy nam się, by wreszcie polski zespół wygrał te najważniejsze rozgrywki. Na taki sukces czekamy bowiem już bardzo długo. W 1978 r. Płomień Milowice wygrał rozgrywki Pucharu Mistrzów Krajowych ( to właśnie te rozgrywki w 2001 r. przekształcono w obecną Champions League) i od tej pory jakoś nie udaje nam się powtórzyć tego osiągnięcia. Reprezentacja Polski jest przecież mistrzem świata, więc czas by i polskie kluby wygrały spektakularne rozgrywki.
Już w poprzednich latach było blisko. Skra w pamiętnym finale w Łodzi z Zenitem Kazań miała nawet piłkę meczową. Do finałowych turniejów dwa razy awansował też Jastrzębski Węgiel, raz była w nim kędzierzyńska ZAKSA. Zobaczymy jak będzie w tym roku. Skra i Resovia są zainteresowane organizacją turnieju finałowego, Jastrzębski Węgiel jak zwykle lepiej gra w Europie niż w rodzimej PlusLidze. Szanse wydają się być więc całkiem spore.
Skra i Jastrzębski Węgiel mają już spore doświadczenia w tych grach o najwyższą stawkę, więc trzeba je wykorzystać. Gorzej może w ostatnich latach wiodło się Resovii, ale ten zespół ma najwyraźniej w tym roku ochotę na odegranie wielkiej roli. W poprzednim sezonie drogę do turnieju finałowego Ligi Mistrzów jak na ironię zamknął rzeszowianom Jastrzębski Węgiel. Resovia też ma na koncie sporo pucharowych osiągnięć, ale z dawnych czasów. Starsi kibice Resovii wciąż żyją legendą słynnej drużyny z początków lat siedemdziesiątych. Słynna z gry „podwójną krótką” ekipa, którą tworzyły takie sławy polskiej siatkówki jak Gościniak, Karbarz, Bebel, Stefański, Such, Radomski, Jasiukiewicz i inni, też odgrywała wielką rolę w Europie. To właśnie ta drużyna odniosła pierwszy wielki pucharowy sukces, zdobywając w 1973 r. w PEMK srebrny medal. Wówczas Resovia okazała się gorsza jedynie od słynnej radzieckiej ekipy CSKA Moskwa, którą tworzyli w zasadzie sami reprezentanci dominującej w tym czasie w siatkówce kadry ZSRR. W Rzeszowie mają więc teraz nadzieję, że do tych dawnych osiągnięć uda się w tym sezonie nawiązać.
W dwóch pozostałych europejskich pucharach też dzieje się wiele ciekawego. Mniej interesujemy się Challenge Cup, gdyż w tym sezonie żadna z polskich drużyn w nim nie gra. Za to liczymy na dobry wynik ZAKSY Kędzierzyn w Pucharze CEV. Podopieczni Sebastiana Świderskiego mieli w 1/16 niespodziewanie dość ciężką przeprawę z fińską drużyną Tiikerit Kokkola. Po wygraniu u siebie 3:1, na wyjeździe polski zespół przegrał 2:3. Te dwa wygrane sety zapewniły jednak ZAKSIE awans do kolejnej rundy.
ZAKSA w 2011 r. była bardzo bliska wygrania tego pucharu. Awansowała przecież aż do wielkiego finału, gdzie walczyła z niezwykle utytułowaną włoską drużyną – Sisley Treviso. Finał rozgrywano wówczas systemem dwumeczowym. ZAKSA wygrała pierwszy mecz w Treviso i miała trofeum „na wyciągnięcie ręki”. Niestety nie wykorzystała szansy. Na własnym terenie przegrała mecz i decydował o wszystkim „złoty set”, który jednak wygrali Włosi. ZAKSA w tym roku próbuje znów walczyć o to trofeum.
W sumie więc początek pucharowych rozgrywek jest dla nas bardzo udany. Z nadzieją więc czekamy na kolejne mecze.
Krzysztof Mecner