Dobry kierunek
Suchy bilans pierwszych czterech meczów polskiej reprezentacji w Lidze Światowej nie rzuca oczywiście nikogo na kolana. Trzy przegrane i jedno zwycięstwo daje nam na razie dopiero trzecie miejsce w tabeli. Tyle, że po pierwsze w fazie interkontynentalnej tegorocznej edycji nie punkty są dla nas najważniejsze, a po drugie graliśmy do tej pory z aktualnymi mistrzami olimpijskimi i aktualnymi mistrzami świata. Nikt nie lubi przegrywać, żaden sportowiec nie wychodzi na boisko z założeniem, że wygrana jest niemożliwa. Po spotkaniach z Brazylią są jednak duże powody do optymizmu.
Jesteśmy gospodarzem turnieju finałowego (odbędzie się w Gdańsku) i bez względu na wyniki w fazie kwalifikacyjnym grać w decydującej rozgrywce oczywiście będziemy. Nie musimy walczyć o każdy punkt, a ważniejsza jest w tym momencie dobra gra i odpowiednie przygotowanie reprezentacji do wielkiego finału World League. A jednak nasi siatkarze w Brazylii pokazali, że będą już w tej fazie walczyć o każdy punkt i każdego seta. Sześć z siedmiu rozegranych w Rio de Janeiro setów kończyło się „na przewagi” co już dobitnie świadczy o tym, że graliśmy jak równy z równym z najlepszym zespołem świata na jego terenie. Gdyby trochę więcej opanowania zachowali Polacy w końcówkach, wynik mógł być równie dobrze odwroty.
Andrea Anastasi udowadnia, że jest jednym z najlepszych trenerów świata i już po krótkim okresie pobytu w Polsce „jego rękę” na grze reprezentacji widać. Jeszcze nie wszystko idealnie wychodzi, ale gra Polaków może się podobać i odnosi się wrażenie, iż z meczu na mecz grają i będą grać coraz lepiej.
Włoski szkoleniowiec rozpoczął pracę w Polsce bez tych największych gwiazd rodzimej siatkówki. Nie ma Zagumnego, Wlazłego, Winiarskiego, Plińskiego i tak dalej. Szybko jednak zbudował sobie nową, młodą i ambitną drużynę, która w Brazylii pokazała, że już w tej chwili gra na poziomie najlepszych drużyn świata. Brazylia, która przecież gra w zasadzie już ze wszystkimi swoimi najlepszymi gwiazdami pokazała znane wszystkim walory. W takich opałach jak byli jednak w meczach z naszymi siatkarzami bywa jednak rzadko. To też dowodzi, że początek zamorskiej wyprawy polskiej reprezentacji wypadł obiecująco. I jestem przekonany, że w kolejnych meczach będzie jeszcze lepiej.
Drużynę jaką przez te spotkania ogrywa Anastasi zobaczymy w finale, może jeszcze dojdzie Piotr Gruszka, co też będzie ogromnym wzmocnieniem siły tej drużyny. A jeśli ci co dostali teraz szansę będą dobrze ją wykorzystywać, powrót wielu bardziej utytułowanych zawodników do drużyny narodowej może okazać się... zbędny. Choć oczywiście zapewne trener dołączy kilku z nich do reprezentacji, bo nic lepiej nie wpływa na poziom gry zespołu, niż sytuacja gdy o miejsce na każdą pozycję trwa niesamowita wewnętrzna walka.
Teraz przed drużyną dwa spotkania z reprezentacją Puerto Rico, silnym zespołem, ale odstającym poziomem od mistrzów olimpijskich, świata i Europy. Z tym rywalem trzeba wygrywać, bo teraz naszej drużynie wygrane są bardzo potrzebne, by umocnić ją w poczuciu własnej wartości. Potem znacznie trudniejsze zadanie czekać nas będzie w wyjazdowym dwumeczu rewanżowym ze świetną reprezentacją USA.
W Lidze Światowej wiele ciekawego się dzieje także w innych grupach. Największą niespodzianką drugiej serii spotkań była wygrana Finlandii na boisku w Serbii, co dla nas też jest miłe, bo przecież trenerem Skandynawów jest nasz poprzedni szkoleniowiec Daniel Castellani. Argentyńczyk został mimo wszystko dobrze przez nas zapamiętany, bo wywalczył z naszą kadrą mistrzostwo Europy. Jego nową drużynę podobnie jak Niemców Raula Lozano chcielibyśmy widzieć w turnieju finałowym w Gdańsku.
Dla nas najważniejsza jest jednak nasza reprezentacja, z którą w tym jakże ważnym przedolimpijskim roku wiążemy ogromne nadzieje. Na razie, jak się wydaje, to wszystko zmierza w dobrym kierunku i możemy mieć jeszcze wiele radości z występów tej nowej drużyny narodowej.
Krzysztof Mecner