Docenieni
Tegoroczny plebiscyt na najlepszego sportowca Polski 2009 r. przyniósł polskiej siatkówce niespotykane wcześniej wyróżnienia. W 75-letniej historii tego plebiscytu nigdy nie zdarzyło się, żeby aż dwoje przedstawicieli tej dyscypliny sportu uplasowało się w pierwszej dziesiątce. Do tej pory laury siatkówki na tle polskiego sportu były dość skromne. Mirosława Zakrzewska (1952 r.), Edward Skorek (1974 i 1976), Małgorzata Glinka (2003), Dorota Świeniewicz (2005) i Sebastian Świderski (2006) to jedyni przedstawiciele siatkówki w dziesiątkach najlepszych sportowców Polski. Teraz doczekaliśmy się laurów dla Piotra Gruszki i Anny Barańskiej.
Drużyna siatkarzy w bezdyskusyjny sposób została wybrana drużyną roku, a drużyna siatkarek też kandydowała do tego miana. Daniel Castellani był kandydatem na trenera roku, ale przegrał rywalizację z Bogdanem Wentą – charyzmatycznym szkoleniowcem piłkarzy ręcznych. Najbardziej cieszy jednak trzecia lokata Piotra Gruszki. Przegrał plebiscyt tylko z... dwoma kobietami, więc jest najlepszym męskim przedstawicielem polskiego sportu 2009 r.
Piotrka trudno nie lubić, od 1994 r. gra przecież w narodowej reprezentacji i zawsze można było podziwiać jego wielką ambicję i konsekwencję w dążeniu do tego by być wielkim siatkarzem. Gdy objawił się w pierwszych latach poprzedniej dekady na polskich parkietach – wróżono mu wielką karierę. Wielu twierdziło, że szybko będzie jednym z najlepszych siatkarzy świata. Ta kariera jednak wcale się tak fantastycznie nie rozwijała. Z różnych względów Gruszka miał przez te lata zarówno wielkie wzloty jak i upadki.
W ostatnich latach wydawało się, że to już zmierzch kariery tego siatkarza. W kadrze najczęściej siedział na ławce rezerwowych i wydawało się, że młodsi szybko go z niej „wygryzą”. Na pamiętnych mistrzostwach świata Gruszkę rzadko oglądaliśmy na parkiecie, ale jak już wchodził to nie zawodził. To co zrobił w pamiętnym meczu z Rosją – który zapewnił nam awans do półfinału MŚ – przeszło do legendy polskiej siatkówki.
Rok 2009 r. niespodziewanie dla wszystkich i chyba nawet dla samego Piotrka był jego najlepszym w karierze. Najpierw przecież z tureckim klubem Arkas Stambuł zdobył pierwszy w swej karierze europejski puchar (Challenge Cup), choć w Polsce niezbyt cieszono się z jego triumfu bo przecież w finale jego drużyna po dramatycznym meczu pokonała nasz Jastrzębski Węgiel. A potem przyszły pamiętne mistrzostwa Europy. Wrócił na nich na pozycję od jakiej zaczynał swą siatkarską przygodę – atakującego. I swoją grą wprawił wszystkich w zdumienie. Został nie tylko złotym medalistą mistrzostw Europy, ale także najlepszym siatkarzem turnieju. Nie była to zresztą jego pierwsza indywidualna nagroda na ME. W 2003 r. był już najlepszym atakującym ME. Jak jego osoba wiele znaczy dla naszej reprezentacji... pokazały inne wielkie imprezy mijającego roku. Słabo wypadliśmy i w Lidze Światowej i Pucharze Wielkich Mistrzów, gdzie Piotra Gruszki nie było.
Dla mnie z jego kariery najbardziej pamiętny moment to jednak mimo wszystko kwalifikacje olimpijskie w Patras w 1996 r. W momencie gdy poszedł na zagrywkę Polska przegrywała w piątym secie z Grecją 9-13 i wydawało się, że nasze wielkie nadzieje na powrót po latach na olimpijskie areny ulatują bezpowrotnie. Piotrek z wyskoku – wrzeszczał do niego trener Wiktor Krebok. I po serii jego zagrywek i znakomitych bloków naszej drużyny ten „przegrany” mecz jednak wygraliśmy kwalifikując się na igrzyska do Aten.
Piotr Gruszka ma w kolekcji niemal wszystkie najważniejsze medale jakie można zdobyć w siatkówce. Ma medale mistrzostw świata seniorów i juniorów, mistrzostw Europy seniorów i juniorów, europejski puchar, mistrzostwa Polski i krajowe puchary. W tej wyliczance trofeów łatwo się zorientować, że brak jedynie tego najcenniejszego – olimpijskiego. Grał już na trzech igrzyskach, ale medalu nie udało mu się nigdy wywalczyć. W Londynie stanie zapewne przed swą ostatnią szansą i uzupełnienia kolekcji wypada mu w tym miejscu serdecznie życzyć.
Piotrek jest błyskotliwy także poza boiskiem. Kiedyś gdy podróżowałem z kadrą na mecze Ligi Światowej miała miejsce przezabawna związana z nim historia. W Brazylii zepsuł się nam samolot, którym mieliśmy odlecieć na kolejny mecz, więc odesłano nas do hotelu dając takie vouchery na nocleg, przejazd i pokój w hotelu. Do hotelu jechaliśmy po kilka osób taksówkami. Piotrek z jednym z kolegów nieopatrznie oddał wszystkie vouchery taksówkarzowi. Sporo czasu trwało zanim kierownictwo ekipy pozałatwiało na nowo formalności. Koledzy z kadry już dawno kończyli kolację, zanim dotarł na nią Gruszka – budząc powszechną wesołość swych kolegów. Na pytanie Sebastiana Świderskiego „Gdzie śpicie?” – z kamienną twarzą odrzekł – „W łóżku!”.
Krzysztof Mecner