Dokąd zmierza siatkówka?
Prezes PZPS Mirosław Przedpełski przywiózł z mistrzostw świata informację, że światowa federacja rozważa wprowadzenie rewolucyjnych zmian w siatkówce. Jest pomysł by zlikwidować sety, a podobnie jak w koszykówce grać cztery kwarty na czas po 20 minut. Wygrywałby zespół, który w tym czasie zgromadziłby więcej punktów. Jak łatwo się domyślić, zapewne stoją za tym stacje telewizyjne, które przy obecnie obowiązujących przepisach nie za bardzo mogą zaplanować czas trwania transmisji.
Pomysł z pozoru absurdalny, ale... wcale nie nowy. Na czas, o czym już pewnie nikt nie pamięta, rozgrywano mistrzostwa Polski w pierwszych ich edycjach, tzn. w latach 1929-1932. System się niezbyt wówczas przyjął, ale to przecież odległe czasy, gdy telewizjami się nie przejmowano, bo nikt nie wiedział co to takiego. Osobiście nie jestem wrogiem nowości mających na celu uatrakcyjnienie gry. Pod warunkiem że nie są bez sensu. Niemal całe środowisko siatkarskie broniło się przed wprowadzeniem obowiązującego w siatkówce od 1998 r. systemu RPS, w którym każda akcja jest punktowana. A jednak ta, jakże rewolucyjna przecież zmiana, mocno przyczyniła się do rozwoju gry. Przy dzisiejszym poziomie wytrenowania najlepszych drużyn i starym systemie punktowania tylko przy własnej zagrywce niektóre mecze trwałyby zapewne ponad trzy godziny, co chyba byłoby już trudne do strawienia nie tylko przez telewizję, ale również przez publiczność.
Nie należy więc mówić kategoryczne nie, ale system przetestować i zobaczyć jak wygląda w praktyce. Zmieniłoby to na pewno wiele w podejściu zawodników do spotkania, bo trzeba byłoby walczyć o każdy punkt. A przecież teraz nieraz widać, że jak zespół przegrywa np. 10:20 to już bardziej myśli o kolejnym secie. Propozycja więc ciekawa, choć zapewne całkowicie zmieniłaby oblicze gry. Ciekawe jak np. miałby być mierzony czas? Czy tylko „czystej gry” czy też z przerwami? Czy np. zespół prowadzący wysoko w końcówce mógłby grać na czas, wydłużając jak się tylko da każdą akcję? Takich pytań jest wiele i wątpliwości równie dużo. W sumie jednak ta innowacja jest dość ciekawa i jeśli szczegóły zostałyby sensownie dopracowane miałaby rację bytu.
Dużo gorszym pomysłem jest zniesienie limitu zmian zawodników w czasie meczu, a taka jest druga propozycja, nad którą zastanawia się FIVB. Projekt zakłada, że trener może dokonywać w secie dowolną ilość zmian. To testowano już podczas ubiegłorocznej Uniwersjady i szczególnego pożytku dla jakości siatkarskiej gry z tej nowości raczej nie było.
Siatkówka nie jest grą „skostniałą” i tak przywiązaną do tradycji jak np. piłka nożna, gdzie dopiero skandale powodują, że coś można zmienić (jak pamiętna bramka Anglików z Niemcami na Mundialu, która nie została uznana). W siatkówce na przestrzeni lat tych zmian była cała masa. Było wprowadzenie linii ataku, wprowadzanie antenek, czwarte odbicie po bloku i możliwość przekładania rąk przy bloku na drugą stronę siatki, wreszcie możliwość kopania piłki nogą itd. Zmieniały się także systemy liczenia punktów, ilość rozgrywanych setów, wprowadzanie tie-breaka i wiele innych.
Konkluzja z tego jest taka, że FIVB myśli jednak by było bardziej sprawiedliwie i atrakcyjniej dla wszystkich. Nic bowiem tak nie irytuje każdego jak „zły regulamin”, który nagradza tych, co de facto nie chcą wygrywać i kombinują, a w rezultacie jeszcze dobrze na tym wychodzą. A tak niestety było na tych ostatnich mistrzostwach świata i chyba wszyscy mają nadzieję, że równie kuriozalnego regulaminu wyłaniania najlepszej drużyny świata już nikt nigdy nie wymyśli. Bo tak naprawdę z medalem wróciły z Włoch drużyny, które kombinowały, czyli Serbia i Brazylia, co rzuca jednak na ich osiągnięciach cień i budzi mały niesmak.
Krzysztof Mecner