Dziesiąty finał
Polscy siatkarze odnieśli pierwszy sukces pod kierunkiem nowego selekcjonera Vitala Heynena. W zreformowanych rozgrywkach Ligi Światowej przemianowanej w tym roku na Siatkarską Ligę Narodów zagrają o medale w turnieju finałowym we Francji. Polska przebyła długą drogę, dosłownie przemierzając kilka kontynentów grając w pięciu turniejach fazy interkontynentalnej. Wygrana w ostatnim meczu 3:0 z Australią, zapewniła nam awans. Ciekawe jak kadra Heynena spisze się w walce o medale, gdzie przecież będzie rywalizować z tak znakomitymi drużynami jak USA, Brazylia, Rosja, Serbia i gospodarze Francja. Początek tej kadry jest jednak dość obiecujący, ale finałowy turniej to trochę „inna zabawa” niż mecze kwalifikacyjne.
W Lidze Światowej graliśmy nieprzerwanie od 1998 r., więc minęło już 20 lat od pierwszego występu. Początki były trudne, po raz pierwszy w finałowych zmaganiach znaleźliśmy się w 2001 r., gdy finał Ligi Światowej był rozgrywany w Katowicach. Zakończyło się to wówczas siódmym miejscem, choć emocji było wówczas co niemiara. Potem Polska jeszcze osiem razy potrafiła skutecznie przejść fazę interkontynentalną, tegoroczny finał w Lille będzie więc jubileuszowym dziesiątym występem w turnieju finałowym tych komercyjnych rozgrywek. Do wygrania są medale, niemałe pieniądze i przede wszystkim poczucie własnej wartości przed tegorocznym siatkarskim Mundialem, na który czekamy z równie wielkim zainteresowaniem jakie towarzyszy zmaganiom futbolistów, które trochę rzuciły obecnie na dalszy plan zmagania w innych dyscyplinach sportu.
W Lidze Światowej zdobyliśmy tylko dwa medale, mamy wszyscy nadzieję, że trzeci będzie w Siatkarskiej Lidze Narodów. Największy sukces miał miejsce w 2012 r., gdy nasza reprezentacja rozegrała fantastyczny turniej finałowy w Bułgarii i została triumfatorem tych rozgrywek. Rok wcześniej w Gdańsku zdobyliśmy pierwszy historyczny medal zajmując trzecie miejsce w tych rozgrywkach. Te sukcesy odnosiliśmy pod kierunkiem trenera Anastasiego, do dziś niezwykle cenionego w Polsce, kontynuującym potem sukcesy z drużynami PlusLigi. Oby Vital Heynen poszedł w jego ślady.
Mnie oprócz tych dwóch znakomitych edycji tych rozgrywek, w pamięć zapadło jeszcze kilka innych, w których marnowaliśmy wielkie szanse. Pamiętam doskonale pełne dramatów i zaskakujących zwrotów akcji zmagania w 2002 r., gdy w pierwszej fazie wygraliśmy trzy z czterech spotkań z Brazylią, a Polska wtedy po wielu latach zaczęła osiągać znów najwyższy światowy poziom. Niestety w fazie finałowej już tak dobrze nie było, a jedna wygrana dała nam piątą lokatę.
Trudno też zapomnieć półfinałowe spotkanie z Serbią w edycji 2005 r. Polska grała jak natchniona. W wielkim stylu wygrała dwa pierwsze sety z gospodarzami, a w trzecim miała ogromną przewagę 22:16, gdy wydarzyło się coś niesamowitego i traciliśmy punkt za punktem, przegrywając tego „wygranego” seta, a potem cały mecz i musieliśmy zadowolić się w efekcie czwartą lokatą.
Równie wielkie rozczarowanie było w edycji 2007 r. Polska prowadzona przez Raula Lozano miała przecież wtedy niesamowitą passę zwycięstw. Wygrała przecież wszystkie 12 spotkań fazy interkontynentalnej, a następnie dwa grupowe w turnieju finałowym w Katowicach. Niestety kryzys przyszedł w najmniej oczekiwanym momencie. W półfinałowym meczu Polska przegrała z Brazylią, potem także „mały finał” z USA i znów musieliśmy zadowolić się czwartym miejscem.
Od ostatniego finału minęły dwa lata. W 2016 r. finał rozgrywano w Krakowie i jako gospodarz mieliśmy uzasadnione nadzieje na kolejny duży sukces. Niestety dla Polaków ten turniej bardzo źle się ułożył i pechowo nie zdołaliśmy zakwalifikować się do półfinału.
Jestem bardzo ciekawy jak zaprezentuje się nasza reprezentacja w tym jakże ciężkim starciu, bo tam już nie będzie zapewne kalkulacji, ale ostra walka o medale. Wiele osób narzeka na zmianę formuły, że trzeba odbyć niezwykle dalekie i wyczerpujące podróże, zmieniać strefy czasowe i pokonywać inne utrudnienia. Z tym wszystkim jednak polska kadra sobie poradziła, jest w finale i z pewnością będzie teraz czas na dobrze przygotowanie. Jesteśmy bardzo ciekawi tej konfrontacji, po zupełnie nieudanym poprzednim sezonie. Kadra Vitala Heynena rozpoczęła przygodę z wielką siatkówką bardzo obiecująco. I oby tak dalej.
Krzysztof Mecner