GORĄCE PROBLEMY
ZDANIEM WETERANA
GORĄCE PROBLEMY
DOSZŁY niedawno do mych uszu jęki od lat znanego mi szacownego, świetnego trenera – Jerzego Matlaka, że na turnieju w Japonii dziewczyny trenowały w małych szkolnych nieklimatyzowanych salkach a wody do picia było za mało, co miejscowa opiekunka tłumaczyła limitem. To prawdziwa „japońska gościnność” – grzmiał Jerzy. Ma prawo do gorzkich żalów, ale właściwie jego te problemy nie powinny obchodzić, drużyna ma mieć odpowiednie warunki i basta. Co do tych sal, to nawet przy sporej liczbie treningów wszystkich startujących w turnieju Grand Prix drużyn powinno w tak rozwiniętym kraju jak Japonia starczyć klimatyzacyjnych luksusów. Zaś woda? W moich dawnych czasach, gdy działałem w PZPS będąc niejednokrotnie jako kierownik z drużyną za granicą, szef ekipy miał do dyspozycji mini fundusik zielonych, z którego po powrocie musiał się do centa rozliczyć. Teraz jednak złotówki są wymienialne, PZPS nie jest tak biedny, no i pan kierownik, jeśli nie kiep, mógł się jednak we własnym zakresie o wodę wystarać.
Swoją drogą to też działka naszych działaczy na forum FIVB; jeśli istniejące regulaminy określające obowiązki gospodarza oficjalnej imprezy są za skąpe, trzeba starać się to zmienić lub też przewidując z góry takie jak opisana wyżej „Sahary” – dać jakąś rezerwową przyzwoitą sakiewkę wyjeżdżającym ekipom.
Słowo Sahara przypomniało mi co wyczyniali Kubańczycy z drużyną Wagnera na „quasi olimpiadzie” na Kubie w 1984. Byłem tam wysłannikiem „PS”, ale przyczepiłem się, za zgodą Jurka, jak rzep do drużyny, jeżdżąc z nią wszędzie, gdzie jechała. Zwiedziłem kawał kraju, bo każdy trening był wyznaczony w innej miejscowości, w salach, w których dziś, staruch, nie wytrzymał bym pięciu minut. Prawdziwa łaźnia! Mecze grupowe też się tam grało. Zaszczytu wystąpienia w pięknej i klimatyzowanej sali miało, jeśli mnie pamięć nie myli, wagnerowe towarzystwo dopiero w finale, w którym w decydującym meczu, oglądanym przez samego wodza, towarzysza Castro, też był pewien problemik. W przerwie przed tie breakiem Kubańczycy nie pozostali, jak było w zwyczaju, na sali. Wyszli na dobre 15 minut do szatni. Wrócili jakże odmienieni, nowe siły w nich wstąpiły. Wygrali a Wagner potem przez lata marudził coś o braku kontroli antydopingowej. Wtedy jednak nikt nie miał odwagi na tej spolityzowanej imprezie nawet na ten temat pisnąć.
Stare dzieje, ja z tą historią kubańską może się w tym co od lat piszę powtarzam, ale powtarzamy przecież codziennie: śniadanie; obiad; kolacja…
***
Dość tych staroci. Inny gorący, ale dzisiejszy problem. Niech żyje młodość a właściwie Młoda ekstraklasa. Pierwszym pomysłodawcą tego ciekawego przedsięwzięcia był prezes PlusLigi, Artur Popko. Jego zamierzeniem - dać pograć w tej imprezie siatkarzom w wieku 18-23 a więc tym, którzy najczęściej grzeją ławę. Impreza była by rozgrywana oddzielnie od „normalnej” ligi. Kluby wstępnie projekt zaakceptowały, ale z propozycją poważnych zmian. Mecze Młodej ekstraklasy przed albo po meczach PlusLigi i to z udziałem również zawodników jeszcze młodszych ;15-latków.
Rzecz dyskusyjna, będzie zresztą jeszcze rozpatrywana. Moim zdaniem potrzebny kompromis. Dopuszczenie 15-latków to może być przecież start np. całego MDK-u, zresztą juniorzy mają swoje mistrzostwa Polski, w dwóch kategoriach zresztą. Ponadto PlusLiga grywa także w środy; dla 15-letnich uczniów termin zgoła nieodpowiedni.
Przedmecz? Cezary Matusiak proponował spotkanie 1,5 godzinne, ja sądzę, że godzina by wystarczyła. Głosy z ligi przemawiają za pełnym meczem. Kto taki maraton dwóch spotkań wytrzyma, o której godzinie zacznie się to drugie, dorosłe spotkanie?
Propozycji jest wiele, jak zwykle najtrudniej będzie o kompromis, realizm w patrzeniu na sprawę jakże pożytecznej imprezy.
Janusz Nowożeniuk
PS. Dwa mecze siatkarzy z Brazylią w Polsce: po euforii – mały kubełek zimnej wody. Przy okazji zastanawiam się kiedy wreszcie w studio pewien pan przestanie odpowiadać sam sobie na zadane pytania.