HAZARD I UROK!
ZDANIEM WETERANA
HAZARD I UROK!
UWIELBIAM a raczej uwielbiałem puchary w ich pierwotnej, nieskażonej formie. Wpierw losowanie, bez żadnych tam rozstawień, potem dwumecze. Ten z gorszym bilansem odpada. Liczy się każdy punkcik, w tym hazard i urok. A ile to radości, gdy drużyna „Hurra nasi” z Pamiątkowa Dolnego wylosowała na początek mistrza. Co z tego, że szanse małe, wręcz znikome, ale jaka radość gdy w małej salce, rozciągniętej we wszystkie strony do granic wytrzymałości przez zemocjonowaną miejscową publikę pojawiały się gwiazdy! Sławy tamtych czasów! Zresztą nawet rywalizacja z zespołem tylko o klasę, dwie ulokowanym w wyżej w hierarchii wręcz była i jest poważnym atutem Pucharu Polski, fundamentem tych rozgrywek. Teraz takim maluczkim co zaszedł wysoko jest MOS Będzin. Może nie maluczki, bo przecież drugoligowiec i w składzie zdolne chłopaki, ale przecie nie potęga. Wygrali zaś kolejno kilka meczów. W ostatnim, o przekoro, mając właśnie szczęście, że mecz pojedynczy, bo Częstochowa, która ich zlekceważyła, wyszła rezerwami, siatkarze z Będzina się rozpędzili i potem było za późno, zaś w drugim, rewanżowym meczu, gdyby go rozgrywano, już takowej głupoty by nie zrobiła.
Rozpisałem się o pucharach a przecież w tym temacie ubiegł mnie 23 grudnia mój partner z blogu (nawiasem mówiąc to właśnie z Krzysiomecnerowskiej encyklopedii pt. „80 lat polskiej siatkówki” dowiedziałem się, że PP rozgrywany jest od 1931 roku; jeszcze mnie na świecie nie było, choć żyłem już w czasach gdy w Belwederze mieszkał Marszałek). Nie będę powielał myśli kolegi, tym bardziej, że generalnie zgadzam się z jego opinią. Tylko więc największe zarzuty – owe zmiany, rozstawianie, dwumecze dopiero od ćwierćfinałów, obowiązkowy udział dla zespołów PlusLigi i bodaj ligi pierwszej, słowem niezły kociołek, o równości mowy tutaj, w demokratycznym państwie, nie ma. Czy wam nie wstyd? A tak na poważnie, rozumiem ograniczenia, bo do tego zmusza napięty jak cięciwa łuku najsilniejszej Amazonki kalendarz. Nad nim zaś głowi się, przy przybywających wciąż imprezach, zacny człowiek o stalowych chyba nerwach, do którego, mimo łączącej nas nici przyjaźni trudno mi się dodzwonić. Bo Cezary Matusiak musi rozplątywać, nie z własnej winy, nie jeden węzeł gordyjski. Biedaczek. Niby decyzja może być kolektywna, ale obawiam się, że jak będzie niepopularna i tak zwalą na niego.
* * *
PUCHAR na swoim wyższym szczeblu aż drży od emocji, niespodzianek w rodzaju wyeliminowania Skry przez Resovię, przegranej Delecty z Pamapolem, choć tego ostatniego lekceważyć nie wolno. W ogóle nikogo z plusligowego towarzystwa. Powiedzmy sobie jednak prawdę, PP ważny dla najlepszych, bo premią start w Lidze Mistrzów. Najważniejsze są jednak PlusLiga i Liga Mistrzów. Można wygrać jednocześnie PP i PlusLigę, wtedy awansuje do LM drugi nie z PP a z PlusLigi; rozgrywki dowodzone przez Króla Artura mają swoją rangę. Renomę oczywiście też, zaś w prognozowanie na razie nie radzę się zbyt poważnie bawić. Wszystko rozstrzygnie się w play offach. Tam drużyna, która jak np. Resovia wystartowała mając dopiero zalążki formy, może okazać się mocarzem. Ktoś inny odwrotnie – może ze swoją aktualną dyspozycją zjechać w dół. Będzie prawdopodobnie na finiszu zabawa że aż hej a ci faceci tv od typowania albo palić się będą ze wstydu lub chodzić dumni jak pawie (właściwie bez uzasadnienia – bo to jak w totku -los szczęścia).
Liga Mistrzów. Tutaj, mówiąc szczerze, mam poważne obawy o wynik meczu rewanżowego Skry z Roeselare. Belgowie to team bez gwiazd, ale zespół wyrównany a to się bardzo liczy. Modnisie, jeśli akurat w tych rozgrywkach nie ma zabawy w typowanie siatkarza meczu, koniecznie organizują to przed kamerami. Nieraz laureaci i laureatki w PlusLidze mówili im, iż „nie to ważnie, że ja jestem wyróżniony, lecz to, że c a ł y zespół grał równo, efektywnie”. Oczywiście, że te MVP ubarwia mecz, dodaje mu kolorytu, lecz litości młodzieży dziennikarska – bez przesady, nie należy tych „wyborów” za bardzo akcentować zwracając większą uwagę na to, który zespół i dlaczego grał lepiej, zważając w ogóle na zespołowość (lub jej brak), bo siatkówka to podobno gra zespołowa a nie bieg na 100 metrów.
* * *
WRACAJĄC do Skry. Komplementowałem ją po Dausze, uważam, że zasłużenie, bo tam była w formie. Ale nie wyzbyłem się swych wątpliwości, którym dałem wyraz w felietonie „Dwóch tych samych w jednym mieście” z 12 października 2009. Pisałem wówczas m.in. „Skrze na pewno nie będzie łatwo, nawet po dojściu kończących leczyć rany Mariusza i Michała. Skład niby tak mocny, tylu mistrzów Europy...Może to co piszę jest wbrew logice patrząc na personalia, ale bardzo bym się chciał mylić w swoim jakimś dziwnym dla mnie samego sceptycyzmie”.
No to już szczyt cytować siebie ale słowo daję, że się poprawię. Poszukam lepszych wzorów, choć wśród aktualnych bardów sportu, tych od siatkówki, to sprawa trudna.
Skrę oczywiście tłumaczy wiele, zmęczenie a może nawet znużenie niektórych reprezentantów, zrozumiały, a mam przekonanie przejściowy, spadek formy np. Kurka (szczególnie widoczne w Rzeszowie), kontuzje, choroby – lecz z tym zmagają się i przeciwnicy, wiele innych przyczyn, w tym nawet – być może - jakieś błędy trenera (do nich też ten niewątpliwy fachowiec ma prawo) A propos problematycznej piłki w dramatycznym w dwóch pierwszych setach meczu z Bełchatowie, gdzie set przesądzał sprawę na rzecz Resovii. Po przegraniu przez Resovię pierwszej partii mimo, że prowadziła 22:17 i 23:20, w drugim secie przy już tylko jednopunktowej przewadze gości 19:20 sędzia uznał auta, Skra protestowała, że po bloku. Jak było – Bóg raczy wiedzieć, TV powtórki interpretowano dwojako. Rzecz w tym, że trzeba było uspokoić temperamenty (sędzia Lemek mógł pomóc!), grać dalej a tak w chaosie Resovia wykazała spokój i ZASŁUŻENIE wygrała (świetni Wika, Oivanen, Ignaczak).
Kibice Skry i niżej podpisany mają jednak nadzieje, że te dołki i góry klasowego przecież zespołu zmienią się na rzecz pełnej stabilizacji, eliminacji momentów stagnacji, szczególnie gdy przy szybszej grze czy dobrej obronie przeciwników następuje jakiś może podświadomy bezwład. Niech zwycięży duch walki! Nawiasem mówiąc wszystkim tego w Nowym Roku życzę, także tym ostatnim w tabeli.
* * *
PS. Wspomniałem kiedyś o najlepszej, pierwszej parze komentatorów Polsatu, którą się czasem rozłącza, bo jest po prostu taka potrzeba. Wojtek Drzyzga znalazł się oto w parze z młodszym kolegą i miałem nie tak dawno naprawdę przyjemność, jak taktownie, z umiarem ale i stanowczo sprowadza partnera w jego różnych pomysłach na ziemię, dając mu czas ochłody. Bo np. to, że biznesmen, który jest sponsorem Resovii w momencie, gdy klub jest w dołku (z różnych, częściowo obiektywnych powodów) dla niego, faceta, który sporo w zespół inwestuje a jest człowiekiem mądrym, nie może być powodem robienia rewolucji. On wie, kogo sprowadził i że trzeba trochę czasu a powinno się to dograć. No i to, że nie ochrzaniał na spotkaniu po złym meczu a służył dobrym słowem ma być powodem – wg. pomysłodawcy - mianowania go sponsorem roku! Absurd. Nagradzać za coś, co powinno być naturalne. Życzę lepszych pomysłów.
Janusz Nowożeniuk