ZASKOCZENIE I PODZIW!
Są, na całe szczęście chwile, gdy zgorzkniały trochę weteran zdaje sobie sprawę, że przykłada do tej naszej siatkówki może zbyt krytyczną miarkę. Furda bowiem poziom ściśle sportowy, jakieś tam serie błędów niewymuszonych, gdy dech serce zapiera z podziwu i zaskoczenia. Bo oto niby to maluczki wygrywa nagle z Goliatem, burząc wszelkie prognozy, przynosząc natomiast chwile spontanicznej radości, jaką chyba tylko sport dać może. Przyznam się, że oglądając z racji wieku i zdrowia siatkarskie mecze wyłącznie w "okienku" postanowiłem sobie w pewien środowy wieczór trochę odpuścić, bo tyle tego ostatnio. Tym bardziej, że zanosiło się, iż częstochowski AZS, Domex, Tytan, odmłodzony, niemal całkowicie naprędce przebudowany i skompletowany, walczący w PlusLidze o miejsce w playoffowej ósemce, nie poradzi sobie w pierwszym meczu I rundy play off Ligi Mistrzów w Piacenzie z utytułowanym wielce włoskim potentatem – Coprą – drugą drużyną klubową Europy 2008. Gdy włączyłem telewizor na tablicy widniało jak byk w setach 2:0 dla …naszych. Oczy przetarłem ze zdumienia. Mecz wygrany ostatecznie w tie breaku przez AZS przejdzie chyba do naszej siatkarskiej legendy. Tym bardziej, że w rewanżu, w Częstochowie, Domex znów przeszedł samego siebie, sprawiając Włochom tęgie lanie. Nawiasem mówiąc przy pewnej pomocy włoskiego trenera, który srodze rozsierdził naszych swą przedmeczową wypowiedzią, delikatnie mówiąc nietaktowną, o słabym technicznie AZS. No i kto był tym słabym?! Zaś to ich, siatkarzy Copry kłopot, że nie wszyscy byli najlepiej dysponowani; przy takich obciążeniach startów i treningów nie ma zespołu, który by nie miał jakiś problemów.
Takich akcentów, jak te mecze Domexu się nie zapomina, mimo, że w końcowym bilansie sezonu AZS w polskiej lidze może znaleźć się w dolnej połówce ósemki, choć z niewątpliwymi szansami zrobienia jeszcze niespodzianki …w jedną lub drugą stronę. Marzy się by dopisali sponsorzy i w następnym sezonie Domex utrzymał, a nawet wzmocnił skład, bo to drużyna z perspektywami stania się naprawdę klasowym zespołem, zaś w "klasyfikacji indywidualnej" mając kilku młodych siatkarzy, o których chyba jeszcze będzie głośno lub bardzo głośno. Mam nadzieję, że komplementy nie przewrócą w głowach Bartmanowi, trójce środkowych – Nowakowskiemu, Wiśniewskiemu, Wronie także Fabianowi Drzyzdze, Zatorskiemu i innym z trenerem Panasem włącznie.
Inne radości. Skra, po przegranej (a sukces był blisko) w tie breaku w Moskwie, w Bełchatowie rozbiła Dynamo. Powtarzam za Wojtkiem Drzyzgą: na taką Skrę czekaliśmy. W drugiej części meczu, po przegranym pierwszym i prowadzeniu Rosjan w drugim secie - świetna zmiana. Dobrowolski i Bąkiewicz znakomicie zastąpili słabiej grających Murka i Falascę. To był impuls, który odmienił bełchatowski zespół, a cała siódemka z dwoma wymienionymi, Wlazłym wreszcie takim, jakiego lubimy podziwiać, fantastycznie grającym Antigą, Plińskim, świetnie kąsającym zagrywką Możdżonkiem, ofiarnie walczącym libero Gackiem, dała popis siatkówki skutecznej, świetnej technicznie i taktycznie, słowem na najwyższym poziomie. Nie ma co przesadnie dyskutować np. o formie Miguela, bo gdy dziś jeden słabszy – zastępuje go kolega; nareszcie Skra wykorzystuje swój atut, szeroki, równy skład. I to jest ważne, i oby tak dalej, a już czekają na drodze do Finałowej Czwórki kolejni Rosjanie – z Odincowa (a na Domex – znów Włosi). Jak gra potoczy się dalej, poczekajmy, zobaczymy. Zadanie niełatwe, ale jeśli np. Skra zagra tak, jak w drugiej połówce spotkania z Dynamem – otwarta droga na finałowy turniej.
Chwała też wielka siatkarkom Muszynianki, które wyeliminowały zawsze groźne i sławne RC Cannes i mają duże szanse zajść wysoko, natomiast w Finałowej Czwórce mamy już pierwszy polski zespół. Jastrzębski wyeliminował Sisleya, wygrywając rewanż w Treviso. Już sam fakt, że Sisley Treviso nie gra w Lidze Mistrzów a w pucharze pocieszenia – jak zwę Challenge Cup świadczy, że to raczej nie tak całkiem ten sam słynny Sisley, wielokrotnie wieńczony najcenniejszymi laurami. Niemniej to dalej firma, którą pokonać – zaszczyt. Jastrzębski udowodnił, że jest drużyną nieobliczalną. Tym lepiej, play offy PlusLigi siatkarzy (siatkarek także, ale o paniach na razie nie piszę) za pasem. Ciekawie się to zapowiada, bo nastąpiło pewne wyrównanie poziomu. Nie rozważam na razie kto obniżył loty, kto poszedł w górę, ale wprost mam obowiązek wspomnieć, że dokonała postępu m.in. gruntownie przemeblowana ZAKSA. Stała się rewelacją sezonu. Dowodzona przez Krzysztofa Stelmacha, który rośnie nam na trenerską gwiazdę, a nie na baletmistrza pędzącego w podskokach wykłócać się o każdą akcję z sędziami. Patrzę na te balety i myślę – dość tego cyrku – żółte kartki w górę, ale może i też przydałoby się surowsze spojrzenie kwalifikatorów, którzy oceniają arbitrów.
Tegoroczną PlusLigę siatkarzy będzie się jeszcze podsumowywać, nicować, obliczać. Jedno jest dla mnie już prawie pewne. Suma wielkich emocji, dramatycznych wydarzeń, zaskakujących rozwiązań, słowem wszystkiego, co się składa na trzymające w diabelskim napięciu widowisko - może być wysoka. Co nie znaczy, że musi iść to w parze ze wzrostem poziomu sportowego. Dramatyzm, a poziom – dwie jednak różne płaszczyzny, idealnie gdy się łączą, lecz nie zawsze tak bywa.
Na razie jest naprawdę nieźle, co szczególnie istotne w dobie kryzysu, którego skutki w sporcie już niektóre kluby zaczynają poważnie odczuwać. To duże zagrożenie, ale temat na inną okazję.
Janusz Nowożeniuk
Powrót do listy