Ironia historii
Tydzień temu prorokowałem po eliminacjach, że polska reprezentacja wróci z mistrzostw Europy z medalem. Wróciła z medalem i to złotym, o czym niedawno można było tylko marzyć. Nie należę do ludzi specjalnie przesądnych, ale czasami łapie się jak wszyscy, że coś się powtarza co już kiedyś było.
Kadra miała kłopoty, ale jak się okazuje im większe problemy kadrowe tym lepsza potem gra. Przecież jeszcze większe problemy mieli Francuzi, którzy stracili dwóch podstawowych rozgrywających, a na mistrzostwach zrobili równie wielką furorę jak Polacy.
W trakcie turnieju doszukiwaliśmy się analogii w historii by dodać sobie animuszu przed decydującymi spotkaniami. Ostatni medal srebrny zdobyliśmy przecież 26 lat temu, a zapewniła go nam wygrana nad Bułgarią, z którą i w Turcji wygraliśmy w półfinale. Przed mistrzostwami dopiero drugi raz wygraliśmy Memoriał Wagnera, a gdy wygraliśmy go pierwszy raz w 2006 r. to potem zdobyliśmy medal na mistrzostwach świata. Wreszcie gdy ostatnio w Turcji były mistrzostwa Europy w 2003 r. kobiet, to wygrała je Polska. Te wszystkie śmieszne teorie znalazły swoje potwierdzenie.
Jak wszyscy cieszę się ze złotego medalu, a równie wielką radość sprawiła mi nagroda MVP dla Piotra Gruszki. Należało mu się jak mało komu. Gruszka w 2003 r. dostał już nagrodę dla najlepszego atakującego ME, ale to chyba na tych mistrzostwach zagrał najlepszy turniej w życiu i zamknął usta tym wszystkim, którzy twierdzili iż nie poradzi sobie na pozycji atakującego. Jego fantastyczna gra była jakby kluczowym elementem sukcesu ekipy Daniela Castellaniego. Drugim dla mnie było dobre przyjęcie zagrywki, a mając Zagumnego na rozegraniu mogliśmy to wykorzystać.
Castellani zrobił to co nie udało się nikomu wcześniej – złoto ME, dlatego na stałe zapisze się w naszej historii. Jestem jednak przekonany, że to nie ostatni medal tego szkoleniowca jaki zdobył z naszą reprezentacją. Kolejna okazja już niedługo. Dzięki złotemu krążkowi zagramy w Pucharze Wielkich Mistrzów jako reprezentant Europy i zobaczymy jak nasi mistrzowie wypadną na tle USA (mistrza olimpijskiego) i Brazylii (mistrza świata).
Najciekawszym meczem mistrzostw był dla mnie półfinał Rosja – Francja. Rosjanie powinni przegrać w trzech setach, ale wyszli z opresji i potem prowadzili w tie-breaku 13:9. Wygrała jednak Francja. Los „zemścił” się na Rosjanach. W półfinale ME w 2005 r. przegrywali 10:13 z Hiszpanią i potrafili wygrać. Tu ironia losu zabrała im to co wtedy dała.
Jeden z blogów przed ME poświęciłem włoskiej myśli szkoleniowej, bo ponad połowa drużyn grających w ME była prowadzona przez szkoleniowców wywodzących się z osławionej Ligi Włoskiej. Ta szkoła jednak doznała na tych mistrzostwach prawdziwej klęski. Wprawdzie naszego trenera też można „podciągnąć” pod tę szkołę bo grał w lidze włoskiej i uczył się fachu od Prandiego, to jednak sukcesy trenerskie osiągał w Argentynie i Polsce. W finale jego rywalem był Philippe Blain, zupełnie innej szkoły trener. Łączyło ich tylko to, że obaj byli kiedyś czołowymi siatkarzami świata. Klęskę ponieśli ci najsłynniejsi włoscy trenerzy jak Andrea Anastasi, Julio Velasco, a największym przegranym był z pewnością Danielle Bagnoli. Mając tak ogromny potencjał w rękach jaki mieli na tych mistrzostwach Rosjanie, wróci do domu z niczym. Jako tako może być zadowolony Prandi, bo brązowy medal dla Bułgarii po długiej przerwie to jest coś. Podobnie jak u Rosji, potencjał tej drużyny nie został jednak w moim odczuciu w pełni wykorzystany.
Za rok czekają nas mistrzostwa świata, impreza o dużo większej randze i ładunku emocjonalnym. Będziemy na nich bronić wicemistrzostwa z 2006 r. Po tym co zobaczyliśmy w Turcji można mieć nadzieje, że i tam będziemy się liczyć w walce o medale. Teoretycznie przecież za rok możemy mieć znacznie silniejszy personalnie skład, gdy do mistrzów 2009 r. dołączą pechowcy tego roku Winiarski, Wlazły czy Świderski. Decyzje personalne zostawmy jednak Castellaniemu, bo dowiódł, że potrafi tak przygotować i skomponować zespół by każde ogniwo funkcjonowało jak należy. Bo jak wszyscy to podkreślali w każdym ze spotkań grał zespół a nie pojedyncze indywidualności.
Mistrzostwa Europy 2009 przeszły do historii. Za kilka dni i my będziemy gościć drużyny walczące o europejski prymat ale w konkurencji kobiet. Nasze dziewczyny już tytuły zdobywały w przeszłości. A teraz po sukcesie siatkarzy chyba poprzeczkę im postawiono jeszcze wyżej. To trzymamy kciuki!
Krzysztof Mecner