Jak Kuba Bogu...
Nie udał się polskim siatkarzom start w kończącym międzynarodowy sezon Pucharze Wielkich Mistrzów. Po przegranej na inaugurację z Japonią 2-3, również Kuba okazała się lepsza od polskich siatkarzy. Polacy przegrali 1-3 tracąc praktycznie szanse na odegranie poważnej roli w tym turnieju.
Śledząc te pierwsze dwa dni turnieju, właśnie Kuba jest chyba największym „odkryciem” Grand Champions Cup. Trochę o tej drużynie już w ostatnich latach zapomnieliśmy, a wygląda na to, że po ośmiu latach przerwy Kuba wraca do światowej elity. Pokonanie mistrzów olimpijskich Amerykanów w finale mistrzostw Ameryki Północnej i Środkowej jak pokazuje japoński turniej mistrzów nie było dziełem przypadku.
Od momentu gdy do władzy doszedł Fidel Castro i utrwalił swą władze, sport stał się jednym z oczek w głowie komunistycznego państwa. Gry zespołowe obok boksu w szczególności a siatkówka szybko wysunęła się wśród nich na czołowe miejsce. Kubańczycy jak mało która nacja ma naturalne predyspozycje do tego sportu, skoczność ich jest powszechnie znana. Podwaliny pod stworzenie całego systemu rozwoju siatkówki na Kubie tworzyli zagraniczni szkoleniowcy, których kraje komunistyczne w Europie chętnie pożyczały Kubańczycy. Taką pionierską robotę w tworzeniu podwalin volleyballa na „gorącej wyspie” wykonał szkoleniowiec NRD – Dieter Grundm który potem wsławił się w pracy z reprezentacją kobiet NRD z którą zdobywał mistrzostwo Europy. Grund był autorem pierwszego kubańskiego awansu na igrzyska w 1972 r. gdy nieoczekiwanie jego zespół okazał się lepszy od USA w których grali przecież Stanley (ojciec słynnego dziś Claytona), Kilgour czy Doug Beal. Jedną z gwiazd ekipy Grunda był obecny trener kubańskiej kadry Orlando Samuels, ale chyba z tamtego okresu wszyscy najbardziej zapamiętali mierzącego ledwie 178 cm ale niewiarygodnie skocznego Ernesto Martineza.
Cztery lata później w Montrealu Kuba była światową rewelacją, a spotkanie eliminacyjne z Polską do dziś uważane jest za najdramatyczniejsze w całej naszej historii. Polacy pokonali wówczas Kubę, ale ci w meczu o brązowy medal gładko ograli broniącą złota Japonię. Kadrę prowadził wówczas już legendarny potem (trenował w latach 90-tych m. in. Hiszpanię i Grecję) Gilberto Herrera. W 1978 r. Kubańczycy zdobyli też swój pierwszy medal na mistrzostwach świata.
Potem już na dobre zadomowili się w elicie, choć w latach 1984 i 1988 r. bojkotowali igrzyska olimpijskie. W 1990 r. zostali wicemistrzami świata właśnie pod kierunkiem Samuelsa.
W tamtych czasach ich gwiazdą był Joel Despaigne, uważany przez wielu za najlepszego gracza świata. To dla niego Castro zrobił wyjątek i dał mu oficjalną zgodę na występy we włoskiej serie A, gdzie poza nim grały wtedy wszystkie wielkie gwiazdy światowej siatkówki.
Kuba na każdej imprezie była zaliczana do faworytów, nigdy jednak złota igrzysk czy mistrzostw świata nie zdobyła, a męska kadra była w cieniu siatkarek, które przez całą poprzednią dekadę wygrywały wszystko co było do wygrania (smutna niedawno wiadomość obiegła siatkarski świat, iż zmarł Antonio Perdomo, trener który wspólnie z Eugenio George’m był autorem tych wielkich sukcesów kubańskich siatkarek).
W 2000 r. na stanowisko trenera męskiej kadry wrócił po latach sam Gilberto Herrera. Pamiętam zachwyty nad grą jego siatkarzy, gdy przyjechali walczyć w finale World League w Katowicach. W niczym wówczas nie ustępowali Brazylii, Włochom, Rosji czy Jugosławii. Wielu widząc niesamowity talent graczy typu Marshall czy Dennis wróżyło Kubie fantastyczną przyszłość na siatkarskich parkietach.
To wszystko prysło jednego dnia jak bańka mydlana, gdy niemal cała reprezentacja Kuby najzwyczajniej w świecie uciekła z ojczyzny i poprosiła o azyl polityczny we Włoszech. Trudno się dziwić. Federacja pozwalała Kubańczykom podpisywać kontrakty, ale zabierała im 90 proc. dochodów. Z elity po stracie tylu klasowych siatkarzy Kuba spadła do grona średniaków, a Herrera od razu podał się do dymisji.
Od 2001 r. Kuba nie liczy się zazwyczaj w walce o trofea, a nawet w mistrzostwach swej strefy Amerykanie ogrywali ją w minionych latach bez większego trudu.
Odbudowanie stanu z 2001 r. zabrało im jak widać osiem długich lat. Powrót na stanowisko selekcjonera Orlando Samuelsa zaczyna jednak przynosić efekty. Dla siatkówki to na pewno dobrze, że dojdzie kolejna znakomita drużyna, która będzie się liczyć w walce o medale mistrzostw świata. Chyba, że znów wydarzy się coś co zachwieje kubańską szkołą, bo przecież imperium El Commendante choć przechodzi wielki kryzys wciąż trwa....
Krzysztof Mecner