Jak nie spaść z ligi na tysiąc sposobów?
Jeden z moich znajomych trenerów sprzed lat zawsze żartobliwie mówił, że „nie sztuką jest zdobyć mistrzostwo Polski, a sztuką jest efektownie spaść z ekstraklasy!”, co mu się zresztą potem przytrafiło. W historii naszej ligi mieliśmy zresztą wiele ciekawych starć, których stawką było właśnie „być albo nie być”. Warto kilka przypomnieć.
W sezonie 1970/1971 legendarna potem drużyna Płomienia Milowice grała swój pierwszy sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ten sezon był wielkim popisem Resovii, która po latach dominacji warszawskich drużyn, przejęła z ich rąk koronę, imponując efektowną grą z tą sławną „podwójną krótką”, która była jej wizytówką. Płomień walczył o utrzymanie z Beskidem. Milowicki zespół miał ciężkie zadanie. By się utrzymać musiał w ostatniej kolejce (wtedy grano dwumecze w sobotę i w niedzielę) dwa razy pokonać właśnie Resovię. Tyle że rzeszowianie przyjechali do Sosnowca już w glorii mistrza Polski i wynik był dla nich sprawą drugorzędną. Mistrzowi jednak nie wypadało grać źle. W tych dwóch ostatnich meczach jednak wygrał Płomień 3:2 i 3:1, dzięki czemu jednak zapewnił sobie utrzymanie. Dodatkowej pikanterii całej sprawie dodał fakt, że miesiąc po tych spotkaniach trener Resovii Janusz Strzelczyk przeniósł się do… Płomienia, który prowadził w kolejnym sezonie i… spadł z nim do II ligi.
W sezonie 1973/1974 do ostatniego meczu była niesamowita walka o utrzymanie między Jednością Michałkowice (dawny GKS Katowice), Stalą Mielec i AZS AWF Warszawa. Decydował stosunek setów. Spadł ostatecznie zespół ze stolicy. Najbardziej utytułowany polski klub (22 razy wygrywał tytuł) pożegnał się z ekstraklasą, do której już nigdy nie wrócił. Skończyła się wtedy pewna epoka.
Czasem o spadkach decydowały sety. Tak trochę pechowo w 1987 r. spadł z ligi AZS Olsztyn, trenowany przez legendarnego szkoleniowca Leszka Dorosza. W jego drużynie grali tak znani zawodnicy jak Roszewski, Urbanowicz, Szyszko, Wiśniewski, Grzyb, którzy jednak nie potrafili zapewnić klubowi miejsca w lidze. Przegrali setami.
Rok później spadł Płomień trenowany przez Ryszarda Boska, inna doskonała drużyna z przeszłości. Sosnowiczanie grali ostatnie dwa mecze u siebie z łódzką Wifamą i musieli oba wygrać. Pierwszy wygrali 3:2, lecz w drugim ulegli 0:3 i musieli opuścić szeregi ekstraklasy.
Najbardziej kuriozalna była natomiast rywalizacja o utrzymanie w sezonie 1991/1992. Wtedy liga miała dwie serie, a przedostatni zespół serii A grał baraże z wicemistrzem serii B. W tych barażach mieli się spotkać sąsiedzi z Sosnowca Górnik Kazimierz i Płomień Milowice. Tyle że Płomień w okresie wczesnego kapitalizmu popadł w koszmarne problemy finansowe, gdzie najpierw rozwiązano drużynę siatkarek, a ten sam los groził siatkarzom. Wiedząc o tych problemach działacze z Kazimierza zaproponowali… połączenie klubów. Tak powstał Kazimierz Płomień Sosnowiec, a tych wspomnianych wcześniej baraży oczywiście w tej sytuacji nie rozegrano.
Przypominam sobie też baraże w 1996 r. Wtedy rodziła się potęga kędzierzyńskiego Mostostalu (obecna ZAKSA), ale sezon ligowy miała słaby, kończąc go na przedostatnim miejscu. Mostostal grał więc baraże z BBTS Bielsko-Biała, ale wygrał je ratując miejsce w ekstraklasie. W kolejnym sezonie Mostostal grał już w pamiętnych meczach z AZS Częstochowa o złoty medal mistrzostw kraju.
Jak widać i rywalizacja o utrzymanie może dostarczyć ogromnych emocji i na lata zapaść w pamięć. Cieszymy się więc z tych dodatkowych emocji, jakie czekają nas wkrótce w PlusLidze, gdyż nie tylko walka o medale, ale też o utrzymanie zapowiada się bardzo ciekawie.