Jak za dawnych lat
Wielu starszych kibiców z rozrzewnieniem wspomina początek lat 70-tych gdy rodził się w Rzeszowie znakomity zespół siatkarski. Resovia podbiła szybko serca kibiców nie tylko sportowymi sukcesami, ale przede wszystkim swoją niezwykle widowiskową grą. „Podwójna krótka” stała się przez lata wizytówką rzeszowskiej drużyny, tworzonej właśnie ze specyficznych graczy, pasujących do tego niekonwencjonalnego stylu gry. Stąd zabiegi by pozyskać wirtuoza rozegrania Stanisława Gościniaka, a potem siatkarzy potrafiących wykorzystać umiejętności dyrygenta. Do Rzeszowa trafili tacy wybitni graczy jak Karbarz, Bebel, Jasiukiewicz, Such, Radomski, potem także Stefański, Świderek, Kanicki i inni.
Właśnie minęło równo 40 lat od bodaj najcenniejszego osiągnięcia w historii klubu. 25 marca 1973 r. siatkarze Resovii pokonali w turnieju finałowym Pucharu Europy Rudę Hvezdę Pragę 3:1 zdobywając tytuł klubowego wicemistrza Europy. W tym samym dniu 40 lat później następcy wielkiej drużyny pokonali w tym samym zresztą rezultatem bydgoską Delektę zapewniając sobie miejsce w finale tegorocznej edycji mistrzostw Polski. Historia zatoczyła koło.
Resovia po okresie świetności w latach 1970-1977 przeżywała wzloty i upadki, a tych drugich było znacznie więcej. Gdy klub w czasach przemian ustrojowych w Polsce został zdegradowany do niższych klas rozgrywkowych wydawało się, że już może nigdy się nie odrodzić. A jednak po latach mozolnej pracy – Resovia powoli zaczyna nawiązywać do chwalebnej przeszłości. Ostatnie lata już można prawie porównać do tamtego wspaniałego okresu.
Rok temu zdecydowanym faworytem rozgrywek była Skra Bełchatów, a jednak to Asseco Resovia okazała się lepsza w finale play off. Gdy jednak odszedł bombardier drużyny i najlepszy siatkarz PlusLigi poprzedniego sezonu Gyorgy Grozer wydawało się, że sukces będzie powtórzyć niezwykle ciężko. Sezon zasadniczy zdawał się to potwierdzać. Resovia skończyła rozgrywki dopiero na czwartym miejscu, grając w wielu spotkaniach słabo i traciła wiele punktów. Już jednak w Pucharze Polski rzeszowski zespół pokazał, że jest wart więcej niż to czwarte miejsce i grał w finale. Wielki charakter pokazał jednak dopiero w ćwierćfinałowym maratonie ze Skrą, gdzie potrafił w najważniejszym momencie opanować emocje i odprawić z kwitkiem rywala.
Teraz drużyna Andrzeja Kowala poszła „za ciosem”. Wygrana meczu w Bydgoszczy okazała się kluczowa dla półfinałowej rywalizacji z Delektą. Tak jak w meczach ze Skrą „rzeszowska twierdza” w hali Podpromie okazała się dla przyjezdnych nie do zdobycia. Asseco Resovia jest już w finale i może spokojnie czekać… na swojego rywala.
Obojętnie z kim rzeszowski zespół zagra o tytuł mistrza Polski jednak znów będzie musiał wygrywać na wyjazdach by obronić mistrzowską koronę. Zarówno bowiem Jastrzębski Węgiel jak i ZAKSA były wyżej w części zasadniczej w tabeli. Rywalizacja w tej drugiej parze jest równie zresztą ciekawa. Jastrzębski Węgiel wygrał pewnie pierwszy mecz, a w drugim też jastrzębscy kibice liczyli na sukces. ZAKSA musiała przeżyć przegrany turniej Ligi Mistrzów, ale jednak na mecz nr 2 potrafiła się zmobilizować. W pierwszym secie podopieczni Lorenzo Bernardiego co prawda dosłownie rozbili w proch i pył kędzierzynian, ale w pozostałych setach ZAKSA już grała o niebo lepiej i odniosła niezwykle cenne zwycięstwo. Teraz to drużyna Daniela Castellaniego jest w korzystniejszej sytuacji, gdyż dwa kolejne mecze będzie grać u siebie. Jeśli wykorzysta ten atut, zostanie rywalem Resovii w walce o tytuł. Tak czy owak jeszcze przed świętami zapowiadają się dla fanów siatkówki kolejne wielkie emocje.
Krzysztof Mecner