Jastrzębie wśród wielkich
Pucharowy sezon zbliża się powoli do końca. Przed nami jednak najważniejsze wydarzenie klubowego sezonu w Europie - turniej finałowy Champions League, który zostanie rozegrany we włoskiej miejscowości Bolzano. O miano najlepszej drużyny w Europie będą tam walczyć klubowy mistrz świata Trentino BetClick, Dynamo Moskwa, Zenit Kazań i nasza drużyna Jastrzębski Węgiel. Awans podopiecznych Lorenzo Bernardiego do tego finału był ogromną niespodzianką. Nie udało się to bezkonkurencyjnej w Polsce Skrze, a dokonał tego zespół, który aktualnie walczy o utrzymanie miejsca w PlusLidze i zakończy rozgrywki o mistrzostwo Polski w najlepszym przypadku na siódmym miejscu.
Jastrzębski Węgiel od 10 lat nieustannie walczy o najwyższe lokaty w naszej lidze, ale tak fatalnego sezonu ligowego jeszcze nie miał. Tymczasem jak na ironię w pucharach grał wyśmienicie, co najpierw zaowocowało wygraniem grupy i rozstawieniem w losowaniu par play off. Zespół ze Śląska w stu procentach wykorzystał swą szansę, dodatkowo pokazując, że potrafi się zmobilizować w najważniejszych chwilach. Wyeliminowanie Noliko to wielki sukces, tym bardziej, że w Belgii ten zespół jest niesamowicie groźny, niegdyś przez kilka lat nie przegrał meczu we własnej hali.
To pierwszy tak wielki sukces Jastrzębskiego Węgla, ale nie pierwszy w europejskich pucharach. Przecież dwa lata temu drużyna z Jastrzębia już grała w wielkim finale trzeciego pod względem rangi – Challenge Cup. Wówczas dwóch piłek zabrakło do wygrania pojedynku z tureckim Arkasem (było 2:1 dla Jastrzębia i 23:23 w kolejnym secie). To świadczy, że jastrzębski klub potrafi sobie radzić w europejskiej rywalizacji.
Wszyscy ciekawi jesteśmy jak na tle wielkich gwiazd europejskiej siatkówki zaprezentują się wicemistrzowie Polski. Wszyscy skazują Jastrzębski Węgiel „na pożarcie”, bo przecież jak przegląda się składy ich rywali to od wielkich nazwisk można dostać zawrotu głowy. W finale zagrają bowiem Kazijski, Juantorena, Tietiuchin, Priddy, Ball, Michajłow, Dante i wielu innych jak nasz Łukasz Żygadło grający w barwach klubu z Trento. Jastrzębie ma z pewnością jednak najsłynniejszego trenera, bo przecież Stojczew czy Alechno siatkarskich sukcesów mogą Bernardiemu tylko zazdrościć.
Wielkim siatkarzem był także trener Dynamo Moskwa – Jurij Czerednik. Był wicemistrzem olimpijskim w 1988 r., a w 1991 r. zdobył tytuł mistrza Europy. Te mistrzostwa były rozgrywane w Niemczech, półfinały i finały grano w Berlinie w starej hali imienia legendarnego niemieckiego boksera Maxa Schmellinga. Jako dziennikarz „Sportu” miałem okazję uczestniczyć w tych mistrzostwach. Pamiętam do dziś ten mecz finałowy Włochy kontra ZSRR. Włochy były zdecydowanym faworytem, bronili tytułu, byli wówczas mistrzami świata. A jednak drużyna ZSRR zagrała fenomenalne spotkanie i pokonała Włochów 3:0. W drużynie włoskiej grał wówczas Bernardi, zaś w reprezentacji ZSRR grał obecny trener Dynama Czerednik. Kto wie czy w finałowym turnieju w Bolzano Lorenzo Bernardi nie będzie miał okazji znów walczyć z Czerednikiem, tym razem w pojedynku szkoleniowców. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by obaj trenerzy spotkali się w najbliższą niedzielę w wielkim finale Ligi Mistrzów. Wydaje się jednak, że w tym finale największe szanse mają gospodarze z Trentino i Zenit Kazań. Jastrzębski Węgiel jedzie jednak na ten finał „na luzie”, nikt przecież cudów od tej drużyny nie oczekuje. W sporcie nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Na konferencji prasowej jaką jastrzębski klub zorganizował tuż przed wyjazdem swej drużyny na turniej finałowy prezes klubu Zdzisław Grodecki stwierdził, że... warto marzyć. Czasem te marzenia się przecież spełniają. Klub ze Śląska marzył przecież o grze w takim turnieju od wielu, wielu lat. Marzenie się spełniło, czemu więc nie marzyć o czymś więcej? Trzymamy więc kciuki i... marzymy dalej.
Krzysztof Mecner