Jednak Belg
Długo czekaliśmy na wybór nowego selekcjonera reprezentacji Polski siatkarzy. Do końca trwała dyskusje czy po latach przerwy selekcjonerem zostanie Polak, czy też naszą kadrę w kolejnych latach znów poprowadzi zagraniczny trener. PZPS długo się wahał czy kadrę powierzyć jednemu z dwóch polskich kandydatów (Piotr Gruszka, Andrzej Kowal) czy też postawić na Belga Vitala Heynena. Wybór padł na belgijskiego szkoleniowca, który ma pracować z naszą kadrą aż do Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 r.
Czy to był słuszny wybór pokaże czas, choć jak się wydaje Heynen ma odpowiedni warsztat, w dodatku ma dość szczęśliwą rękę. Poza tym jak się wydaje jest w nim coś czego nie mają inni szkoleniowcy. Ma w sobie jakąś odrobinę szaleństwa i chyba ta odrobina szaleństwa przydałaby się dzisiaj polskiej kadrze.
Heynen to wesoły, sympatyczny człowiek, lubiany przez siatkarzy, kibiców, dziennikarzy. Moim zdaniem jest w stanie stworzyć w polskiej kadrze taką atmosferę, by nasi siatkarze chcieli ze sobą przebywać, wspólnie wygrywać i tworzyć nową piękną historię polskiej siatkówki. Jak mi się wydaje właśnie odpowiednia atmosfera i stworzenie prawdziwego zespołu z polskich siatkarzy to najważniejszy cel nowego trenera. Bo przecież to że nasi gracze posiadają wielkie umiejętności, nikogo nie trzeba przekonywać. Problem w to by przekuć to w zespół zdolny pokonać każdego.
Niedawno oglądałem film „Cud na lodzie” pokazujący jak tworzyła się grupa amerykańskich hokeistów, którzy sensacyjnie wygrali z ZSRR Igrzyska w Lake Placid w 1980 r. Trenowali niesamowicie wiele miesięcy, ale tuż przed igrzyskami trener Herbie Brooks dobrał nowego gracza. Przyszli do niego zawodnicy, stwierdzili, że nie chcą nikogo nowego bo… są rodziną. Brooks stwierdził, że nowy ma tylko pomóc w treningach, a jutro odeśle go do domu. Drugi trener gdy zobaczył tę scenę powiedział Brooksowi „To masz drużynę”. Chyba właśnie takiej drużyny i takiej atmosfery w kadrze wszyscy byśmy sobie życzyli.
Heynena pamiętam jeszcze z boiska. Z Belgami w dawnych czasach łatwo wygrywaliśmy w różnych kwalifikacjach, teraz to się zmieniło. Belgia pod kierunkiem Heynena była w półfinale mistrzostw Europy, nam manto spuściła Słowenia. To szybko trzeba zmienić.
Heynen zapewnił Belgom pierwszy wielki międzynarodowy sukces. W jego czasach kadra Belgii była słaba, a on sukcesy jako siatkarz odnosił głównie ze swoją klubową drużyną Noliko Maaseik. Ten klub liczył się w Europie, z Heynenem w składzie dotarł dwa razy przecież do finału Pucharu Europy (1997 i 1999) czyli dzisiejszej Ligi Mistrzów. Heynen przegrywał z Noliko finały z włoskimi ekipami, ale zespół był to wyborny. Trenerem Noliko był przez wiele lat Anders Kristiansson, Szwed który w 1989 r. wsławił się zwycięstwem nad ZSRR i doprowadzeniem rodaków do wicemistrzostwa Europy. Heynen właśnie po Kristianssonie przejął Noliko zaczynając swoją karierę trenerską.
Odniósł wiele sukcesów. Niemców po latach klęsk doprowadził do brązowego medalu mistrzostw świata w 2014 r., co mimo wszystko było wielką niespodzianką. Równie doskonałą pracę wykonał z reprezentacją Belgii. Zna polską siatkówkę, bo też pracował w PlusLidze, co też jest jego sporym atutem. Doświadczenie międzynarodowe ma więc ogromne i sądzę, że jest w stanie je teraz wykorzystać w pracy z naszą drużyną narodową.
Na efekty pracy Heynena przyjdzie nam trochę poczekać. Zobaczymy kogo powoła do kadry, jak spisze się reprezentacja w pierwszych meczach pod jego kierunkiem. Najważniejszą imprezą w tym roku będą oczywiście mistrzostwa świata, gdzie Polska będzie bronić tytułu. Miejmy nadzieję, że Heynen tak jak w 2014 r. doprowadzi kolejnych swoich podopiecznych do miejsca na podium.
Z polską kadrą pracowali w minionych kilkunastu latach dwaj Włosi, dwaj Argentyńczycy, Słowak i Francuz. Teraz czas na Belga. Na polskiego trenera jeszcze więc poczekamy. Na razie wypada Heynenowi życzyć owocnej pracy by on i my wszyscy byliśmy z jej efektów zadowoleni.
Krzysztof Mecner