Jest medal!
Niewielu wróżyło sukces naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy. A jednak Polska po raz kolejny udowodniła, że należy do europejskiej elity. Wprawdzie nie obroniła mistrzowskiego tytułu, ale po fantastycznej grze pokonała w „małym finale” Rosję i wraca do kraju z medalem. Po zdobyciu brązowego medalu w Lidze Światowej i w mistrzostwach Europy nasz młody zespół pokazał się z jak najlepszej strony. Wielkie brawa.
Te mistrzostwa były mistrzostwami sensacji. Na Rosję stawiali niemal wszyscy fachowcy i pierwsze mecze zdawały się to potwierdzać. Problem Rosji jest jednak znany nie od dziś. Gdy przychodzi do tych najważniejszych gier, kolejne generacje rosyjskich siatkarzy nie wytrzymują presji. Rosja, nie tylko pewnie moim zdaniem, jest najlepszą obecnie siatkarską drużyną na świecie, tyle, że nie potrafi tego udowodnić w meczach o najwyższą stawkę. Dla nich porażka z Serbią była katastrofą i w meczu o brąz z nami sprawiali wrażenie zdruzgotanych psychicznie. Nasi za to zagrali jakby to był wielki finał i z tego należy się cieszyć.
Mistrzem Europy została Serbia. Pierwszy raz w historii po rozpadzie Jugosławii. W 2001 r. Jugosławia zdobyła jedyny tytuł na mistrzostwach w Czechach pokonując wówczas w finale Włochów prowadzonych przez Anastasiego. Teraz Czechy znów były organizatorem (wspólnie z Austrią) i mieliśmy powtórkę finału sprzed 10 lat. Objawieniem tamtych mistrzostw był Ivan Miljkovic, który wówczas wygrał klasyfikację na najskuteczniejszego siatkarza. Teraz, choć minęło 10 lat, był bez wątpienia najlepszym siatkarzem mistrzostw i zasłużenie dostał nagrodę MVP. Serbii tytuł się należał, za waleczność, nieustępliwość i pokonanie Rosji. Choć ich klasa jest znana to jednak ten tytuł to ogromna sensacja. Świetni byli także Włosi, którzy po sześciu latach przerwy, znów znaleźli się na podium. Przegrani to obok Rosji przede wszystkim Niemcy i Bułgaria.
Rozmawiałem przed półfinałami z jednym z działaczy PZPS, który stwierdził, iż Polacy grają... lepiej niż potrafią. I to bardzo trafna uwaga, gdyż swoją wolą walki mogli chyba każdemu zaimponować. Bartek Kurek potwierdził, że jest wielkim objawieniem światowej siatkówki. Rewelacją imprezy został Michał Kubiak, a w decydującym meczu swój wielki talent wreszcie potwierdził Kuba Jarosz, który zagrał wręcz kapitalnie. Nie zawiedli środkowi, fantastyczny poziom trzyma cały czas Krzysztof Ignaczak, swoje dołożył też Piotr Gruszka, zwłaszcza na początku turnieju. Co jednak cieszy najbardziej Łukasz Żygadło wyszedł wreszcie z cienia sławniejszych poprzedników i pokazał, że jest w stanie poprowadzić reprezentację do medalu na mistrzowskiej imprezie. Rezerwowi też swoje wnieśli. Ruciak czy Kosok w trudnych momentach wchodzili i grali tak jak oczekiwał od nich trener. Mniej grali Mika czy Drzyzga, ale to do nich należy przyszłość polskiej siatkówki.
Andrea Anastasi był przed turniejem mocno krytykowany za niektóre decyzje personalne i sposób przygotowań. Chyba jednak każdemu udowodnił, że jest fachowcem, jakich niewielu jest na świecie. Nie zdobył wprawdzie trzeciego tytułu mistrza Europy z trzecią reprezentacją, ale z trzema reprezentacjami zdobywał medale. To i tak wyczyn niesamowity.
Ciekawa też była wypowiedź Anastasiego po mistrzostwach. Zapowiedział, że teraz zastanowi się nad przydatnością wielkich nieobecnych. Nie zamyka im drogi, ale dał do zrozumienia, że będzie raczej stawiał na tych, z którymi zdobył w krótkim okresie pracy w Polsce dwa medale na dwóch wielkich turniejach.
Przed kadrą teraz Puchar Świata. Jeśli i tam zdobędziemy medal to pojedziemy na igrzyska w Londynie. W mistrzostwach Europy nie grali tacy wyśmienici siatkarze jak Zagumny, Pliński, Wlazły, Winiarski, Świderski czy pechowiec Bartman. Nie sądzę by lekką ręką nasz selekcjoner z nich wszystkich zrezygnował. W obliczu igrzysk mobilizacja wszystkich sił jest czymś naturalnym, a zdrowa konkurencja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Gra na tym międzynarodowym poziomie to jednak „wyższa szkoła jazdy”. O sukcesach nie tylko decyduje suma umiejętności poszczególnych zawodników, ale też szereg niuansów takich jak atmosfera w drużynie czy tzw. „chemia” między zawodnikami. Ci co byli na mistrzostwach pokazali, że są grupą waleczną, zdolną walczyć o najwyższe cele. Co jednak nie znaczy, że mają teraz monopol na grę w reprezentacji.
Wygrane z Rosjanami zawsze mają szczególne znaczenie. Nikt nie zapomni uczucia, jakie nas ogarnęło, gdy wygrywaliśmy w 1976 r. z nimi finał igrzysk w Montrealu. Teraz też zwycięstwo nad tą „straszną” Rosją to najcenniejsze nasze osiągnięcie w mistrzostwach. Wygrana w tak ważnym meczu to wielki sukces.
Zdobyliśmy ósmy w historii medal mistrzostw Europy. Mamy w dorobku jedno złoto, pięć srebrnych medali i dwa brązowe. Ten pierwszy brązowy zdobyty w 1967 r. miał szczególny smak, bo to był w ogóle pierwszy medal siatkarzy w mistrzowskiej imprezie. Ten zdobyty teraz w Wiedniu smakuje jednak równie słodko. Bo przyszłość naszej kadry wygląda teraz zupełnie ciekawie.
Krzysztof Mecner