Jubileusze
Tak się składa, że mamy w tym roku nie tylko siatkarskie sukcesy, ale też sporo jubileuszy. Ostatnio w Moskwie odbyła się specjalna ceremonia z udziałem władz Europejskiej Federacji Siatkówki (CEV) i władz rosyjskiej siatkówki, którzy nagrodzili dziewięciu żyjących mistrzów olimpijskich z 1964 r.
Okazją było 45 lecie tego wydarzenia, gdy światowa siatkówka zrobiła milowy krok w swym rozwoju dołączając do grona dyscyplin olimpijskich. Drużyna ZSRR pokonała na tych igrzyskach Czechosłowację oraz Japonię, które najbardziej jej wówczas zagrażały. W spotkaniu nagrodzony byłe gwiazdy: Burobina, Kowalenkę, Mondzelewskiego, Ługaiło, Pojarkowa, Bugajenkowa, Kaczarawę, Sibiriakowa, Wengierowskiego, najzdolniejszego z nich Woskobojnikowa i kapitana tamtej drużyny Jurija Czesnokowa.
W Polsce natomiast niemal bez echa minęła 30 października 35 rocznica zdobycia przez podopiecznych Huberta Wagnera pierwszego i jedynego dotąd w historii polskich gier zespołowych tytułu mistrza świata. Trochę smutne, że zapominamy czasem o tych, którzy wprowadzali polską siatkówkę do elity. Mamy też przecież 45 lecie zdobycia pierwszego medalu olimpijskiego przez nasze siatkarki, które wówczas w Tokio wywalczyły brązowy medal.
Losy naszych mistrzów świata różnie się układały. Niestety kilku z nich nie ma już wśród nas. Nie żyje słynny trener Hubert Wagner, w tragicznym wypadku samochodowym zginął Wiesław Gawłowski, zmarł też Aleksander Skiba, który po zakończeniu sportowej kariery był znakomitym trenerem polskiej i włoskiej reprezentacji.
To była znakomita w tamtych czasach drużyna, a zespół ZSRR był jedynym który potrafił stawić jej czoła. W czasach największych sukcesów naszej kadry czyli w latach 1974-1976 szkoleniowcem drużyny ZSRR był kapitan mistrzów z Tokio Jurij Czesnokow. Czesnokow to cała historia siatkówki. Był wielkim siatkarzem, znakomitym trenerem, a potem też prominentnym działaczem FIVB. Gościł z ramienia federacji światowej na kilku meczach Ligi Światowej w Polsce i w rozmowach dawał trochę odczuć, że w Rosji o nim zapomniano. Teraz może czuć satysfakcją.
Czesnokow w rozmowach przyznawał, że największy sportowy dramat przeżył w olimpijskim finale w Montrealu, gdy przegrał dramatyczny pięciosetowy mecz z kadrą Wagnera. Na pytanie czy wraca czasem pamięcią do tego spotkania odrzekł: „Nie ma prawie dnia bym o nim nie myślał i do dziś nie mogę zrozumieć jak mogliśmy ten finał przegrać”. Te czasy to już legenda, ale jakże dla nas wspaniała. Moje zainteresowanie siatkówką niewątpliwie też wzięło się z ogromnych emocji jakie przeżyłem oglądając decydujący mecz o mistrzostwo świata z Japonią w 1974 r. i turniej olimpijski w Montrealu. Jak każdy z ludzi pasjonujących się siatkówką jestem dumny z tego, iż mieliśmy takich siatkarzy jak Skorek, Bosek, Karbarz, Zarzycki, Sadalski, Rybaczewski, Czaja, Stefański, Wójtowicz, Gościniak plus wspomniani wcześniej nieżyjący już członkowie złotej drużyny sprzed 35 lat. Nasi mistrzowie też chyba czasem czują się trochę niedocenieni i zapomniani, choć wielu z nich czynnie wciąż udziela się w siatkówce w różnej formie. Kapitalnym pomysłem było zorganizowanie w 30 rocznicę zdobycia olimpijskiego złota rewanżu z siatkarzami ZSRR, który zorganizowano przy okazji Alei Gwiazd w Miliczu. Nasz zespół po zaciętym meczu i tym razem okazał się lepszy. Drużyna Wagnera przecież nigdy nie lubiła przegrywać. Miejmy nadzieję, że nie była to jedyna taka impreza. Może na 40 lecie znów uda się coś zorganizować.
Skoro o jubileuszach mowa, to osobiście też obchodzę właśnie mały jubileusz. 10 lat temu wspólnie z Grzegorzem Grządzielem i Markiem Lagierskim założyliśmy pierwszy w Polsce miesięcznik poświęcony wyłącznie tej pięknej dyscyplinie sportu „Magazyn Siatkówka”. Pierwszy numer miesięcznika wyszedł właśnie jesienią 1999 r. Przechodził różne koleje losu, zmieniał wydawców (zmienia ich raz kolejny stąd małe opóźnienie z wydaniem kolejnego numeru), ale ostał się na rynku przez te wszystkie czasy. Myśleliśmy zresztą by uczcić to wydarzenie i zorganizować specjalną galę, ale jak wiadomo czasy są ciężkie i zabrakło nam funduszy. Miejmy jednak nadzieję, że jedyna obecnie na rynku gazeta będzie się ukazywała i przez kolejne 10 lat. Jubileusze przecież wszyscy lubimy, bo zawsze wówczas jest okazja do wspominania pięknych chwil związanych z siatkówką. A tych przecież każdy z nas przeżył bardzo dużo.
Krzysztof Mecner