Koło historii
Przed nami rozgrywki jubileuszowej XXX edycji rozgrywek Ligi Światowej, imprezy nie mającej odpowiedników w innych sportach, a która w rozwoju siatkówki odegrała niezwykle istotną rolę. Również w naszym kraju ta impreza z miejsca okazała się hitem i wyprowadziła dyscyplinę na zupełnie inne tory.
Podoba mi się decyzja trenera Castellaniego, który jako pierwszy zdecydował się odmłodzić kadrę na te prestiżowe rozgrywki, a nie rzucać w nie „wszystkiego co najlepsze” w Polsce. Trzeba pamiętać, że Liga Światowa to jednak impreza komercyjna gdzie gra się o niemałe pieniądze, a przy okazji promuje siatkówkę na całym świecie. Mimo wszystko imprezy mistrzowskie (w tym czekają nas przecież mistrzostwa Europy) są ważniejsze bo to one dają miejsce w historii.
Nowa kadra Castellaniego trochę przypomina ekipę Ireneusza Mazura, która debiutowała w Lidze Światowej w 1998 r. Inne to były czasy, a Liga Światowa miała się okazać światełkiem w tunelu na przeżywającej wtedy kryzys naszej kadry.
Mazur został powołany na selekcjonera drużyny narodowej po ogromnych sukcesach jakie odniósł z reprezentacjami juniorów, z którymi zdobył zarówno mistrzostwo Europy jak i mistrzostwo świata. Dostał przyzwolenie na całkowitą rekonstrukcję kadry i oparcia ją o swoich juniorów. Ze starszych zostali jedynie Andrzej Stelmach, Damian Dacewicz i Marcin Nowak. Pozostałą część tworzyli mistrzowscy juniorzy mający po 20-21 lat o różnym zresztą doświadczeniu (Gruszka i Zagubny grali już przecież jako nastolatkowie na igrzyskach w Atlancie za czasów trenera Kreboka). Obawy o wynik byłe spore, ta młoda nie mająca przecież wielkiego seniorskiego doświadczenia kadra trafiła do grupy z Brazylią, Rosją i Jugosławią – w tym czasie wielkimi siatkarskimi potęgami. Miałem okazję komentować te mecze wspólnie z redaktorem Jackiem Laskowskim dla polskiej telewizji i uczestniczyć w większości spotkań tych pierwszych edycji. A wyniki były zupełnie przyzwoite. Debiut przeszedł zresztą wszelkie oczekiwania bo Polska sensacyjnie pokonała 3:2 Rosję w wyjazdowym meczu w Lipiecku, co było wówczas ogromną niespodzianką. Chyba także ten sukces spowodował, że na mecze w Polsce zaczęły przychodzić tłumy. Choć wówczas wygrywaliśmy rzadko (pokonaliśmy jednak także Jugosławię) to widowisko jakie tworzyli wówczas nasi siatkarze tworzyły nową jakość w polskim sporcie. Z roku na rok było lepiej, ale dobijanie się do światowej elity trwało latami. Wreszcie w 2006 r. Polska wywalczyła wicemistrzostwo świata i kilku „chłopaków Mazura” dotrwało do tego wielkiego wydarzenia.
Dziś Castellani jest jednak w dużo korzystniejszej sytuacji niż przed latami Mazur. Też zdecydował się grać bardzo młodym zespołem, ale po zakończeniu tych rozgrywek zapewne wróci do wielu starszych graczy a ich przyjście z pewnością może natychmiast poprawić jakość gry. Zdolnych siatkarzy nigdy w Polsce nie brakowało, ale od lat ubolewaliśmy, że tracimy wielkie talenty nie tworząc im należytych szans rozwoju. Liga Światowa jest takimi rozgrywkami gdzie błyskawicznie można podnieść swój poziom gry.
Młodzi gracze dostaną szansę sprawdzenia się w konfrontacji ze światową czołówką i z pewnością wielu z nich z tej szansy skorzysta i na wiele lat zadomowi się w drużynie narodowej, tak jak to było przed latami z zawodnikami Ireneusza Mazura. Historia zatoczyła jeszcze raz takie małe koło.
A wielu z ludzi obecnej kadry ma „historyczne” geny. Mamy w obecnej kadrze trzech synów znakomitych przed laty reprezentantów Polski: Macieja Jarosza, Wojciecha Drzyzgi i Adama Kurka. Ich pociechom wróży wielu podobną karierę. A inni też mają ciekawe geny. Ojciec Zbigniewa Bartmana – Leon, był przecież przed jakiś czas kierownikiem reprezentacji Polski także u Ireneusza Mazura. Łącznikami z dawnymi czasami są natomiast Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak – jedyni powołani na te rozgrywki mistrzowie świata juniorów z 1977 r. Zresztą też synowie niezwykle cenionych w Polsce trenerów drużyn ligowych sprzed lat.
To wszystko powoduje, że nie niepokoimy się specjalnie o wynik w Lidze Światowej (skoro młodzi potrafili ograć w towarzyskim meczu Włochów to świadczy o ich potencjale). Ciekawe jest jak ta młodzież wypadnie np. w konfrontacji z wielką Brazylią. Bernardinho podobnie jak Castellani też nieco odmłodził kadrę, ale jednak paru „wielkich” graczy na rozgrywki World League zatrzymał. Emocji na pewno nie zabraknie a ta jubileuszowa edycja tych jakże ciekawych rozgrywek wcale nie musi być dla Polski zła.
Krzysztof Mecner
Powrót do listy