Krzysztof Mecner: 40 lat czekania
40 lat czekania
Czterdzieści lat czekała polska siatkówka na zdobycie przez naszą reprezentację, drugiego w historii mistrzostwa świata. Co najmniej 40 lat poczekamy też na zdobycie kolejnego tytułu najlepszej klubowej drużyny Europy przez któryś z naszych klubów. Liczyliśmy w tym roku na udział przynajmniej jednej z drużyn PlusLigi w turnieju finałowym Europejskiej Ligi Mistrzów w Rzymie. Niestety ZAKSA, Resovia i Skra udział w najważniejszych siatkarskich rozgrywkach klubowych w tym roku, zakończyły już na pierwszej rundzie play off. W kwietniu przyszłego roku minie równo 40 lat od jedynego sukcesu w tych rozgrywkach jaki odniosła klubowa drużyna Płomienia Milowice, która wiosną 1978 r. wygrała w Bazylei turniej finałowy ówczesnego Pucharu Europy Mistrzów Krajowych.
Nie ma oczywiście wielkiego sensu porównywać rozgrywek sprzed 40 lat z obecną rywalizacją na Starym Kontynencie. W latach 70-tych klubowe drużyny z zachodniej Europy jakiejś wielkiej siły nie przedstawiały, a w pucharowych rozgrywkach dominowały drużyny z krajów socjalistycznych. Wtedy też nawet w drużynach z zachodniej Europy cudzoziemcy stanowili jedynie mały dodatek, ekipy występowały w zasadzie w „narodowych zestawieniach”. W tamtych czasach droga do europejskiej korony sprowadzała się głównie do pokonania mistrza ZSRR, mającego wtedy z pewnością rozgrywki ligowe na najwyższym poziomie na świecie. CSKA Moskwa, na której zresztą oparta była drużyna narodowa ZSRR, w zasadzie nie miała sobie równych w Europie, zagradzając drogę do tytułu choćby w 1973 r. rzeszowskiej Resovii.
Płomień miał zresztą trochę szczęścia. W pucharowym sezonie 1977/1978 ZSRR, podobnie jak też Bułgaria, swojego mistrza do PEMK nie zgłosił, bo wtedy sprawą nadrzędną dla ZSRR były mistrzostwa świata (zresztą w Rzymie), gdzie za wszelką cenę chciał odzyskać utracony w Meksyku i Montrealu światowy prymat w siatkówce. Płomień swą szansę wykorzystał bezbłędnie, zdobywając ten jedyny w naszej historii klubowy prymat w Europie. Co by nie mówić, był jednak klasową drużyną. W sosnowieckim klubie występowało przecież trzech mistrzów olimpijskich: Wiesław Gawłowski, Ryszard Bosek i Włodzimierz Sadalski. Od tej pory bezskutecznie staramy się o kolejny triumf w tych najważniejszych rozgrywkach (PEMK w 2001 r. przemianowano w Ligę Mistrzów).
Drużyny PlusLigi były kilka razy bardzo bliskie zdobycia europejskiej korony w minionych latach. Kibice do dziś pewnie wspominają piłkę meczową wielkiego finału Ligi Mistrzów jaką miała Skra Bełchatów w starciu z Zenitem Kazań w 2012 r.. Jak to jednak czasem w sporcie bywa tej przysłowiowej kropki nad i zabrakło. Wtedy po zakończeniu tego turnieju finałowego w Łodzi, wydawało się, że zdobycie Pucharu Ligi Mistrzów przez polski zespół jest tylko kwestią czasu i odrobiny szczęścia. Minęło jednak od tej pory kolejne pięć lat, a te marzenia wciąż są niespełnione.
PlusLiga od lat uważana jest za najsilniejszą obrok ligi rosyjskiej i włoskiej w Europie. To jednak drużyny z tamtych lig ciągle nas o ten maleńki krok wyprzedzają. Z drużynami z innych krajów nasze kluby radzą sobie bez większych problemów, gdy jednak dochodzi do starcia z ekipą ligi włoskiej czy rosyjskiej jest już znacznie trudniej. W tym roku wszyscy trzej nasi reprezentanci w Champions League trafili właśnie na drużyny z Rosji i Włoch w pierwszej rundzie play off. I te przeszkody po raz kolejny okazały się dla nas za trudne.
Oczywiście nie należy „rozdzierać szat”, a próbować kolejny raz, bo w sporcie o czym wszyscy doskonale wiedzą, nie ma rzeczy niemożliwych i nie ma niepokonanych. Trochę smutno z pewnością kibicom, że pucharowa przygoda w tym sezonie zakończyła się tak szybko, gdyż nic na to nie wskazywało. Pozostajemy jednak z nadzieją, że w przyszłym sezonie równo 40 lat po sukcesie Płomienia, doczekamy się wreszcie kolejnego wielkiego pucharowego zwycięstwa.
Krzysztof Mecner, fot: Adrian Sawko, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
Powrót do listy