Krzysztof Mecner: dzięki trenerze!
Stephane Antiga nie będzie już trenerem naszej kadry siatkarzy. Taką decyzję podjął zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej i pozostaje nam czekać na wybór nowego selekcjonera. Antiga odchodzi, ale z pewnością dobrze zapisał się w historii polskiej siatkówki, a za jakiś czas pewnie będziemy jego czas z kadrą wspominać z dużym rozrzewnieniem.
To kolejny zagraniczny trener, który w jakiś sposób rozruszał polską siatkówkę i pewnie kolejny selekcjoner też będzie urodzony poza Polską. W 2017 roku czekają nas mistrzostwa Europy, impreza tym bardziej ważna, że rozgrywana w naszym kraju. Antiga podobnie jak jego poprzednicy odchodzi po słabszym występie na wielkiej imprezie. Stare porzekadło sportowe mówi, że „jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz”. A ostatnio rzeczywiście naszej kadrze pod kierunkiem Francuza już tak dobrze nie szło.
Antiga trochę poszedł w ślady swych zagranicznych poprzedników na tym stanowisku. Każdy z nich zaczynał w świetnym stylu, by po odniesieniu spektakularnego sukcesu obniżać loty. Raul Lozano w pierwszym roku swojej pracy z kadrą (2005) doszedł do półfinału Ligi Światowej (gdzie przegrał „wygrany” mecz z Serbią), a rok później zdobył wicemistrzostwo świata. Dwa kolejne sezony miał już nieudane i po porażce na igrzyskach musiał odejść.
Daniel Castellani w 2009 roku zaczął efektownie od zdobycia pierwszego w naszej historii tytułu mistrza Europy, a odszedł po klęsce kadry na mistrzostwach świata w 2010 r.
Andrea Anastasi też imponował wszystkim niesamowitą skutecznością. W pierwszym roku pracy z kadrą zdobył aż trzy medale (Liga Światowa, Puchar Świata, mistrzostwa Europy), a w 2012 r. dołożył do tego złoty medal Ligi Światowej wygrany w imponującym stylu). Potem jednak nic nie zwojował na igrzyskach w Londynie, a po porażce w mistrzostwach Europy w Polsce też został zdymisjonowany.
Antiga zdobył z kadrą już tylko dwa medale. Po mistrzostwie świata, zdobył jeszcze brązowy medal Pucharu Świata, trofeum trochę niedoceniane, bo przecież wtedy nie dało olimpijskiej kwalifikacji. Kolejne imprezy jednak już tak efektowne jak na początku nie były. Jego los przesądził się na igrzyskach w Rio, a brak medalu oznaczał, że na stanowisku raczej się nie utrzyma.
Jest w tych przykładach jakaś prawidłowość. Każdy z tych zagranicznych trenerów podejmując pracę z kadrą wnosi jakiś pozytywny impuls, który skutkuje spektakularnym sukcesem. Po „zrobieniu” wyniku zamiast kontynuacji dzieła (jak to miało miejsce np. w pracy Rezende z reprezentacją Brazylii) jest coraz gorzej. No może trochę inaczej było w przypadku Anastasiego, który piął się w górę zdobywając coraz cenniejsze trofea. Gdy doszedł jednak na sam szczyt (złoto Ligi Światowej), też i jemu przestało się powodzić.
Można więc mieć nadzieję, że przyjście następnego selekcjonera znów spowoduje nowy impuls, który pozwoli reprezentacji Polski znów zdobywać medale na wielkich imprezach. A na medalu naszych ME przecież bardzo wszystkim należy.
Antigę żegnamy z żalem. Był niezwykle przez wszystkich lubiany, kontaktowy, a przede wszystkim zdobył dla nas po czterdziestu latach drugi złoty medal mistrzostw świata. I za to przede wszystkim należy mu podziękować i życzyć kolejnych sukcesach w nowej pracy.