Krzysztof Mecner: jastrzębianie czekali aż 17 lat…
Zwycięstwo siatkarzy Jastrzębskiego Węgla w finale PlusLigi nad kędzierzyńską ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle przez wielu zostało okrzyczane wielką sensacją. ZAKSA przez cały sezon grała doskonale, zdobyła Puchar Polski, będzie grać w finale Champions League, ale mistrzostwa kraju nie zdobyła. I to jest całe piękno sportu, że nikt nie ma monopolu na wygrywanie.
Jestem pełen podziwu dla drużyny Jastrzębskiego Węgla, drużyny mocno dotkniętej przez los, która tak fantastycznie mentalnie zniosła wszystkie nieszczęścia i doskonale zagrała w najważniejszym momencie ligowego sezonu.
Dla Jastrzębskiego Węgla to dopiero drugi w historii mistrzowski tytuł, choć przecież od 30 lat należy do ligowej elity (niedawno miała jubileusz zdobycia pierwszego medalu w 1991 r.). Łącznikiem między tytułem z 2004 i wygraną w 2021 r. jest Leszek Dejewski, ikona klubu, który wówczas był asystentem Igora Prielożnego, a dzisiaj pomaga Andrei Gardiniemu.
W 2004 r. Jastrzębski Węgiel też nie uchodził za faworyta, ale wtedy poziom czterech czołowych drużyn (do mistrzostwa aspirowali wówczas także AZS Olsztyn, AZS Częstochowa i Skra Bełchatów), był bardzo zbliżony.
Kluczowym momentem sezonu 2004 r. były mecze półfinałowe. Jastrzębski Węgiel w decydującym meczu przegrywał w tie-breaku 5:10, a jednak odrobił straty i awansował do finału. W decydujących grach już bez horrorów ograł AZS Olsztyn i mógł świętować historyczny sukces.
Trenerem Jastrzębia był wtedy utytułowany słowacki szkoleniowiec Igor Prielożny (po wywalczeniu złota zatrudniono go także w roli trenera reprezentacji, wspólnie ze Stanisławem Gościniakiem). Z Prielożnym napisałem potem książkę „Moja droga do sukcesu”, gdzie m. in. szeroko wspomina tamten swój wyczyn z siatkarzami z Jastrzębia.
Przypomniała mi się też sylwetka Piotra Gabrycha, który w 2004 r. został wybrany najlepszym siatkarzem rozgrywek ligowych i trafił po nim do kadry i nawet pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Aten.
Jak wspominał Prielożny, Gabrych w tym decydującym secie meczu półfinałowego z Częstochową, choć bardzo się starał, nie mógł skończyć żadnego ataku, ale walczył do upadłego w polu i poderwał do walki resztę drużyny, a ta zaczęła odrabiać straty. Ostatecznie to właśnie Gabrych skończył pięknym atakiem najważniejszą, ostatnią piłkę meczu, która dała im awans do finału. Jak mówił Igor Prielożny kilka lat później pokazał tego tie-breaka swojej nowej drużynie HotVolleys Wiedeń, by pokazać swoim podopiecznym, jak należy walczyć do końca, nigdy się nie poddawać, a los zwykle nagradza taką postawę.
Coś w tym jest, a kończący się właśnie sezon, niejako potwierdza taką tezę słowackiego szkoleniowca. Pamiętam jak w lutym 2020 r. pojechałem do Maaseik, gdzie Jastrzębski Węgiel awansował do fazy play off Ligi Mistrzów. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że dalszych spotkań w tych najważniejszych rozgrywkach w Europie już nie będzie, gdyż wybuchła pandemia. W kolejnym też drużyna z Jastrzębia była ciężko doświadczona przez los. Kilkakrotnie obiegała Polskę wieść, że w drużynie są przypadki zakażenia koronawirusem. To spowodowało, że Jastrzębski Węgiel znów stracił szansę osiągnięcia znaczącego wyniku w Europie i musiał zrezygnować z dalszej walki w tych rozgrywkach. Siatkarze się jednak nie poddali, zaciekle – jak niegdyś Gabrych – walczyli do samego końca i los w końcu się do nich uśmiechnął. Miejmy nadzieję, że kolejny sezon już będzie normalny i drużyna ze Śląska będzie w końcu mogła udowodnić swoją wartość także w Europie.
Niektórym pewnie żal jest siatkarzy ZAKSY, która gdyby nie było gier play-off (jak kiedyś rozgrywano rozgrywki ligowe) bez trudu zdobyłaby tytuł. Przed drużyną z Kędzierzyna-Koźla jednak kolejne wielkie wyzwanie. ZAKSA zagra przecież w finale Ligi Mistrzów i ma wielką szansę jako drugi w historii polski klub wygrać te prestiżowe rozgrywki (w 1978 r. Płomień Milowice wygrał Puchar Europy, poprzednika Ligi Mistrzów). Miejmy nadzieję, że ZAKSA nie załamie się utratą prymatu w Polsce i skutecznie powalczy o prymat w Europie.