LAĆ FAWORYTA? NIECH FAWORYT SAM BIJE!
ZDANIEM WETERANA
LAĆ FAWORYTA? NIECH FAWORYT SAM BIJE!
Piszę tuż przed olimpijskim startem naszych siatkarzy. Nie odkryję Ameryki, podobnie zresztą jak tabun kolegów po fachu, prezentując opinię, że to właśnie nasz zespół jest faworytem imprezy. Lecz być faworytem nie znaczy jeszcze, iż podium jest pewne. Urok sportu polega przecież między innymi na tym, że faworytów leją. Bić faworyta – to hasło powszechne. Faworyt przyciąga uwagę, zespół uważany za faworyta jest prześwietlany przez przeciwników dogłębniej itd. itd.
Ale do diabła jeśli nasi są naprawdę tacy dobrzy, to może jest i taka druga strona medalu, że się walczy z nimi z pewną obawą zaś strach paraliżuje.
Tego typu rozważania, ku rozpaczy inteligentnych czytelników, a takich w siatkówce komplet, można snuć w nieskończoność. Rozumiem jednak kolegów dziennikarzy, że nie oszczędzają swych piór w owym temacie.
Tymczasem z prognozami trzeba – tak mi się w każdym razie wydaje – bardzo ostrożnie. W Londynie stanie do walki naprawdę sporo siatkarskich zespołów wysokiej klasy, bo w ogóle poziom tej gry prezentowanej przez czołowe drużyny się wyrównał, dawno skończyła się era dominacji jakiegoś jednego zespołu.
Już na starcie turnieju olimpijskiego mamy kilka rodzynków, choćby Niemcy – Rosja w grupie B, no i w naszej A-grupie Polska – Włochy. Prawdziwe emocje zaczną się jednak od ćwierćfinałów.
Terminarz, system gier, składy itp. – to wszystko znajdziecie Państwo w Internecie. Ów to prawdziwy cud-wynalazek, choć niektórym odbiera trochę pola do popisu w przedstawianiu informacji(łatwiejsze niż prezentacja własnego zdania).
Był czas, że Włosi dominowali w siatkówce, tak już nie jest, lecz nadal się poważnie liczą. Czy w meczu z siatkarzami Italii, potrafiącymi grać nieszablonowo, swoje poważne zadanie spełni polski blok. To przecież jak dotychczas nasz najpotężniejszy atut. Przedrzeć się przez zaporę stawianą m.in. przez mierzącego 212 cm wzrostu Marcina Możdżonka to sztuka nie lada. Zaś blok innych naszych reprezentantów z Kurkiem, Bartmanem, Winiarskim nie wiele (lub w ogóle) gorszy. Przy dobrym odbiorze (w co wierzę), który powinien być także, obok bloku, naszym atutem, może trochę mniej w oczy rzucać się będzie brak typowego bombardiera. Choć właściwie chyba się już nie rzuca, wobec np. gry Zibi Bartmana czy najwartościowszego (MVP) gracza Ligi Światowej, zdobywcy najwyższej finansowej nagrody w minionej LŚ (30 tys. dolarów) Bartosza Kurka.
No i stało się. Wpierw przestrzegam przed nieostrożnymi prognozami, potem sam staję się ich autorem.
Kiedyś, dawno temu, w rozmowie z moją skromną osobą, chyba w slipingu wiozącym nas z przegranego turnieju w NRD, Jurek Wagner po raz pierwszy wyraził nadzieję, że polską drużynę, po małych zmianach (chyba siebie, w roli trenera, miał na myśli) stać będzie na złoto. Ja o tym napisałem, następnie ktoś biorąc na warsztat tą rozmowę przekręcił w swoim tekście cytowane zdanie, wyleciało to „stać”, wyszło stanowcze stwierdzenie: „będzie złoto”. Potem Jurek sam uwierzył, że tak mocno i optymistycznie powiedział, wstawił to na stałe do swego repertuaru twardych (i nagłaśnianych) wypowiedzi i… powstała legenda. No i dobrze bo przecież ostatecznie to złoto stało się fantastycznym faktem, i to dwukrotnie, bo na mistrzostwach świata i olimpiadzie.
Na inaugurację mecz z Włochami. Wygrajcie panowie siatkarze Anastasiego. Reprezentanci Polski. Gdyby jednak się nie udało to przecież na tym meczu turniej się nie kończy.
J.N.
Warszawa 27.7.2012