Ładujmy broń!
Niefortunnie wypadł dla naszej reprezentacji pierwszy tegoroczny poważny sprawdzian siatkarski. W dwumeczu w Stuttgarcie nie zdobyliśmy nawet punktu, dwukrotnie wyraźnie przegrywając z Niemcami 1-3 i 0-3. Czuł pewnie satysfakcję Raul Lozano, szkoleniowiec niemieckiej kadry, bo wygrać z niedawnymi podopiecznymi zawsze jest miło, tym bardziej, że paru naszych siatkarzy niezbyt pochlebnie o ostatnim okresie jego pracy z nimi się wyrażało.
Cóż, zabrakło „ognia” w grze naszej reprezentacji. Jak mawiał bohater mojego ulubionego filmu Sergia Leone „The bad, the good, the ugly” Clint Eastwood do swojego kompana granego przez Eli Wallacha: „Na tym świecie są dwa rodzaje ludzi, mój przyjacielu. Ci co mają naładowaną broń i ci co kopią. Ty kopiesz!”. W tych spotkaniach „naładowaną broń” mieli niestety tylko Niemcy, my „kopaliśmy”.
Szat z powodu tych porażek rozdzierać nie należy. To dopiero początek World League, nie graliśmy w najmocniejszym składzie. Daniel Castellani mówił jednak głośno w wywiadach, że pragnie z naszą reprezentacją jechać do swej ojczyzny na turniej finałowy. W poprzednim roku „odpuścił” nieco Ligę Światową, co mu się opłaciło, gdyż jesienią wywalczył z naszą kadrą tytuł mistrza Europy. W tym „pod broń” powołał w zasadzie wszystkich najlepszych siatkarzy, choć nie ze wszystkich asów na razie korzysta.
Niemcy mieli wyraźną nad nami przewagę ogrania. Grali przecież niedawno w kwalifikacjach mistrzostw Europy, byli perfekcyjnie przygotowani taktycznie do tego spotkania. U nas sezon ligowy z powodu katastrofy w Smoleńsku nieco się wydłużył. Przed startem w World League rozegraliśmy jedynie dwa towarzyskie spotkania z wicemistrzami Europy – Francuzami. Drugie z tych spotkań Castellani przeznaczył na wypróbowanie debiutantów, co chyba w tym momencie nie było najlepszym pomysłem. Wielu uważa, że powinien poprzez te spotkania przygotować szóstkę na mecze z Niemcami. Widać było, że w Stuttgarcie nasz szkoleniowiec „szukał” optymalnej szóstki, ale jak widać po wyniku w „dziesiątkę” z nim nie trafił.
Z przyjemnością patrzyło się natomiast na grę Niemców, którzy wykorzystywali wszelkie niedokładności i zawahania jakie miała w tym meczu nasza kadra. Cudownie grał zwłaszcza w tym pierwszym spotkaniu Georg Grozer junior. Coraz bardziej upodabnia się ten siatkarz do swego ojca, niegdyś gwiazdy kadry Niemiec na mistrzostwach Europy w 1991 r., którą prowadził wtedy Igor Prielożny. Grozer senior był fenomenem jednak o niezwykle ciężkim charakterze i, jak twierdzą niektórzy, tylko dlatego nie został najlepszym siatkarzem świata. Grozer junior skacze równie wysoko jak ojciec, a siłą ataku niewiele mu ustępuje. W ostatnich latach też gra znacznie regularniej niż dawniej. Tego siatkarza kupiła niedawno Asseco Resovia i jeśli na tym poziomie będzie grał w PlusLidze może być postrachem dla wielu naszych ligowych drużyn.
Przed nami kolejne wcale wiele nie łatwiejsze spotkania z coraz groźniejszą Argentyną, którą prowadzi obecnie ich legendarny rozgrywający (aż pięć razy grał w mistrzostwach świata w latach 1986-2002), a następnie z Kubą prowadzoną z kolei przez Orlando Samuelsa, który przed laty doprowadził ją do wicemistrzostwa świata w 1990 r. Daniel Castellani grał z Weberem na igrzyskach w Seulu w 1988 r. gdzie zdobyli olimpijski medal. Będzie miał więc godnych rywali na trenerskich stołkach, ale z drugim ze swoich rodaków przegrać już nie może, jeśli chce odwiedzić swoją ojczyznę przy okazji wielkiego finału tegorocznej edycji World League.
W grze naszej kadry musi jednak nastąpić wyraźna poprawa, bo na kolejne straty punktów nie możemy sobie pozwolić. Od mistrza Europy wymaga się przecież by walczył o medale także na światowych wielkich imprezach. Trzeba więc jak najszybciej „naładować broń” i zmusić do „kopania” naszych rywali.
Krzysztof Mecner