Legenda odżyła
Oj napsuł nam sporo krwi legendarny argentyński trener Julio Velasco. Prowadzona przez niego reprezentacja Iranu sprawiła nam ogromnego psikusa pokonując naszą reprezentację 3:2 w rozgrywanym w Japonii – Pucharze Świata. Ta porażka może mieć przykre konsekwencje dla naszej reprezentacji, fantastycznie jak dotąd walczącej o udział w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Inna sprawa, że sami sobie jesteśmy winni, gdyż ten mecz toczył się momentami przy ogromnej przewadze naszej drużyny, która jednak zawiodła w końcówkach setów.
Julio Velasco to już trochę zapomniana legenda i nigdy bym się nie spodziewał, że będzie w stanie przechytrzyć swego dawnego „ucznia” Andreę Anastasiego. To pod okiem Velasco nasz obecny selekcjoner jeszcze jako zawodnik przymierzał się do szkoleniowej kariery. Velasco na Pucharze Świata pokonał już wcześniej ze swoją drużyną mistrzów Europy Serbów, a więc widać, że wygrana z Polską nie jest też dziełem przypadku, a po prostu Velasco doskonale wykonuje swoją pracę.
Julio Velasco sławę zdobył prowadząc najpierw Panini Modena (grał w jego drużynie m. in. trener Jastrzębskiego Węgla – Lorenzo Bernardi), z którym w połowie lat osiemdziesiątych seryjnie wygrywał mistrzostwa Włoch, a następnie przejął drużynę narodową Italii, zdobywając z nią niesamowite sukcesy. Velasco prowadził ją w trzech wygranych przez Włochów finałach mistrzostw Europy, dwóch wygranych finałach mistrzostwach świata, Pucharze Świata. Kilkakrotnie wygrał także rozgrywki Ligi Światowej. Nie udało mu się jedynie wygrać Igrzysk Olimpijskich, gdzie zarówno w Barcelonie, jak i Atlancie zagrodzili mu drogę Holendrzy.
Gdy zaczynałem swą dziennikarską karierę bez wątpienia Velasco był największą trenerską gwiazdą pod koniec lat 80-tych. Oczywiście uważałem go za wyśmienitego szkoleniowca, ale sądziłem, że ma po prostu „samograja” bo przecież we Włoszech grali tacy fenomenalni gracze jak Tofoli, Zorzi, Bernardi, Cantagalli czy Gardini. Tak naprawdę zaimponował mi dopiero w finale mistrzostw Europy w 1995 r. Wtedy Holandia miała już chyba nawet lepszą drużynę niż Włochy, ale Velasco tak fenomenalnie pokierował tym meczem, że tytuł zdobyli jego podopieczni.
Po odejściu w 1996 r. w innych pracach nie miał jednak wielkich osiągnięć. Nie odniósł sukcesu z reprezentacją kobiet Włoch, ani z drużynami narodowymi Czech i niedawno Hiszpanii. Owszem chwalono jego pracę w tych krajach, ale do medali to nie wystarczyło. Wydawało się więc, że jego trenerska kariera zbliża się powoli do końca. A zatrudnienie go w roli selekcjonera narodowej drużyny Iranu było trochę niespodziewane. Iran od lat jest groźnym zespołem i w przeszłości niejednej znakomitej drużynie potrafił sprawić kłopoty. Teraz pod kierunkiem Velasco odnosi jednak największe sukcesy w swej historii, więc należy chylić czoła przed ich trenerem.
W takim turnieju jak Puchar Świata każda z drużyn ma trudne chwile. Rozegrano dopiero cztery kolejki spotkań, a już nie ma niepokonanych drużyn. Oprócz Polaków czyste konto mieli przed rozpoczęciem tej rundy także Rosjanie, ale zostali w proch i pył rozbici przez Brazylijczyków.
Sytuacja w tabeli niesłychanie się więc skomplikowała, a my możemy jedynie żałować tych dwóch punktów, które odebrał nam Iran, bo nasza drużyna miałaby wręcz komfortową sytuację przed kolejnymi meczami. Taki jest jednak sport, a z lekcji jakiej udzielił nam Julio Velasco i jego podopieczni należy po prostu jak najszybciej wyciągnąć wnioski i solidnie przygotować się do kolejnych trudnych spotkań. Bo szansa na olimpijską kwalifikację z Pucharu Świata jest wciąż ogromna i trzymajmy kciuki by nasi siatkarze potrafili ją wykorzystać. Tyle, że po stracie tych punktów z Iranem o ten awans będzie już teraz dużo trudniej.
Krzysztof Mecner