Listopadowa zaduma
Listopadowe święto to okazja do zadumy i rozmyślaniach o tych, których już z nami nie ma. Pożegnaliśmy w minionych miesiącach wielu bardzo zasłużonych dla polskiej siatkówki ludzi, dzięki którym kibice mogli przeżywać niegdyś wielkie emocje i którzy na długo zapadli w ich pamięć.
W minionych 12 miesiącach siatkarski świat pożegnał m. in. trzech wybitnych siatkarzy lat pięćdziesiątych, wielokrotnych reprezentantów naszego kraju. Zmarli bowiem Lech Grodecki, Zbigniew Flont i Kazimierz Faliszewski. Warto przypomnieć ich sylwetki, które już pewnie są ciut mniej znane młodym sympatykom piłki siatkowej.
Lech Grodecki był asem polskiej reprezentacji, która w 1949 r. po raz pierwszy w historii wystąpiła na wielkiej siatkarskiej imprezie, jaką były I mistrzostwa świata zorganizowane na „Zimowym Stadionie”w Pradze. Polska w gronie bardzo silnych rywali zajęła wtedy wysokie szóste miejsce, a Grodecki był uznawany za najlepszego gracza tamtej reprezentacji. Karierę reprezentacyjną Lech Grodecki zakończył po kolejnych mistrzostwach świata rozegranych w 1952 r. w Moskwie, znacznie mniej udanych dla naszej reprezentacji, która zajęła dopiero siódmą lokatę. Miałem okazję kiedyś porozmawiać z Nim o tych dawnych imprezach, niestety więcej okazji już nie będzie.
Pożegnaliśmy też dwóch innych świetnych siatkarzy z tego pionierskiego okresu międzynarodowej siatkówki: Zbigniewa Flonta i Kazimierza Feliszewskiego. Zbigniew Flont grał na mistrzostwach świata w 1952 r., z kolei Kazimierz Feliszewski zagrał na pamiętnym dla Polski Mundialu w 1956 r., gdzie nasz zespół był rewelacją turnieju i niewiele brakowało by zdobył na tych mistrzostwach medal. Ostatecznie Polska zakończyła udział w tych mistrzostwach świata na znakomitym czwartym miejscu. Lokatę tę poprawił dopiero ze swoją reprezentacją Hubert Wagner, który w 1974 r. zdobył mistrzostwo świata.
Bardzo bolesne dla mnie pożegnanie miało miejsce bardzo niedawno, gdy dowiedziałem się o śmierci znakomitego dziennikarza, ale także siatkarskiego działacza – Janusza Nowożeniuka. To właśnie Janusz rozpropagował słynne oświadczenie Huberta Jerzego Wagnera, że na igrzyskach w 1976 r. w Montrealu interesuje go jedynie zdobycie złotego medalu. Janusz Nowożeniuk był wielkim miłośnikiem siatkówki, której poświęcił wiele lat swego życia. Jeszcze do niedawna dzielił się swoimi przemyśleniami z kibicami siatkarskimi w specjalnych felietonach publikowanych na stronach Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej. Niedawno zmarł także Krzysztof Dziunikowski, wieloletni prezes nieistniejącej już dzisiaj drużyny siatkarek katowickiego Kolejarza. To właśnie od relacji ze spotkań ligowych jego zespołu w końcu lat 80-tych rozpoczynałem swoją przygodę z siatkówką jako dziennikarz katowickiego „Sportu”.
Przed rozpoczęciem kolejnego sezonu PlusLigi mieliśmy wiele memoriałów przypominających nam siatkarzy, których żegnaliśmy nieco wcześniej. W ostatnich latach odeszli od nas m. in. Hubert Wagner, Zdzisław Ambroziak, Wiesław Gawłowski, Aleksander Skiba, Zbigniew Jasiukiewicz, a także młodzi ludzie jak Arkadiusz Gołaś czy Agata Mróz-Olszewska, którzy wydawali się mieć przed sobą całe życie. Święto wszystkich świętych sprawia, że ich wspominamy, przypominamy sobie ich dokonania, wierząc, że oglądają nas z góry i cieszą się z sukcesów swoich następców.
Przed nami wiele emocji. Ruszyły właśnie rozgrywki PlusLigi, za moment ruszają zmagania w prestiżowych europejskich pucharach. Za nim jednak pochłoną nas bez reszty, warto chwilę poświecić na zadumę i powspominać tych, których już w tym życiu spotkać nie zdołamy.
Krzysztof Mecner