Mały rycerz czekał na wielką chwilę
Pamiętacie hymn polskich kibiców siatkówki – „Pieśń o małym rycerzu”? Zniknął zupełnie z siatkarskich hal, ostatni raz grano go w 2009 roku. Dlaczego utwór, który od lat porywał fanów, wypadł z repertuaru Grzegorza Kułagi i Marka Magiery, którzy prowadzą doping na meczach biało-czerwonych? Otóż ten duet nie chce być kojarzony tylko z jednym kawałkiem. Nie chce mieć problemów, jak Stanisław Mikulski, który na zawsze pozostanie Klosem. Czy może warto przytoczyć jeszcze skrajniejszy przykład: Bartosza Żukowskiego, któremu bardzo trudno przestać być Waldkiem Kiepskim.
Rozumiem i szanuję decyzję ludzi, którzy starają się dotrzeć do jak najszerszej publiczności. Rozumiem też argumenty, iż chcieli uniknąć zarzutów, że grając przez lata ciągle to samo, idą na łatwiznę. Opowiadali też o mailach od ludzi, którzy chcieli zmian, których męczyła pieśń o małym rycerzu, grana zawsze wtedy, gdy Polakom nie szło. A że, niestety, często się to zdarza, pieśń dominowała nad wszystkimi innymi elementami meczowej oprawy.
Duet zapowiedział, że „mały rycerz” na razie trafił do kwadratu dla rezerwowych. I wszystko wskazuje, że nieprędko dostanie szansę, by wrócić „na boisko”. Usłyszałem jednak deklarację, że może usłyszymy go na specjalną okazję, w jakimś historycznym momencie, może w trakcie naszych mistrzostw Europy lub świata?
więcej na blogu Kamila Składowskiego http://mocnopobloku.sports.pl/
Powrót do listy