Marzenia o pucharze
Ruszyły nie tylko rozgrywki PlusLigi, ale też najważniejsze klubowe rozgrywki w Europie, czyli rozpoczęła się walka o europejskie puchary w siatkówce. Rozgrywki klubowe to jednak obecnie zupełnie inna bajka niż reprezentacyjne. Czasem osiągnąć sukces w klubowych rozgrywkach jest znacznie trudniej. Wynika to z prostego faktu, że najbogatsze kluby skupują najlepszych zawodników świata i potem trudno z nimi rywalizować.
Kluby PlusLigi na europejskim tle do biednych w większości nie należą, ale mimo wszystko trudno im się równać z bajecznie bogatymi klubami rosyjskimi czy włoskimi. Nasze klubowe drużyny od kilku lat są bardzo bliskie wygrania najbardziej prestiżowych rozgrywek do jakich należy niewątpliwie Europejska Liga Mistrzów. W rozpoczętym kolejnym sezonie, znów liczymy, że wreszcie się uda.
W latach 70-tych chodziłem do średniej szkoły w Sosnowcu i zdarzało mi się odwiedzać halę w Milowicach, gdzie wtedy Płomień miał jedną z najlepszych drużyn świata. Pamiętam sukces Boska, Gawłowskiego i Sadalskiego w 1978 r., który nawet chyba nie odbił się tak szerokim echem na jaki zasługiwał. Płomień wygrał wtedy Puchar Europy, rozgrywki będące poprzednikiem dzisiejszej Ligi Mistrzów, choć wtedy startowali w Pucharze Europy tylko mistrzowie poszczególnych krajów. Wielu mówiło wtedy, że Płomień miał po prostu szczęście, bo w tamtych czasach jednak zdecydowanie wyższą rangę miały zawody reprezentacji i np. ZSRR, któremu bardzo zależało na odzyskaniu światowego prymatu (przegrał przecież z Polską MŚ w 1974 i igrzyska dwa lata później w Montrealu) nie zgłosił swego mistrza do pucharowych rozgrywek. Nieobecni jednak racji nie mają. Płomień wykorzystał swoją szansę i jest do dzisiaj jedyną polską drużyną, która może się poszczycić tytułem Klubowego Mistrza Europy, bo taka nieoficjalna nazwa przysługuje triumfatorowi najważniejszych europejskich rozgrywek.
Mecze Płomienia to już dzisiaj legenda, podobnie jak mecze Resovii w sezonie 1972/1973, która przecierała szlaki i jako pierwszy polski zespół dotarła do turnieju finałowego PEMK. Resovię prowadził w tym sezonie legendarny trener i sędzia Władysław Pałaszewski i zajął z nią drugie miejsce w Europie, za znakomitą drużyną mistrza ZSRR, CSKA Moskwa, prawie jednoznaczną z reprezentacją. To były inne czasy, które starsi kibice wspominają z ogromnym rozrzewnieniem. Drużyny klubowe, zwłaszcza te z krajów socjalistycznych, nigdy w zasadzie wtedy nie miały w składach obcokrajowców, zresztą w zachodnich drużynach też było ich bardzo niewielu. Teraz mamy zespoły tworzone na wynik, często tworzone z „armii zaciężnej”, gdzie cudzoziemców jest więcej niż graczy rodzimych. W niektórych ligach wprowadzono ograniczenia takich transferów (obowiązują także w PlusLidze), ale w europejskich pucharach takie ograniczenia nie istnieją. Stąd nieraz trochę zaciera się w niektórych drużynach „narodowość klubów”. Nasze kluby jednak, mimo że też mocno wspomagają się cudzoziemcami, są oparte o polskich graczy. I z tego trzeba się cieszyć.
Marzy nam się triumf w Lidze Mistrzów. PGE Skra Bełchatów, Asseco Resovia i LOTOS Trefl Gdańsk to drużyny europejskiej elity. Dobrze zaczęły tegoroczny pucharowy sezon i wszystkie na pewno marzą o pucharowych dokonaniach. Mówi się, że o organizację turnieju finałowego będzie starała się Resovia, a turniej miałby być rozegrany w Krakowie. Na pewno organizacja finału stwarza dodatkową szansę na europejski sukces.
Od czasu przekształcenia Pucharu Europy w Ligę Mistrzów wygrywały te rozgrywki drużyny z kilku krajów, nie ma dotąd jednak na liście triumfatorów nazwy polskiej drużyny. Najwyższy czas to zmienić.