Miejsce w historii
Siatkarze Zenitu Kazań wygrali najważniejsze klubowe rozgrywki w Europie czy Europejską Ligę Mistrzów. To wielki sukces drużyny trenera Władymira Alekno, która tym samym zapewniła sobie miejsce w historii siatkówki. Zenit wygrał te prestiżowe rozgrywki po raz piąty w historii i trzeci raz z rzędu. Tym samym został jednym z najbardziej utytułowanych klubów w historii siatkówki. Zenit „kroczy śladami” legendarnej drużyny ZSRR – CSKA Moskwa, najbardziej utytułowanej drużyny w historii, która 13 razy sięgała o europejski prymat.
O CSKA Moskwa mówiono niegdyś, że to praktycznie narodowa reprezentacja ZSRR, gdyż skupiała u siebie najwybitniejszych siatkarzy tamtych lat, a prowadził ją selekcjoner reprezentacji Jurij Czesnokow (tak jak Zenit Alekno). CSKA wygrała pierwsze historyczne rozgrywki w 1960 r., a potem miała kilka wspaniałych serii zwycięstw w dawnym Pucharze Europy Mistrzów Krajowych. CSKA wygrywała trzy razy z rzędu w latach 1973-1975 (pozbawiając tytułu m. in. naszą Resovię, z którą wygrała finał w 1973 r.), a jeszcze lepszą serię miała w latach 1986-1989 gdy najlepsza w Europie była cztery razy z rzędu. W sumie tych tytułów uzbierało się aż 13 i pewnie nieprędko ktoś poprawi ten „rekord”. CSKA aż do upadku ZSRR była prawdziwym siatkarskim „Dream Teamem” i każda ich porażka w europejskich pucharach była przyjmowana jako wielka sensacja.
Włosi, którzy przejęli prymat w europejskiej siatkówce w końcu lat 80-tych, też mieli kilka fantastycznych drużyn w historii. W latach 1992-1994 trzy razy z rzędu wygrywała fantastyczna drużyna z Rawenny (w pierwszym sukcesie wielki udział miała niezapomniana para amerykańskich gwiazd: Karch Kiraly-Steve Timmons). Potem wielką siatkarską potęgę zbudowano w Modenie. W latach 1996-1998 trzy razy z rzędu drużyna z tego włoskiego miasta z kolei wygrywała najważniejsze europejskie rozgrywki. Bliski trzykrotnego triumfu była też inna legendarna ekipa – Sisleya Treviso, która po wygraniu dwóch ostatnich edycji Pucharu Europy, była też w finale I edycji zreformowanej Ligi Mistrzów w 2001 r., ale przegrała wtedy finał z Paris Volley, którego gwiazdą był m. in. Stephane Antiga.
Zenit swój pierwszy laur zdobył w 2008 r. w niezapomnianym finale w Łodzi, gdzie jednak zawdzięczał go głównie koncertowej grze amerykańskich gwiazd Balla i Stanleya. Potem do głosu doszła kolejna legendarna drużyna Trentino Volley, której też trzy razy z rzędu (2009-2011) udało się wygrać Ligę Mistrzów. Zenit w tegorocznym finale w Rzymie, został piątym w historii klubem, mogącym pochwalić się takim swoistym „hat-trickiem”. Nic nie wskazuje zresztą, by hegemonia rosyjskiego klubu w najbliższych latach mogła zostać złamana.
Bardzo trudno jest stworzyć drużynę, na światowym poziomie, mogącą walczyć skutecznie o Puchar Ligi Mistrzów. Widzimy to zresztą na przykładzie naszej ligi, skądinąd znakomitej, mającej poziom rozgrywek na bardzo wysokim poziomie. To jednak wciąż nie wystarcza by wygrywać europejskie rozgrywki. Jeszcze trudniej jest stworzyć „trwałą potęgę” zdolną przez całe dekady walczyć o najwyższe trofea. Udało się to w Kazaniu, choć ten klub jest stosunkowo „młody”, do rosyjskiej ekstraklasy awansował dopiero na początku XXI wieku, a jednak bardzo szybko znalazł się nie tylko w rosyjskiej elicie, ale też w europejskiej. I przez te lata zespół z Kazania potrafi utrzymywać najwyższy poziom.
Jak się wydaje wygrać Europejską Ligę Mistrzów jest jeszcze trudniej niż Klubowe Mistrzostwa Świata, które w tym roku będą rozegrane w naszym kraju. Poziom klubowej siatkówki na innych kontynentach z różnych względów (pewnie głównie z finansowych) jest jednak nieco niższy niż w Europie, stąd europejskie drużyny zwykle bez wielkich problemów potwierdzają w tych rozgrywkach swoją pozycję. Dla nich start w Klubowych Mistrzostwach Świata to swoista nagroda za grę z Lidze Mistrzów, otwierająca szanse na kolejne cenne trofea.
Dla polskich ekip był to tym razem mniej udany sezon. Żadnej z czołowych drużyn PlusLigi nie udało się w tym roku dotrzeć do finałowej fazy, co w ostatnim dziesięcioleciu zdarzało nam się rzadko. Znów jednak marzenia o europejskiej koronie w klubowych rozgrywkach musimy odłożyć. Walka o najcenniejszy z europejskich pucharów toczy się od 1960 r. i przez te wszystkie lata tylko raz świętowaliśmy końcowy triumf, za sprawą Płomienia Milowice w 1978 r. Szansą na rewanż będą dla nas w tym roku właśnie Klubowe Mistrzostwa Świata, do których przepustkę zdobywają najlepsze kluby ze wszystkich kontynentów. Miejsce ma jednak także gospodarz, więc będzie szansa na walkę z Zenitem i innymi siatkarskimi potęgami. Oby skuteczna.
Krzysztof Mecner, zdj. www.cev.lu