MITYCZNA KARTA I KURNIKI
ZDANIEM WETERANA
MITYCZNA KARTA I KURNIKI
Pewien sporej rangi działacz - poczciwy a życzliwy innym, przez co trudno rozpoznawalny bo owa życzliwość to jakże powszechna cecha w naszym siatkarskim środowisku – jest mi świadkiem, że mimo dobrej postawy naszej drużyny we Wrocławiu z siatkarzami Wenezueli, której udało się wygrać w dwumeczu tylko jednego seta, sceptycznie zapatrywałem się na szanse naszego młodego zespołu w meczach w Tampere z Finlandią. Kończąc zaś to przykrótkie zdanie dodam, iż ów sceptycyzm miał przyczynę nie tylko w tym, że owa w poprzedniej kolejce wygrała w tie breaku z Brazylią. Nasi przecież będąc w Brazylii też napędzili mistrzom w pierwszym meczu strachu, a że wygrali tylko jednego seta to już ich zmarnowana okazja, wynikająca między innymi z braku doświadczenia.
Finowie to jednak inna klasa niż Wenezuelczycy. Ci w sumie grali we wrocławskiej hali na ogół po prostu słabo (nie chcę umniejszać wagi wygranych z nimi, ale jakąś miarę rozsądku w ocenie należy zachować, co nie zawsze w pomeczowych wypowiedziach różnych pierwszoplanowych osób miało miejsce). Finowie zaś pokazali się w Tampere jako zespół o niebo bardziej stabilny, lepiej wyszkolony. A propos Finów powiem jednak, że w pierwszym meczu z Polakami w Tampere, jeśli zsumuje się ich dokonania, odliczając np. złą grę w trzecim secie, w którym wyraźnie podawali naszym przyjazną rękę psując zagrywkę za zagrywką, to ów bilans nie potwierdzał wiele ponad przeciętność. Nasi przerżnęli w fatalnym stylu dwa pierwsze sety, w następnych szło już lepiej, ale liczy się im na duży minus to, że w końcu punktu meczowego nie zdobyli. Nieźle grali Jarosz, Bartman, Igła.
W meczu drugim jeszcze wyraźniejsza przewaga Finów we wszystkich elementach, szczególnie w rozegraniu, bloku i bardzo mi się podobającej obronie. Kolejny trudny sprawdzian naszych rezerw – kandydatów do uzupełnienia składu z Wlazłym, Winiarskim, Plińskim, Zagumnym na czele. Piszę ”sprawdzian” bo tak to należy traktować nie zaś jak budowę zespołu, który przecież takim składem jak w Światówce grać w najważniejszych imprezach sezonu nie będzie. Niepokoją wszakże informacje (nie potwierdzone oficjalnie) o kłopotach jakie mają z leczeniem kontuzji Wlazły i Winiarski. Gdyby ich zabrakło w najważniejszym okresie w kadrze byłoby to prawdziwe trzęsienie ziemi, zmieniające wszelkie koncepcje. No ale z tymi hiobowymi wieściami poczekajmy na pełne wiarygodne diagnozy, podobnie wolę się teraz powstrzymać z ocenami za LŚ (piszę przed ostatnimi – być może bardzo ciekawymi jeśli np. zagra Zagumny - meczami w grupie ), podobnie z rozważaniem o nierealnym, chciałbym się mylić, drugim miejscu i mitycznej dzikiej karcie.
Inny temat. Ktoś już dość dawno temu wymyślił i zatwierdził kryteria, jakim podlegają sale, w których grać się ma na wysokim siatkarskim szczeblu. Owe kryteria są ostre pod słusznym wpływem FIVB czy CEV jeśli chodzi np. o najważniejsze z rozgrywek europejskich pucharów i inne międzynarodowe imprezy, ostatnio także jednak obostrzenia dotyczą i naszych krajowych rozgrywek. Nie mam zamiaru bawić się w mierniczego, prowadzić wykładu na temat wysokości, szerokości i innych parametrów sal – aren naszej PlusLigi. Do której już, mimo atrakcji sezonu międzynarodowego bardzo tęsknimy, bo sercu kibica zawsze dłuży się niepomiernie czas oczekiwania na nowy ligowy sezon. Ostatnio owe kryteria zostały – jak mi powiedziano – podwyższone przez PZPS, obowiązują zresztą i tak dość wymagające ustalenie tyczące wymiarów a zawarte w regulaminach PlusLigi.
Od dawien dawna poruszam jednak do znudzenia a bez skutku sprawę gry w tzw. „kurnikach”, za małych salach, w których cierpi gra obronna, cierpi widowisko, którym skądinąd słusznie szczycimy się dzięki poziomowi gry naszych najlepszych zespołów i wspaniałej oprawie jaką tworzą nasi superkibice. Niegdyś narzekaliśmy m.in. na kurnik w Nysie. Od iluś tam sezonów nie realizowano obowiązujących przepisów w Jastrzębiu, choć tam na szczęście po okresie „gry na nosie” ruszyła w końcu – jak zapewniano spory czas temu – budowa nowej sali, zaś na razie przynajmniej play offy gra się w Jastrzębiu w dużej hali przerabianej tymczasowo z lodowiska. Tak będzie i w nowym sezonie, bo Węgiel jeszcze zakończenia budowy nie świętuje.
Teraz przybywa znów sal o niskich parametrach, bo ci, którzy awansowali do PlusLigi, czyli zespoły z Radomia i Wielunia takowe posiadają. Jak rzecz zostanie załatwiona, czy będzie znów klucząca decyzja opracowana między młotem a kowadłem, czyli naciskami z różnych stron; klubów –właścicieli kurników – co zrozumiałe lecz także i działaczy, chcących w imię czegoś tam (cel może być nawet górnolotnie szlachetny) iść jednak owym właścicielom na rękę. Tylko po cóż u licha się w tworzeniu niby tych żelaznych zasad kryteriowych uczestniczyło, po to by sprawę obchodzić, wymyślać kolejne kompromisy. Pytam o to m.in. wielce mi szanownego prezesa Artura Popkę, szarpię za poły faceta będącego w najbardziej chyba niewygodnej sytuacji czyli Głównego Komisarza PlusLigi Cezarego Matusiaka.
Wyjścia zaś z tej sytuacji są dwa. Albo anulować wymagające kryteria, co nawiasem mówiąc mijałoby się z sensem prawdziwie zawodowo prowadzonej profesjonalnej PlusLigi, albo owych reguł z żelazną jednak konsekwencją przestrzegać (robiąc ostatni i jeden jedyny wyjątek z Jastrzębiem bo to wynik już poprzednio zatwierdzonego kompromisu, związanego z trwającą – sprawdzić czy rzeczywiście - budową nowej sali). Należałoby ponadto przypominać z urzędu przed rozgrywkami I ligi jej uczestnikom, iż końcowe zwycięstwo nie jest automatycznie awansem do PlusLigi jeśli się nie spełnia wspomnianych wymogów. Od nowego sezonu jeszcze jedno proponowane przez weterana novum - przed barażami o awans do PlusLigi sprawdzać, czy ich uczestnicy spełniają owe wymiarowo-salowe wymagania a jeśli nie – owych zespołów po prostu do tych dodatkowych bojów o PlusLigę nie dopuszczać, kooptując w ich miejsce pierwsze w tabelowej kolejności drużyny, posiadające sale a nie kurniki.
Bo w końcu wreszcie trzeba – szanowni panowie działacze - zrobić z tą całą diabelnie wlokącą się sprawą generalny porządek. Powołując do wydawania twardej, ostatecznej decyzji w tej sprawie ciało absolutnie kolegialne, aby nie zwalać praktycznie odpowiedzialności na jednego człowieka, nawet gdyby był nim jeden czy drugi prezes. Być może to co piszę nie jest zbyt przejrzyście sprecyzowane, może są luki, jakieś nietrafności, za co z góry przepraszam, ale chodzi mi przecież generalnie o kolejne zasygnalizowanie palącej kwestii do rozwiązania. Tak byśmy uniknęli wreszcie słusznych a zgrzytliwych opinii komentatorów, jak dzięki niekonsekwencji działaczy cierpi widowiskowość ligi no i wiarygodność ludzi podejmujących ustalenia, których potem nie mają odwagi z twardą konsekwencją realizować. Amen.
Janusz Nowożeniuk
Powrót do listy