Na styku
Jakże czasem niewiele dzieli zwycięstwo od przegranej. Finisz tegorocznego sezonu PlusLigi pokazuje to dobitnie. Cztery czołowe drużyny obecnie dzielą minimalne różnice, a masę spotkań półfinałowych i finałowych zakończyło się dramatycznymi tie-breakami. Końcowych rozstrzygnięć jeszcze nie znamy, ale zapewne walka będzie zaciekła aż do ostatniego meczu rozgrywek.
Skra Bełchatów, Asseco Resovia, Jastrzębski Węgiel i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle były przed sezonem typowane do czołowych miejsc i to w pełni potwierdziło się w rozgrywkach. Te cztery drużyny prezentują bardzo zbliżony i wysoki poziom. O zwycięstwach w bezpośrednich meczach decydują detale i dyspozycja dnia i przysłowiowy łut szczęścia. Zresztą wyniki dwóch najważniejszych cykli rozgrywkowych w naszym kraju w pełni potwierdzają to wyrównanie poziomu. W decydującym meczu o Puchar Polski grały ZAKSA i Jastrzębski Węgiel, z kolei o mistrzostwo kraju walczą Skra i Resovia.
Po dotychczasowych spotkaniach najbardziej rozczarowana pewnie czuje się drużyna z Kędzierzyna-Koźla. Wszystko jej układało się do pewnego momentu znakomicie. Wygrała Puchar Polski, a potem dwa pierwsze mecze półfinału play off w Rzeszowie z Resovią. Chyba wówczas wszyscy kibice tej drużyny byli przekonani, że ich pupile zagrają w decydujących meczach o tytuł. W sporcie jednak nie ma nic pewnego. W trzecim meczu u siebie ZAKSA prowadziła 2:0 w setach i wszystko się tej drużynie „posypało”. Resovia dokonała niezwykłej sztuki wychodząc z tak wielkiej opresji obronną ręką. Broniący tytułu zespół pokazał wielki charakter, bo to wielka sztuka w tak beznadziejnej z pozoru sytuacji zmusić się do walki o każdą kolejną piłkę.
W finale Resovia znów przegrała dwa pierwsze mecze na własnym parkiecie ze Skrą. Czy jednak historia z półfinału może się powtórzyć? W sporcie niczego z góry nie można przesądzać, a przy tak wyrównanym poziomie wszystko się jeszcze może zdarzyć. Po tym jednak co pokazała PGE Skra w Rzeszowie trudno to sobie jednak wyobrazić. Drużyna Miguela Angela Falaski w decydujących momentach sezonu prezentuje wielką siłę i wszystko wskazuje, że po dwóch sezonach, w których panowała Resovia, tytuł wróci ponownie do Bełchatowa.
Równie ciekawa jest walka o brązowy medal. ZAKSA po przegraniu trzech kolejnych spotkań z Resovią, przegrała kolejne dwa w Jastrzębiu-Zdroju. Zespół, który nie tak dawno wydawał się być głównym faworytem rozgrywek, może zostać w ogóle bez medalu. Oba mecze kończyły się tie-breakami. W obu lepsza była jednak ekipa Lorenzo Bernardiego, choć w drugim spotkaniu musiała bronić wiele meczboli by pokonać rywala. Emocjami i poziomem tych spotkań można się zachwycać, ale przecież o to chodzi, by kibice przychodząc do hal sportowych, przeżywali emocjonujące chwile. Wygrać może tylko jeden zespół, a o tym kto będzie się cieszył z kolejnego tytułu mistrza Polski przekonamy się już niebawem.
Oglądając finałowe spotkania przyglądałem się grze selekcjonera reprezentacji Polski. Trzeba przyznać, że Stephane Antiga jest wciąż znakomitym graczem i gdyby nie posada selekcjonera naszej reprezentacji mógłby z pewnością kontynuować sportową karierę. Jego zagrania w końcówkach setów spotkań z Resovią, dały Skrze jakże ważne punkty. Graczem rzeczywiście był i jest wybitnym, z pewnością jednym z najlepszych w historii francuskiej siatkówki. Oby równie wybitnym był szkoleniowcem.
Sprawdza się w tej roli Miguel Angel Falasca. Hiszpan przecież dopiero pierwszy sezon prowadzi Skrę i jest bliski zdobycia najcenniejszego medalu. Z wieloma swymi podopiecznymi jeszcze nie tak dawno występował w jednym zespole, ale to zdaje mu się pomagać, a nie przeszkadzać. Oby podobnie było z Antigą. Jego czeka jeszcze trudniejsza rola, bo zespół musi sklecić nie tylko ze swych kolegów ze Skry, ale i rywali z drużyn, z którymi walczył przez cały sezon. Sytuacja zaiste nietypowa, a jaki będzie jej efekt przekonamy się pewnie już na kwalifikacjach mistrzostw Europy we Wrocławiu.
Krzysztof Mecner