Nostalgia
28. października minęło 39 lat od jednego z najważniejszych spotkań w historii polskiej siatkówki. To właśnie wtedy w 1974 r. Polska pokonała Japonię 3:1 w ostatnim meczu mistrzostw świata w Meksyku i zapewniła sobie zdobycie złotego medalu. Za rok będziemy obchodzić okrągłą 40-rocznicę mistrzostwa świata – pierwszego w historii polskich gier zespołowych. Okazja będzie przednia, bo mistrzostwa świata w 2014 r. będą rozgrywane w Polsce.
Listopadowe święto, które dopiero co obchodziliśmy, zawsze nastraja do refleksji i wspomnień o tych, których już z nami nie ma. Pamiętamy o naszych zmarłych mistrzach - nie ma już z nami Aleksandra Skiby, Wiesława Gawłowskiego czy Huberta Jerzego Wagnera. Siatkarski sukces z 1974 r. – zdobycie mistrzostwa świata - było niespodziewany. W przyszłym roku też będziemy mieć nadzieję, że o Polsce będzie się mówić nie tylko z racji tego, że będziemy organizować siatkarski Mundial.
W 1974 r. mieliśmy, zdaniem wielu, najlepszą drużynę siatkarską w naszej historii, lepszą nawet od tej która dwa lata później w wielkim stylu wygrała Igrzyska Olimpijskie w Montrealu. Wagner miał do dyspozycji dwunastu fantastycznych graczy w Meksyku, w Montrealu z różnych przyczyn paru z nich nie było.
Czasy się zmieniają, ale nostalgia pozostaje. W 1974 r. nie było wielkiego finału, a decydujące mecze rozgrywano każdy z każdym w grupie finałowej. Polska rywalizowała wtedy z ZSRR, Czechosłowacją, NRD, Rumunią i Japonią. Trzech pierwszych krajów już nie ma. ZSRR i Czechosłowacja się rozpadły, Niemcy zjednoczyli. Rumunia od lat ma ciężki kryzys i ich sukcesy (jak mistrzostwo Europy w 1963 roku) to bardzo odległa przeszłość. Jedynie Japonia wciąż zaliczana jest do czołówki, choć daleko jej do poziomu z tamtych lat, gdy wygrywała igrzyska w Monachium i walczyła z nami w Meksyku. Taki zawodnik jak Katsutoshi Nekoda był wówczas idolem siatkarskiego świata, obecnie takich gwiazd Japończycy nie mają.
W czasie tego meczu z Japonią miałem 12 lat i pamiętam do dziś transmisję telewizyjną i wielkie emocje jakie przeżywałem, gdy Polacy w czwartym secie nie mogli zdobyć decydującego punktu, choć prowadzili 14:5. Japonia odrobiła straty i miała setbola. Ostatecznie jednak obyło się bez piątego seta, który pewnie i tak nasi by wygrali, bo przecież nie bez powodu byli nazywani „mistrzami piątego seta”. To wielkie zwycięstwo doceniamy może bardziej teraz, po latach, niż wówczas. To był bowiem okres wielkich sukcesów polskiego sportu. W 1974 r. Polska żyła wielkimi meczami piłkarzy Kazimierza Górskiego, wyczynami Szewińskiej, medalami kolarzy i wieloma innymi sukcesami. Każdą następną generację polskich siatkarzy mimowolnie porównujemy z asami Wagnera.
W mistrzostwach świata mieliśmy jeszcze jeden wielki sukces, gdy w 2006 r. zdobyliśmy srebrny medal. Teraz marzy nam się trzeci w historii medal, choć ostatnie występy naszej kadry udane nie były, a zmiany szkoleniowców też nie wiadomo czy przyniosą pożądany efekt. Mistrzostwa świata w siatkówce jednak będą wielkim sportowym wydarzeniem w naszym kraju. PZPS ogłosił, że mecz otwarcia zostanie rozegrany na Stadionie Narodowym, co też ma być nawiązaniem do początków mistrzostw. Pierwsze dwie edycje w 1949 r. i 1952 r. rozgrywano właśnie na stadionach na otwartym powietrzu. W 1952 r. w Moskwie na stadionie Dynama mecz ZSRR – Czechosłowacja obserwowało ponad 50 tysięcy widzów, co jest rekordem frekwencji w historii siatkarskich Mundiali. Nasi kibice kochają siatkówkę, z pewnością Stadion Narodowy wypełni się na meczu naszej kadry do ostatniego miejsca.
Mamy jednak nadzieję, że Polska będzie walczyć także w decydujących meczach mistrzostw w magicznej hali katowickiego „Spodka”. Zdobyć medal będzie z pewnością szalenie trudno, bo kandydatów do trofeów jest bardzo wielu, z Rosją na czele. Miejmy jednak nadzieję, że za rok o tej porze będziemy nie tylko wspominać z nostalgią 40-lecie zdobycia mistrzostwa w Meksyku, ale będziemy mieć też „świeże” radosne wspomnienia z mistrzostw świata w Polsce.
Krzysztof Mecner