Nowe rozdanie
Nowe rozdanie
Jubileuszowe XXX mistrzostwa Europy w siatkówce mężczyzn były ciekawym turniejem, zakończonym kapitalnym meczem finałowym między Rosją i Niemcami. Na pewno był to interesujący turniej, w którym nie brakowało zaskakujących rezultatów. Największą sensacją była z pewnością klęska faworyta nr 1 Francji, która nawet do ćwierćfinału nie zdołała awansować. Dla Polski były to udane mistrzostwa pod względem organizacyjnym, ale sportowo tak dotkliwej klęski nie ponieśliśmy od lat. Dziesięć lat minęło od koszmarnego występu kadry Raula Lozano na mistrzostwach w 2007 r. w Moskwie, gdzie wicemistrz świata zajął dopiero jedenaste miejsce. Teraz było tylko o jedną lokatę lepiej, a styl w jakim grała Polska w meczu ze Słowenią zasmucił wszystkich kibiców, gdyż Polska w potyczce z zespołem nie z tej najwyższej półki wyglądała na bezradną i bezbronną.
Sezon poolimpijski zawsze jest trochę specyficzny. Wielu zawodników kończy olimpiadą kariery reprezentacyjne, wiele drużyn przechodzi więc rekonstrukcję i dokonuje poważnych zmian kadrowych. Zwykle właśnie w poolimpijskim roku tworzy się nowa hierarchia najlepszych drużyn, która potem „obowiązuje” w kolejnym olimpijskim cyklu.
Na pewno wielkim wygranym była reprezentacja Rosji. Przeszła drogę do finału jak burza nie tracąc nawet seta i wydawało się, że każdego kto stanie im na drodze po prostu zmiecie z parkietu. Finał jednak rządzi się swoimi prawami. Oglądając tegoroczny finał mimowolnie przypomniał mi się ten wspomniany rok 2007, gdzie Rosja też przed decydującym meczem wydawała się nie do zatrzymania (mecz był na dodatek w Moskwie), ale w finale pokonali ich Hiszpanie, których prowadził wtedy dobrze u nas znany Andrea Anastasi. Przypominały mi się też igrzyska w Montrealu, gdzie ZSRR też doszedł do finału w analogiczny sposób, nie tracąc seta, a potem w decydującym meczu zaczął tracić głowę, gdy okazało się, że znalazł się ktoś kto potrafi się przeciwstawić.
Niewiele brakowało by ten scenariusz powtórzył się w Krakowie, gdzie Niemcy jako pierwsi nie ulękli się faworyta i w zasadzie jedna akcja rozstrzygnęła o losach złotego medalu. Z drugiej strony tak dobrze grającej reprezentacji Rosji nie widziałem od kilku lat. Potencjał ludzki w tym kraju jest niebywały, ale rzadko udawało się jednak z nich zrobić wielką drużynę. W Polsce trener Szliapnikow tego dokonał, choć przed turniejem to raczej Francja wydawała się najsilniejszą ekipą.
Na pewno objawieniem była Belgia. Drużyna której mecze obserwowałem w Katowicach i którą po kapitalnym meczu z Włochami się zachwyciłem. Trochę przypominali mi reprezentacją Holandii z lat 90-tych, którą wtedy podziwiałem. Belgowie medalu nie zdobyli, ale wnieśli sporo ożywienia do europejskiej siatkówki i wydaje się, że to jeszcze nie było ich ostatnie słowo. Bardzo podobała mi się też ekipa czeska, która zaskoczyła wszystkich. Widać, że w kraju mającym tak piękną historię siatkówki, też po latach coś rusza się w dobrym kierunku.
Największy sukces w swej historii odnieśli Niemcy. Zdobyli sympatię kibiców i pierwszy w swej historii medal mistrzostw Europy. Mieli na koncie już medale igrzysk i mistrzostw świata (głównie jako NRD), ale na Starym Kontynencie nigdy na podium nie stali. Najlepszy okres mieli po zjednoczeniu kraju, gdy pod kierunkiem też dobrze pamiętanego w Polsce Igora Prielożnego dwa razy z rzędu (1991 i 1993) awansowali do półfinału mistrzostw Europy. Medal zdobyli jednak dopiero teraz pod kierunkiem Włocha Andrei Gianiego. Giani kolejną reprezentację (dwa lata temu Słowenię) wprowadził do finału mistrzostw Europy, ale tytułu z żadną z nich nie zrobi. „Goni” jednak Anastasiego, który medale mistrzostw Europy zdobył aż z trzema reprezentacjami (Włochami, Hiszpanią i Polską).
Przyznam, że trochę tęskniłem za atmosferą jaka panowała w naszych halach w czasie mistrzostw świata w 2014 r. Namiastka tamtej atmosfery była, ale pewnie ze względu na jakże inną postawę naszej kadry, to nie było to co wtedy. To kapitalna sprawa, że wciąż organizujemy wielkie siatkarskie imprezy w naszym kraju, ale organizujemy je przecież też po to by zwiększyć szanse naszej reprezentacji. Na razie jak widać jednak sporo nam brakuje do tych najlepszych i dobrze, że PZPS zapowiada szybką analizę i podjęcie właściwych kroków. Bo o starcie Polski w EURO’2017 chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć.
Krzysztof Mecner
Powrót do listy