Nutka optymizmu
Występ reprezentacji Polski siatkarek w tradycyjnym i prestiżowym turnieju w Montreaux wypadł zupełnie przyzwoicie. W silnej stawce drużyn podopieczne Jerzego Matlaka zajęły dobrą piątą lokatę, odnosząc cenne zwycięstwa nad Holandią i Japonią. Przyznam, że gdy przeczytałem skład w jakim Polki wybierały się do Szwajcarii, miałem obawy czy zdołają tam wygrać choćby jeden mecz. Okazało się jednak, że drużyna bez gwiazd minionych lat też może walczyć z najlepszymi, a w kraju młodych i zdolnych siatkarek jest całkiem sporo.
W kadrze, którą Matlak ogłosił po turnieju, także jest masę nowych twarzy, a z mistrzyń Europy Andrzeja Niemczyka ostała się w reprezentacji już tylko Katarzyna Skowrońska. Oczywiście do mistrzostw świata sporo jeszcze się może zmienić, ale wygląda na to, że czeka nas generalna zmiana warty i dlatego ta w sumie niezła postawa w Montreaux daje jakąś małą nutkę optymizmu. Jerzy Matlak nie będzie miał łatwego zadania w najbliższych miesiącach, ale doświadczony szkoleniowiec na pewno zrobi wszystko by w tych najbliższych miesiącach poprzez World Grand Prix jak najlepiej przygotować się do najważniejszej imprezy sezonu.
Optymizmem powiało także w rozgrywkach Ligi Światowej siatkarzy. Po „wpadce” w dwumeczu z Niemcami najważniejszą sprawą było jak najszybsze zdobywanie punktów w kolejnych meczach. To się udało w Argentynie, co przywróciło nam szanse na walkę o prymat w grupie. Jak burza idą na razie Kubańczycy i kto wie czy najbliższe spotkania z nimi nie będą decydować o końcowych rozstrzygnięciach. Jeśli przegramy dwa razy „gonić” rywala potem może okazać się bardzo trudne. Styl w jakim grają podopieczni Daniela Castellaniego wciąż musi budzić zastrzeżenia, ale zwycięzców się nie sądzi, a miejmy nadzieję iż wygrane nad Argentyną podbudują naszą kadrę przed tymi kto wie czy nie kluczowymi spotkaniami. My jednak z niecierpliwością czekamy już na występy naszych siatkarzy w polskich halach. Liga Światowa to przecież dla polskich kibiców prawdziwe święto.
Na koniec jednak smutna kolejna refleksja. Niedawno pisałem o stracie jaką poniosła Rosja po śmierci Jurija Czesnokowa. Teraz bolesną stratę poniosła federacja czeska, gdyż w wieku 82 lat zmarł po ciężkiej chorobie ich legendarny siatkarz Karel Laznicka. Był mistrzem Europy w 1955 i 1958 oraz mistrzem świata w 1958 r. Równie a może nawet większą popularność zyskał jednak jako selekcjoner reprezentacji Czechosłowacji. To pod jego kierunkiem ten zespół po raz ostatni zdobywał medale na wielkich siatkarskich imprezach. Laznicka doprowadził Czechosłowację do wicemistrzostwa Europy w 1985 r. i brązowego medalu na Pucharze Świata w tym samym roku. Sporo o nim w ostatnim czasie rozmawiałem pisząc książkę wspólnie z jego najsławniejszym podopiecznym z kadry Igorem Prielożnym. Igor uważa go za jednego z najlepszych fachowców, z którymi jako siatkarzowi przyszło mu pracować, chociaż też nie ukrywa żalu, iż nie zabrał go z powodu kłopotów z kolanem na mistrzostwa świata w 1986 r. Jak twierdzi Igor, Laznicka był typowym trenerem tamtego okresu, którzy uważali, że im więcej trenujesz to... tym lepiej później grasz. W przypadku Igora Prielożnego też wyjątku nie zrobił i nie chciał słuchać o ulgach w treningu. Cóż, inne to były czasy, inne metody treningowe i inne wymagania. Takie jest jednak życie. Odchodzą z tego świata wielcy siatkarze i trenerzy, by wymienić tych z ostatnich lat jak Wagner, Płatonow, Czesnokow, teraz Laznicka. Smutne...
W trakcie piłkarskiego Mundialu wszystko inne co dzieje się w sporcie schodzi mimowolnie na dalszy plan. My niestety nie mamy tam naszej reprezentacji i kibicujemy albo raczej podziwiamy innych. W siatkarskim Mundialu naszych reprezentacji na szczęście nie zabraknie i to naszym siatkarzom i siatkarkom przyjdzie bronić w tym roku honoru polskich gier zespołowych. Miejmy nadzieję, że z dobrym skutkiem.
Krzysztof Mecner