O STARCIE, ŁZACH I PRZYJAŹNI
ZDANIEM WETERANA
O STARCIE, ŁZACH I PRZYJAŹNI
MARTWY sezon zaczyna ożywać, ruszyły do boju kadry. Start siatkarek w Montreux w sumie na plus, siatkarze niezłe wrażenie z pierwszego meczu w Sao Paulo zamazali słabym występem w niedzielę. Popiołu za moje raczej czarnowidzkie prognozy nie sypię więc na głowę, bo dotyczą zresztą owe „proroctwa” całego sezonu a droga jeszcze daleka i wyboista. Zawsze jest jednak nadzieja, że może dotrą do celu obie nasze drużyny w dobrym stylu i czas będzie na moją pokutę.
Na razie słuchałem na temat turnieju siatkarek w Montreux opinii mojego przyjaciela Cezarego. Wprawdzie historia uczy, że nie zawsze Komisarzom należy wierzyć, lecz były ceniony sędzia zna się – sądzę - na rzeczy. Matusiak oglądał kilka meczów naszych dam w kodowanej tv, dla grupy szaraczków, emerytów et cetera ten piękny widok niedostępny.
Już jakieś jaskółki się w Montreux pojawiły, armia Matlaka w drugim secie pogroziła Chinkom, brązowym medalistkom olimpijskim, wygrała z Japonkami, dwukrotnie z Niemkami, zajęła ostatecznie dobre, jak obecnie dla nas, piąte miejsce. Jurek Matlak się czasem denerwował, miał za co. Pamiętajmy jednak, że to pierwsze koty za płoty, że drużyna nie gra jeszcze w pełnym składzie, ale – jak mówi Cezary (i inni fachowcy) – potencjał jest, a czy się go do końca wykorzysta – inna sprawa, bo trzeba stanowczo zmniejszyć za dużą liczbę własnych błędów, zwiększyć moc ataku itd.
Start Światówki interesujący, bo sporo zespołów potraktowało LŚ jako poligon, dając szansę zawodnikom utalentowanym lecz dotychczas trochę dalszego planu. Stąd też czasem zaskakujące wyniki, ale też i nadspodziewanie wyrównane spotkania. Zaś o naszych meczach z Brazylią trzeba pamiętać, że niezależnie od tego w jak bardzo występują zmienionych składach (a jest to faktem) walczą przecież ze sobą aktualni mistrzowie z wicemistrzami świata.
Radowała mnie w pierwszym spotkaniu w Sao Paulo m.in. dobra postawa debiutanta Marcela Gromadowskiego, dość potężnego atakującego, który wraz ze sprytnym (to po ojcu, Macieju) Kubą Jaroszem tworzą parę zastępców Wlazłego. Dzień później Marcel był niestety cieniem samego siebie.
Ale na razie dość krytyki, pamiętajmy przy tym, iż grupa, w której jest tyle młodzieży zastępującej odpoczywających na razie kilku asów, na pewno odniesie ze startów w LŚ wiele korzyści. Byle trener Castellani, sam się przy tym mając dobrze, trzymał ten - w większości zbiór kandydatów na uzupełnienie pierwszego składu - mocną ręką. Nie chodzi mi bynajmniej o zachowanie a w ogóle o wszystko co pozwoli nabierać coraz większej dobrze pojętej agresji i pewności siebie w różnych elementach gry, choćby w zagrywce, tak katastrofalnej w niedzielę.
Przegranymi w tej edycji LŚ nie powinniśmy się zanadto przejmować, chyba, że były by skutkiem zejścia – jak w drugim meczu z Brazylią- poniżej pewnego, dobrego poziomu, którego mamy prawo wymagać nawet od tej, częściowo rezerwowej drużyny. Każde zaś zwycięstwo przyjmiemy z radością, zaś mecze w Polsce przyniosą na pewno wiele emocji licznej – jestem tego pewny - naszej kochanej publiczności.
* * *
TERAZ z nieoczekiwanie innej beczki, mam bowiem na myśli inną dyscyplinę; też piłka i siatka, ale tenis, choć w jakiś sposób siatkówce pokrewny, to jednak inny świat. Jeszcze bardziej skomercjalizowany. Wielkie turnieje o wielką kasę. A jednak i na tym podwórku ci wielcy udowadniają, że i w tym sporcie chodzi nie tylko o pieniądze, że nie zaginął i nie zaginie prawdziwy piękny duch sportu .Roger Federer, ten tenisista z kamienną- w najbardziej dramatycznych momentach gry - twarzą, może już nie tak szybki jak niegdyś, ale nadal wielki technik i taktyk, toczył na kortach Roland Garros w pół i finale niezwykle trudne walki z młodszymi gwiazdami. Gdy wygrał finał, opadła maska zimnego na pozór profesjonalisty. Wzruszyły mnie łzy radości tego zawodnika.
Na naszym zaś podwórku czyż nie jest wspaniała więź, jaką utrzymuje ze sobą grupa znakomitych niegdyś zawodniczek, o których my, ludzie mediów, niestety często zupełnie zapominamy. Te starsze już dziś panie, niejednokrotnie płacące dużą cenę za wieloletnią grę w warunkach, gdy pomoc medyczna nie stała na takim jak dziś poziomie, utrzymują ze sobą ścisły kontakt, łączy je przyjaźń, wspomnienia, ale też takie bardzo ludzkie wzajemnie zainteresowanie, gdy możliwe - pomoc. Organizują spontaniczne, prywatne spotkania, bodajże tylko raz pomógł im jakiś sponsor. Ostatnio zjechały do Wandy Wiechy, jednej z brązowych medalistek olimpijskich (1964-Tokio, 1968-Meksyk). Jest w tej grupie moja uwielbiana zawodniczka, podwójna medalistka olimpijska, „Czajka”, Krystyna Czajkowska-Rawska, jest jakże wspaniała w tych olimpijskich drużynach Krystyna Jakubowska. Są i inne znakomitości zespołu Stasia Poburki i Benedykta Krysika, które też miałem zaszczyt poznać, będąc kilka razy kierownikiem krysikowej drużyny na meczach (niestety nie olimpijskich) i zgrupowaniach – Krysia Krupowa, Józia Ledwigowa, Barbara Hermel- Niemczykowa, Ela Porzec, Halina Aszkiełowicz-Wojno, Krystyna Ostromęcka, choroba przeszkadza teraz spotykać się z koleżankami Jadwidze Marko-Książek, ale bywała w tej grupie, do której dołączają dwie wicemistrzynie świata z 1952 roku – przykład ambicji i waleczności Krystyna Hajec-Wleciałowa i Halina Tomaszewska-Lenkiewiczowa. O tej drużynie, która w 1952 roku w Moskwie przegrała tylko z gospodyniami, pokonała zaś kolejno Węgry, Indie, Rumunię, Czechosłowację i Francję, jej wielkim trenerze, Zygmuncie Krzyżanowskim, dzisiejsze pokolenie kibiców wie zapewne bardzo mało a szkoda, bo kruszy się to wspaniałe towarzystwo, już dawno temu odeszły Zakrzewska i English, które grały w szóstce razem z Hajec, Wojewódzką, Jośko i Tomaszewską.
Mieliśmy wspaniałe siatkarki, medale MŚ, srebrne i brązowe mistrzostw Kontynentu, potem olimpijskie i na tym się wielka era skończyła. Po latach wznowiła ją podwójnym złotem ekipa Niemczyka. Czy dojdzie do kontynuacji ale też czy w dzisiejszych tak skomercjalizowanych czasach obecne zawodniczki stać będzie na takie przyjaźnie i kontakty jakimi szczyci się Stara Gwardia?
Janusz Nowożeniuk
Powrót do listy