Ogolone głowy
Wizyta w Starych Jabłonkach mistrzów olimpijskich Phila Dalhaussera i Todda Rogersa to oczywiście znaczące wydarzenie w turnieju na Mazurach. Mistrzowie olimpijscy z Pekinu w poprzednich latach rzadko przyjeżdżali do Europy, wybierając jedynie wysoko opłacane turnieje wielkiego szlema. Grają natomiast regularnie w turniejach AVP w USA, kolebce światowego beach volleyballa, który mimo kryzysu wciąż odgrywa znaczącą rolę w plażowej siatkówce na świecie, bo przecież nie grają w nim tylko Amerykanie. W tym roku nie ma mistrzostw świata, więc Dalhausser i Rogers mierzą w zwycięstwo w końcowej klasyfikacji World Tour, ale by to osiągnąć trzeba grać w większości turniejów. To też zaliczka pod olimpijskie kwalifikacje, które rozpoczną się w przyszłym roku. Dla siatkarzy z USA ważne jest, by wyprzedzić krajowych rywali, bo w USA jest kilka par z olimpijskimi aspiracjami, a do Londynu pojadą tylko dwie najlepsze. Dlatego mistrzowie przyjechali nawet na „zwykły” World Tour w Mysłowicach, gdzie pierwszy raz polscy kibice mogli podziwiać ich klasę.
Phil Dalhausser to chyba nie tylko według mnie najlepszy obecnie siatkarz plażowy na świecie. To zupełnie inny typ siatkarza niż np. najlepszy w historii tej dyscypliny Karch Kiraly. Wielki, mierzący 207 cm wzrostu zawodnik „zniszczył” w finale igrzysk w Pekinie innego giganta - mierzącego 205 cm Brazylijczyka Fabio, któremu „założył parę kolejnych czap”, odbierając mu chęć do walki. Amerykanin ma bardzo długie ręce, z którymi wie co zrobić w bloku. Jeśli piłka jest blisko siatki to szans na ominięcie rąk Amerykanina praktycznie nie ma.
Phil Dalhausser straszy też rywali fryzurą, a właściwie jej brakiem. Jego ogolona „na zero” głowa ma też robić najprawdopodobniej odstraszające wrażenie. A to przypomina najgłośniejszą historię związaną z fryzurami siatkarzy z Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 r., kiedy to reprezentacja USA grała z głowami wygolonymi „na łyso”.
Amerykanie w 1992 r. w pierwszym meczu igrzysk wygrali z Japonią 3-2, ale jedyny raz w historii siatkówki wynik meczu uzyskany na parkiecie został zmieniony na 3-1 dla Japonii. Wszystko na skutek błędnej decyzji arbitra rosyjskiego Ramisa Samedowa, który w IV secie przy przewadze Japonii dał żółtą kartkę Amerykaninowi Samuelsonowi, protestującemu przeciwko decyzji uznającej jego atak za autowy. Amerykanin miał wcześniej na koncie żółty kartonik i ten drugi oznaczał czerwoną kartkę i punkt dla Japonii, a w efekcie też koniec meczu i wygraną drużyny z Azji. Ale sędzia nakazał grać dalej, a USA wygrały czwartego i potem piątego seta. Tyle że po proteście Japonii mecz zweryfikowano na 3-1 dla ich rywali. Amerykanie nie mogli się z tym pogodzić i na znak protestu wszyscy ogolili sobie głowy „na zero” by solidaryzować się z „naturalnie” łysym Samuelsonem. Ta porażka „przy zielonym stoliku” kosztowała ich jednak prymat w grupie i zapewne miejsce w olimpijskim finale, gdyż przez to trafili w półfinale na rewelacyjnie grającą Brazylię. W USA zabrało wówczas Karcha Kiraly’ego, jedynego ze starych mistrzów, który mimo wielkich próśb federacji USA nie zdecydował się na grę w igrzyskach.
Kiraly przyjechał w 2002 r. do Polski by propagować beach volleyball w pokazowym turnieju pod Pałacem Kultury. Pytałem go wówczas czemu nie chciał grać w igrzyskach, bo mógł mieć na koncie 4 złote medale z 4 kolejnych igrzysk. On jednak kochał plażową siatkówkę, a wtedy w 1992 r. bił wszystkie plażowe rekordy i to było dla niego nawet ważniejsze niż walka o trzeci z kolei tytuł halowego mistrza olimpijskiego. Wygrał trzeci złoty medal cztery lata później w Atlancie w drugiej siatkarskiej dyscyplinie. A jak mi wówczas w Warszawie powiedział, żałował tej Barcelony tylko raz, gdy prezydent Bush zaprosił najwybitniejszych olimpijczyków USA na obiad, a obok niego siedział Carl Lewis, który na czterech kolejnych igrzyskach wygrywał skok w dal. I wtedy pomyślał, że mógł być równie wielki jak on, bo takich sportowców w historii USA jest tylko dwóch (drugi to dyskobol Al Oerter).
Phil Dalhausser rekordów Kiraly’ego raczej nie pobije, ale ma szansę w Londynie zostać pierwszym w historii dwukrotnym mistrzem olimpijskim na plaży, co jego wielkiemu poprzednikowi się nie udało. Jego ogolona głowa jednak jeszcze przez wiele lat będzie zapewne straszyć rywali i budzić ich strach oraz respekt.
Krzysztof Mecner