OSZALAŁA LOKOMOTYWA
ZDANIEM WETERANA
OSZALAŁA LOKOMOTYWA
CHCIEJSTWO ludzkie nie ma granic. Kilka dziesiątek lat temu liczba imprez siatkarskich nie była, patrząc oczywiście z dzisiejszej perspektywy, imponująca. Potem zaczęły pączkować puchary, wreszcie przyszedł czas prezesa Rubena Acosty. Komercja, oprawa imprez, ich coraz większy zasięg, popularyzacja pięknej gry w coraz nowych zakątkach świata. No i przy tym wszystkim coraz owocniejsze kontakty z telewizją, słowem biznes. Dynamiczny rozwój dyscypliny, zmieniającej swój profil, teraz profesjonalny i komercyjny. Lecz gdzieś powinny być granice tego pędu w mnożeniu imprez, co tu mówić - także pogoni za zyskiem, potrzebnym zresztą m.in. na pomoc początkującym federacjom by...jeszcze bardziej rozkręcać tę karuzelę, coraz szybciej pędzącą, coraz bardziej szaloną. Bo są przecież granice wytrzymałości człowieka, tego z krajów przodujących w siatkówce, grającego w coraz większej liczbie meczów i reprezentacji i klubowych. Rozmawiałem na ten temat z red. Mecnerem, nie przyszło mi jednak do głowy, że obaj, on na Śląsku, ja w Warszawie, dość podobny temat prawie równocześnie weźmiemy „na warsztat”. Ale właściwie on pisze ( „Porządek w kalendarzu”) jakie są to imprezy i o ich gradacji (wymienia wszakże tylko zawody reprezentacji a nie klubów), ja zaś zadaję pytanie „po co tyle?”.
Rozumiem, że siatkówka to już od dawna zawód, sporo pracy i grania nie za darmo a dobrą kasę przecie. Jednak mając nawet szeroką ławkę trudno - startując w tym coraz bogatszym repertuarze siatkarskich imprez - nie narazić zawodnika(czki) na przeciążenia ze zbyt często trwałą, niestety, szkodą dla organizmu. Oczywiście od dawna już wiemy, że hasło sport to zdrowie ma się raczej nijako do sportu zawodowego, ale rozsądek, interes nawet by przedwcześnie nie spalać talentów, powinien wytyczać jakieś normy rozsądku tej pogoni za coraz nowymi atrakcjami.
Po 17 latach przerwy wznowiono klubowe mistrzostwa świata , reprezentacje – mistrzowie kontynentów walczą o prymat w swojej imprezie, a tu jeszcze cała masa spotkań pucharowych. Łamią głowy układający kalendarze ligowe. Serdecznie im współczuję tych łamańców by pogodzić interesy klubów i reprezentacji, znaleźć terminy rozsądne na ligę, spęczniałe europejskie puchary i na inne różności także.
Być może następca Acosty, działacz rodem z Chin, przyhamuje trochę tę pogoń za coraz większą, przesadną liczbą imprez dochodowych (dochód dzięki tv, nie zawsze kibicom, bo lokalizacja zawodów bywa czasem nietrafna i argument, że chodzi o popularyzację trafia w świecące wielkimi łysinami widownie). Bilans korzyści, jeśli to poważnie przeanalizować, biorąc pod uwagę również tzw. materiał ludzki, jest w tej chwili niekorzystny. W moim przekonaniu tak to wygląda a zamianie sytuacji na lepsze mógłby się choćby przysłużyć także prezes PZPS Mirosław Przedpełski. Zdolny dyplomata, zmieniający wprawdzie czasem zdanie, ale to tylko krowa przecież a nie prezes zdania nigdy nie zmienia. Sprawuje także pan Mirosław funkcje we władzach międzynarodowych. Mamy zresztą i innych naszych fachowych przedstawicieli. Może by się całe to polskie towarzystwo przyłączyło do jakiejś akcji zdrowego rozsądku w hamowaniu oszalałej lokomotywy.
***
TROCHĘ z innej beczki. Wspomniałem o klubowych MŚ, o których w poprzednim felietonie pisałem, że początkujące. Tymczasem mój kolega, Krzysztof Mecner, zdruzgotał mnie wiadomością, że to już impreza o pewnych tradycjach, tyle, że była na 17 lat przerwana. Krzyś imponuje mi pamięcią, encyklopedyczną wręcz wiedzą o historii siatkówki, nie takiej zresztą długiej ale bardzo już bogatej. Wydał kilka książek, o mistrzostwach świata, Europy, olimpiadach, dla mnie jednak podstawowe dzieło zdolnego kolegi to „80 lat polskiej siatkówki”. Książka, którą każdy fan tej dyscypliny powinien posiadać, jest w niej bowiem wszystko. Wykorzystał Mecner różne zbiory, włożył jednak sam ogromną pracę i mamy i kadrę, i ligi, puchary, juniorów, słowem cała historia. Może z pewnymi lukami, ale to się da uzupełnić. Tu wznawiam apel do związku, także prezesa PlusLigi, który jest przecież wiceprezesem PZPS, Artura Popki, by znaleziono pieniądze na kontynuowanie Mecnerowego dzieła doprowadzonego do 2001 roku. Związek niestety przez lata własnego archiwum wynikowego nie posiadał (coś na ten temat pisałem, o pani sekretarz, która wyrzucając zbędne jej zdaniem papiery, wyrzuciła także całe archiwum wynikowe), obawiam się, że poza książką Mecnera i jakimiś szczątkami niczym więcej dzisiaj nie dysponuje. Mawia się - co to za naród, który przechodzi obok swojej historii?! Można to sparafrazować mając na myśli związek sportowy.
Słowo daję, że Krzysio mi nic nie obiecał za modny dziś lobbing, głosuję za nim, a raczej za kontynuacją jego dzieła bezinteresownie i z całym przekonaniem.
***
JA TU SWOJE, a liga swoje. Na mecze, jak już kiedyś wspominałem, nie chodzę (zdrowie),ale w „okienku” spotkań polskiej drużyny reprezentacyjnej czy ligowych, pucharowych nie przepuszczę. Mimo różnych jeszcze niedoróbek, transmisje Polsatu z PlusLigi są dobre i częste. Dokonywana przez telewizję popularyzacja dyscypliny, odwdzięcza się coraz lepszą grą drużyn, co przynosi większą oglądalność; interes wspólny. A’ propos: trwa z Polsatem negocjacja kontraktu na nowy sezon, ciekawe czym się zakończy. Mnie po dwóch niepełnych (piszę przed meczem Jastrzębskiego w Radomiu) kolejkach PlusLigi trudno coś podsumowywać, głosiłem zresztą już, że Skra nie będzie miała łatwo. Na razie kilka naprawdę dobrych meczów, szczególnie Skry z Resovią (3:2). Zaimponował Wieluń ze Skrą, której, beniaminek urwał seta, w następnym zaś spotkaniu wygrał z olsztyńskim AZS (o tym zespole w nowym, bez gwiazd, składzie – może przy innej okazji). Jak zawsze z wielką sympatią obserwuję odradzający się co pewien czas jak Feniks z popiołów częstochowski AZS. W tym sezonie ma w trzonie kilku młodych, którzy już rok temu pokazali się z dobrej strony, mam na myśli m.in. mistrza Europy Piotra Nowakowskiego czy Fabiana Drzyzgę. Ta młodzież bez kompleksów, wzmocniona przez Dawida Murka a dowodzona przez ambicjonała (wdaje się w Ojca) Grzesia Wagnera (przepraszam za tego Grzesia poważny panie trenerze, ale znam przecież pana od dzieciątka, ciut niesfornego niegdyś), jeszcze nie raz się w tej PlusLidze dobrze zaprezentuje. Znokautowała już AZS Olsztyn oraz w tie breaku dramatycznego w czterech setach meczu – Delektę. Osłabioną wprawdzie – bez kontuzjowanego Piotra Gruszki – ale groźną. W jej sali!
Reasumując: gra licznej grupy siatkarzy, m.in. mistrzów Europy i mocnych przyjezdnych z innych krajów, daje już widzom sporo satysfakcji.
Janusz Nowożeniuk