Pamięci trenera
Tradycyjny Memoriał Huberta Wagnera to nie tylko ostatni i zapewne najważniejszy sprawdzian naszej męskiej reprezentacji przed rozpoczynającymi się we wrześniu mistrzostwami świata, to także okazja do wspomnień i pamięci o najsłynniejszym trenerze siatkarskim w naszej historii oraz zwycięstwach jego drużyny.
Ten Memoriał, który z inicjatywy Jerzego Mroza ma już swoją długą historię, z roku na rok ma ciekawszą obsadę. W tegorocznej edycji wystąpią medaliści mistrzostw świata z 2006 r., czyli Brazylia, Polska i Bułgaria oraz silna reprezentacja Czech. Będą zarówno wielkie emocje sportowe jak i element zadumy oraz wspomnień.
Przed rokiem Memoriał rozgrywano w Łodzi i z wielkim wzruszeniem oglądałem olimpijski finał w Montrealu, który na wielkich telebimach w hali prezentowali organizatorzy. Wygrana 3-2 z ZSRR w Montrealu w 1976 r. była jednym z największych osiągnięć w historii polskiego sportu i wielkim osobistym sukcesem Huberta Wagnera.
O metodach pracy Wagnera z kadrą do dziś krążą legendy. Czasy się zmieniły. Tak ciężko pracować jak jego „złota drużyna”, która nierzadko trzy razy dziennie trenowała, już dziś nikt nie jest w stanie. Wtedy to powstał też słynny film „Kat”, pokazujący jak trenują siatkarze Wagnera. Film ten wielu zaszokował, a dziś już obrósł w legendę. Gdy w czasie jednej z długich rozmów ze słynnym szkoleniowcem pytałem o filozofię tej pracy odrzekł: „Zespół musiał być przygotowany do walki przez blisko trzy godziny. Z takim zespołem jak ZSRR nie można bowiem było wygrać 3-0, chyba żeby Rosjanie byli pijani!”. I ta filozofia się sprawdzała, bo przecież to o podopiecznych „Kata” mówiono na całym świecie, że są mistrzami piątego seta.
Wagner został trenerem kadry mając zaledwie 33 lata, tyle ile dziś mają np. Zagumny, Gruszka czy Świderski. Miał jednak tak wielką charyzmę, że mu zaufano i uwierzono, że to co chce zrobić z reprezentacją może przynieść efekty. Zdobył w ciągu tych pierwszych lat z kadrą mistrzostwo świata i olimpijskie złoto, a także srebrny medal mistrzostw Europy w 1975 r. i Pucharze Świata w 1973 r. Do kadry wracał jeszcze dwukrotnie. W 1983 r. wywalczył z męską reprezentacją wicemistrzostwo Europy, a na kolejny medal na tej imprezie czekaliśmy aż do 2009 i czasów trenera Castellaniego. Najmniej udany był ten trzeci epizod w latach 1996-97, ale też osobiście był on dla mnie najbardziej pamiętny.
Wagner lubił dziennikarzy, choć czasem robił sobie z nich żarty. „Niech piszą co chcą, byle pisali o siatkówce, bo to służy popularności dyscypliny” mawiał, ale też dziennikarze, choć czasem go krytykowali, mieli do niego wielki respekt i szacunek. Pamiętam jak w Sylwestra 1997 r. Polska grała eliminacyjny mecz mistrzostw Europy z Grecją. PZPS wynajął wtedy rządowego Jaka, którym często podróżował ówczesny prezydent. Ponieważ w samolocie zostało kilkanaście wolnych miejsc związek zabrał też na pokład grupę dziennikarzy. Prośba ówczesnych władz siatkówki do nas była taka by selekcjonera i siatkarzy nie męczyć przed meczem i pozwolić im spokojnie się skoncentrować przed tym ważnym spotkaniem. Dziennikarze tak wzięli sobie to do serca, że przez dwa dni poprzedzające spotkanie nikt do szkoleniowca z nich w zasadzie się nie odzywał, a czas spędzaliśmy we własnym gronie i towarzystwie niezwykle sympatycznych pilotów. Po jakimś czasie sam Wagner do nas przyszedł z pytaniem czy się wszyscy na niego obrazili...
Był człowiekiem z własnymi zasadami i wielkim poczuciem humoru, z pewnością też najsławniejszym polskim trenerem siatkówki w historii. Szkoda, że odszedł tak wcześnie, bo swoją wiedzą mógł służyć jeszcze wielu pokoleniom siatkarzy i siatkarek, z którymi w czasie swojej kariery też pracował. Dlatego tak ważne jest by kontynuować ten Memoriał i kultywować pamięć o trenerze, który sprawił, że siatkówka w Polsce stała się jedną z najważniejszych dyscyplin sportu. Co rok więc z okazji Memoriału Huberta Jerzego Wagnera będziemy jeszcze raz przeżywać wygrane nad ZSRR i Japonią na mistrzostwach świata w 1974 r. i igrzyskach w Montrealu dwa lata później.
Krzysztof Mecner